Szczegóły grupy

Zgniły świt

Wojna zawsze niesie ze sobą okrutne żniwo. Jednak teraz było inaczej. Wystarczyło raptem trzydzieści lat, by świat, jaki znamy, przestał istnieć. Ludzkość zaczęła walczyć ze sobą o marne ochłapy, gotowi są poderżnąć innym gardła za puszkę przeterminowanej konserwy. A jakby tego było mało, wciąż muszą uciekać przed ofiarami kuru. Zaraza wypłynęła z jakiegoś wojskowego laboratorium i zdziesiątkowała populację. Nastała nowa era. Skończył się czas homo sapiens. Teraz nadszedł czas homo mortus.

  • RE: Rozgrywka [Azja + Australia]

    GENERALREGIERUNG FÜR DIE BESETZTEN TIBETISCHEN GEBEITE

    (72dac991-e09b-41e8-9f18-1577bf5f2f9f-obraz.png

    TIBETISCHER OKULTSTAAT

    Werbunek:

    […]

    Dyplomacja:

    […]

    Handel:

    […]

    Badania:

    - Przeznaczamy [usunięto] na rozwój projektu krypt. Zwillingssoldaten Bühne-1

    - Przeznaczamy [usunięto] na rozwój projektu krypt. Tibetterrier

    - Przeznaczamy [usunięto] na rozwój projektu krypt. Grille 17

    - Przeznaczamy [usunięto] na rozwój projektu krypt. Pfeilspitze-A/B

    - Przeznaczamy [usunięto] na rozwój projektu krypt. TmR-1NB-73

    - Przeznaczamy [usunięto] na rozwój projektu krypt. Agent S

    Wojska:

    PW

    Taktyka:

    PW

    Inne Działania oraz Wydatki:

    - Przeprowadzono zmiany w systemie awansu wojskowego dla Eingeborene oraz w systemie przyjmowania zgłoszeń do szpitali. Szczegóły w sprawach wewnętrznych.

    Podsumowanie:

    Why do I feel this is the tipping point?

    Titel – 03:47
    — Klaus Doldinger - Topic

    napisane w Nazaris
  • RE: Sprawy Wewnętrzne [Azja+Australia]

    Verordnung der Generalregierung Tibets vom 15. März 1972.

    Rozporządzenie Gubernatorstwa Generalnego Tybetu z dnia 15 marca 1972 roku.

    Z dniem 15 marca 1972 na terenie Gubernatorstwa Generalnego Tybetu zarządza się:

    • Zniesienie ograniczeń awansu wojskowego dla ludności Eingeborene (natywnej), umożliwiając im osiąganie wyższych stopni wojskowych.

    • Zniesienie hierarchizacji zapisów do publicznych przychodni zdrowia oraz przyjęć do szpitali dla ludności Eingeborene (natywnej), wprowadzając kolejność przyjęć na podstawie chronologii zgłoszenia oraz powagi problemów zdrowotnych pacjenta.

    Rozporządzenie wchodzi w życie oraz podlega egzekucji prawnej wraz z dniem 20 marca 1972 roku.

    napisane w Nazaris
  • RE: Federacja Starej Huty

    Wskazał ci o przybliżoną drogę, by jakoś odnaleźć się w tym labiryncie sztolni i trafić do kantyny dla żołnierzy. Na miejscu były raptem dwie osoby przy posiłku i kucharz za ladą.

    napisane w [Dark Dante] Stalowa Wola
  • RE: Nadzieja

    — Wiesz co? Gdybym miał nabój za każdy raz, kiedy ledwo wróciłem żywym z Złych Ziemi, ale wróciłem, to miałbym dwa naboje. — Stwierdził, przyglądając się z pewną nostalgią budynkom Nadziei, które przypominały mu dawne wydarzenia. — Co samo w sobie jest dziwne, ale jest tym dziwniejsze, że zdarzyło się dwa razy. — Westchnął ciężko, po czym wyciągnął otwartą dłoń do Rickiego. — Gdyby nie ty, pewnie do teraz leżałbym pod gruzami tego zamku. Uratowałeś mi dupsko. Dzięki.

    napisane w Oskad
  • RE: Moskwa

    Nie wahając się długo, Potomkin wmaszerował do środka, by od razu zasalutować przed Araszką. Był gotów wypluć z siebie raport bojowy, gdy tylko dowódca udzieli mu prawa do głosu.

    napisane w Pandemia
  • RE: Federacja Starej Huty

    Tutaj przynajmniej mógł zasięgnąć języka o tym, gdzie można wrzucić coś na ząb, bo czuł się jakby jego żołądek był coraz to bardziej gotowy do rozpoczęcia konsumpcji samego siebie. Podszedł do jakiegoś żołnierza, który wydawał się być mniej zajęty by dopytać o jakąś stołówkę.

