Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
‐ Jesteś bardzo pewny tych słów. Obyś mnie nie zawiódł.
‐Jeszcze nie zdarzyła się taka sytuacja.
‐ Zawsze jest ten pierwszy raz. I ostatni.
Kiwnął głową. ‐Jeszcze jakieś zadania?
‐ Miej na oku Jonathana i melduj mi o tym co uznasz za podejrzane.
‐Dobrze.
‐ Jeśli to wszystko to możesz odejść.
Lekko się ukłonił i i wyszedł. Sprawdził, czy już wsparcie orków się ustawia.
Nie zanosiło się na jakiekolwiek wsparcie. Orkowie trenowali, odpoczywali lub chodzili dwójkami i trójkami po murach.
Wrócił więc do Jonathana.
//Zmiana tematu. Zacznij.//
Brutus szedł w kierunku pałacu.
I Brutus doszedł do bramy pilnowanej przez Orków.
‐Ja do Lorda.
Przepuścili Cię bez zbędnych pytań.
Ruszył wprost do jego gabinetu, ale przez salę tronową. Kto wie? Może akurat tam jest?
W sali tronowej go nie było. Pozostał gabinet.
Poszedł tam, zapukał do drzwi.
‐ Wejść! ‐ usłyszałeś rutynową komendę i szczęk zamka.
Wszedł do środka. ‐Lordzie.