Wilst Werlon
-
Jak na razie szukaliście dobrego miejsca na obóz, było Was za mało, aby wyczyścić z mieszkańców każdą wioskę w okolicy przez jedną noc, całą operację musicie rozłożyć w czasie, żeby zabrać ze sobą jak najwięcej ludzi.
-
Dyniogłowy
Swoją Magią mógłby im to zadanie bardzo ułatwić, ale jak na razie wypełniał rozkazy. -
Znalezienie odpowiedniej polany w jednym z okolicznych lasów nie było trudne, tak jak narąbanie drewna na palisadę, opał, rozbicie namiotów i tym podobne. Teraz dowódca najemników, masywny Ork z dwuręcznym młotem bojowym, zaczął rozsyłać swoich podwładnych na zwiad, polowanie, aby uzupełnić zapasy i posilić się wreszcie czymś innym, niż suszone mięso czy suchary oraz zabezpieczeniem okolicy obozu.
-
Dyniogłowy
Coś mu przypadło z tego? -
Wszyscy Cię akceptowali, pewnie przywykli do dziwnych rzeczy dziejących się na Górze Mroku, im chodziło jedynie o solidną zapłatę, choćby płaciła im sama Pustka. Ale nie traktowali Cię jak członka drużyny, sam też przecież trzymałeś się na uboczu i nie próbowałeś z nimi bratać. Możliwe, że przez Twój niecodzienny wygląd traktowali Cię nawet jak jakiegoś wysłannika z góry czy coś w tym guście.
-
Dyniogłowy
W takim razie, mógł samotnie ruszyć na obserwacje celu. -
Błądziłeś jakiś czas po lesie, aż znalazłeś trakt, a idąc jego tropem, również małą wioskę, typowe sioło składające się z drewnianych budynków krytych strzechą i słomą, głównie chłopskich chat, ale też szop, obór, spichlerza czy zagród.
-
Dyniogłowy
Przyglądał się, czy znajdowali się na widoku ludzie. -
Dzieci bawiły się w wiosce lub jej pobliżu, te starsze pomagały kobietom, starcom czy kalekim w drobnych pracach przy obejściu, uprawie ogródka, pieleniu chwastów, przygotowywaniu strawy i tym podobnych. Mężczyzn było niewiele, zajęci byli zapewne pracą w pobliskim lesie czy gdzieś na polu.
-
Dyniogłowy
Jakieś dziecko było w zasięgu jego magii? -
Kilkuletni chłopiec, dziewczynka w podobnym wieku i kobieta, która zabierała je do lasu, najpewniej żeby pozbierać owoce, grzyby czy korzonki, sądząc po wiklinowych koszach, które niosą.
-
Dyniogłowy
Spróbował ruszyć ich śladem, ale tak, żeby go nie wykryli. -
Szło to dość sprawnie, a po jakimś czasie cała grupa rozpierzchła się, choć wciąż trzymali się w zasięgu wzroku i słuchu innych, szukając różnych leśnych dóbr.
-
Dyniogłowy
Uznał, że dzieci bez kobiety sobie nie poradzą, dlatego też właśnie ruszył za nią. -
Drzewa, krzewy i inne zarośla rosły dość gęsto, udało Ci się więc niepostrzeżenie zakraść na tyle blisko, że dzieliły Was dosłownie trzy metry lub nawet mniej, a ona nie zdawała sobie z tego sprawy, tak jak z grożącego jej niebezpieczeństwa.
-
Dyniogłowy
Użył swojej magii, żeby kobieta (i tylko ona) usłyszała głośny płacz kilkanaście metrów przed nią. Musiał wywabić ją dalej od wioski, a Magia Szaleństwa mogła się temu przysłużyć. W końcu to kobieta, wrażliwa istota. -
Instynkt macierzyński zadziałał poprawnie, choć wahała się przez chwilę. Najpewniej myślała, że to żadne z towarzyszących jej dzieci, ale później uznała, że jakieś mogło przemknąć się obok niej lub był to inny bachor, potrzebujący pomocy. Dlatego odłożyła swój koszyk i ruszyła naprzód, nawołując wyimaginowane maleństwo, czym wzbudziła zainteresowanie reszty dzieci.
-
Dyniogłowy
Ruszył za nią, skradając się. Przy okazji spróbował użyć swojej magii, by dzieci straciły matkę z pola widzenia. -
Wszystko szło sprawnie, a Ciebie wydała dopiero jakaś sucha gałązka, na którą przypadkiem nadepnąłeś. Kobieta odruchowo odwróciła się, a gdy Cię zobaczyła, od razu zaczęła krzyczeć ze strachu i uciekać, zapominając o Twojej iluzji płaczącego dziecka.
-
Dyniogłowy
Rzucił się w pogoń za nią, starając się zwalić ją z nóg. Używając nadal swojej magii, postarał się ją pozbawić tchu od tego całego przerażenia.