    napisane w [Dark Dante] Stalowa Wola
  • Dobre zakończenie umiera ostatnie

    Najważniejszą częścią każdego utworu jest jego zakończenie – coś, z czym twórcy zawsze mają problem. Ile filmów bym nie obejrzał, książek nie przeczytał i gier nie ukończył, zawsze łapię się na tym, że popadam w ten sam schemat. Bardzo dobrze się zaczyna, potrafi zaciekawić, do połowy jest w porządku a końcówka pozostawia już wiele do życzenia… Nie wiem, skąd to się bierze, może po prostu budując jakąś historię, twórcy skupiają się na budowaniu całej otoczki, resztę zrzucają na karb „jakoś to będzie”. Ale nie będzie, bo często wychodzi nijakie, pretensjonalne czy zwyczajnie głupie. Zatem postanowiłem się pochylić nad kilkoma wybranymi przeze mnie przykładami, które jednak skłoniły mnie do jakiejś zadumy nad ostatnimi scenami. Spoilery? Taaaaak… Niczym wiejski tuning na Gruzie stereotypowego Sebixa.
    (Psssssssssst… Takie wybory zawsze są czysto subiektywne – nie ma co kruszyć kopii o „bo ten pszykład nie pazuje, a moiego nei dałeś!1!1!111!”)

    GRY

    Planescape: Torment
    Pokrótce już opisałem woje wrażenia z powrotu do gry po latach, toteż możecie rzucić okiem. Samo zakończenie zainteresowało mnie głównie z dwóch powodów. Po pierwsze, to czym jest ta wielka zbrodnia? Z kilku teorii hulających po internecie, najbardziej podobają mi się dwie – ta o wywołaniu Wojny Krwi i ta o… Braku zbrodni. Osobiście nie przyjmuję żadnego stanowiska w tej sprawie. Ale drugą kwestią tego, że finał mi się podoba, to fakt, że odpowiednio prowadząc fabułę, jesteśmy w stanie ocalić wszystkich towarzyszy skazanych przez nas na śmierć. Jednak nie oznacza to, że wszystko jest cacy, o nie. To są Sfery, MUSIMY ponieść karę. Ale przyjmujemy ją z godnością i pokorą, żegnamy przyjaciół, schodzimy na pole wiecznej bitwy i chwytamy za broń. Wrócimy do tego, co przez te wszystkie lata robiliśmy najlepiej. Będziemy zabijać. Tym razem jednak z pewnym sensem. Po ujrzeniu napisów końcowym miałem lekką refleksję z serii „kim jesteśmy, dokąd zmierzamy, jaki jest sens istnienia?” i konkluzją było to, że jest to bardzo dobre zwieńczenie historii. Wciąż nie wszystko zostało wyjaśnione, podkreślając to, jak tajemniczy jest ten świat. No bo w końcu co zrobił Bezimienny? Jakie jest jego imię i czemu jest ono przeznaczone tylko dla uszu bliznowatego, a dla naszych oczu już nie? Kim jest Pani Bólu? Nie zostaliśmy potraktowani jak idioci, zostawiono trochę miejsca na dywagacje.

    Bioshock 2
    Już zrobiłem osobne podsumowanie o tym, dlaczego bardzo mi się podobało to zakończenie – w telegraficznym skrócie, zakończenie uważane przez wszystkich za „dobre” wcale nie jest tym najlepszym, a właśnie to smutne nim jest. Bardzo ciekawy zabieg fabularny, polecam sobie sprawdzić.

    Kingdom Come: Deliverance
    Tutaj bardzo podobał mi się nie tyle finał sam w sobie, co zabieg fabularny. Przez całą historię nacisk jest położony na kwestię zemsty i pogoni za oprawcami naszej rodzinnej wsi. I w momencie, jak już mamy ostatecznie ściąć wszystkich winnych… To widzimy napisy końcowe. Nie wszystkich osądziliśmy. I do tego, samo to zakończenie jest zrobione w momencie, jak mieliśmy już łapać za miecz i dopaść ostatniego złego. Miałem wtedy takie wrażenie „Ale jak to, to już?!”, jednak dopiero potem do mnie dotarło, jaki przekaz to ze sobą niosło. Henryk nie dopełnił swej zemsty w całości, tylko w części, mimo to odzyskał spokój. Daje to nam pewną lekcję. Żałobę po prostu trzeba przejść, a że tutaj akurat z krwią na rękach, to cóż… Takie to były czasy, z Kumanami pod bokiem i Wojnami Husyckimi u progu. Nie popadł w rozpacz, nie poddał się też obsesji (nie musi tu być zemsta, może to być chociażby alkoholizm), uporał się ze stratą i przeszedł nad nią do porządku dziennego, żyjąc własnym życiem. Nie bez powodu ktoś mądry kiedyś powiedział „nie żałuj umarłych, tylko żywych”.

    Death Stranding
    Na ten temat zostało już wylane wiele wody. I słusznie, bo mimo że gra odpowiada nam praktycznie na wszystkie pytania postawione na początku, to na koniec zadaje nam ich o wiele więcej… I liczy na naszą domyślność. Bądź na endgame. Trzeba wykonać jeszcze całe mnóstwo zleceń dla wszystkich punktów na mapie, by dostać rejestry rozmów, które w zasadzie już wszystko nam opowiedzą, może z kilkoma mniejszymi wyjątkami. Ważny jest też powód śmierci żony sama oraz to, dlaczego jest jedynym repatriantem. Te informacje znajdziemy dopiero przy wykonywaniu kurierskiej roboty już po ujrzeniu inauguracji. Co tu wiele mówić – w końcu grę zrobił mistrz Kodżumgo. Pod tym względem, jest jedną z moich ulubionych (znajomi żartują, że to gra mojego życia, taaaaaaaaaa, pracowało się w kurierce…) i nawet sam byłem zaskoczony, bo sam początek to takie spotkanie się ze ścianą. Gra praktycznie nic nie tłumaczy, a nawet każe nas za typowo growe przyzwyczajenia. Chociaż już od drugiego rejonu wiemy w zasadzie wszystko, co nam potrzebne, a całą resztę okruszków zbieramy, delektując się tym, jak cała ta intryga została zwięźle uknuta. Na drugą część czekam jak wściekły, i mimo że od dawna mam zasadę by nie kupować tytułów na premierę, to tutaj chyba zrobię wyjątek. Hideo na to zasługuje.

    Sigularity
    O tym także już się rozpisywałem. Pokrótce – zakończenie związane z podróżami w czasie jest ciekawe przez to, że wracając do punktu utworzeniu alternatywnej linii czasowej, wcale się nie cofamy do niej, tylko do jeszcze innej alternatywy… Poplątane trochę, wiem. Trzeba zagrać i znaleźć ten jeden jedyny moment w toku gry, żeby się w tym połapać.

    Fallout 4
    Długo się wahałem, czy umieścić to na liście. Bardzo długo. Ale wróciłem do swojej topki o antybohaterach i uznałem, że skoro faktycznie KAŻDE zakończenie oznacza masakrę i ludobójstwo (czy Bethesda zrobiła to przypadkiem, czy umyślnie, to już inna kwestia…), uznam to za jedno z lepszych rozwiązań akcji. Ale tylko w tym kontekście, bo cała reszta gry nie ma nawet startu do New Vegas.

    FILMY

    Wyspa tajemnic
    W tego typu filmach zawsze jest problem z tym, co uznać za dobry zwrot akcji, a co po prostu za głupotkę scenarzysty, który składa fabułę na ślinę i taśmę klejącą. Tutaj jednak nie miałem takich momentów zawahania się. I sam finał także był bardzo dobry, pasujący do całości. Istnieją tu dwie teorie i nawet kiedyś ze znajomymi sporo o tym gadaliśmy, bo obie są równie mocne. Ja jednak jestem zdania, że Teddy do samego końca pozostawał zdrowy na umyśle, a udawał obłąkanego, żeby ratować Chucka. Uznał, że poświęci swą świadomość, by cały ten spisek, który faktycznie miał miejsce, pozostał w tajemnicy. Świadczą o tym ostatnie zdanie DiCaprio oraz charakterystyczny sposób, w jaki spojrzał. Dosłownie końcowe piętnaście sekund filmu robi najmocniejsze wrażenie względem całości.

    Sknerus
    Komedia w starym, dobrym stylu. Tutaj najbardziej rozbrajające jest z kolei ostatnie pięć sekund i tylko dlatego powinien zebrać lepsze oceny. Przez całą długość obrazu widzimy, jak każdy kręci własne interesy, by na sam koniec Daniel wyrolował wszystkich… A jednak nie! To do ostatka wujek Joe trzymał rękę na pulsie, budując tak warstwowe kłamstwa, że głowa mała, włącznie z tym szpitalem. I kiedy obiecuje, że już przestanie kłamać, pojawia się najmocniejszy moment. Przez cały czas udawał zniedołężniałego i poruszał się na wózku inwalidzkim, by w tym momencie wstać i żwawym krokiem wyjść z pokoju. Nawet zawodowi pokerzyści nie daliby rady aż tak blefować.

    Koniec przyjaźni
    Sam w sobie ten film jest durny i aż było mi szkoda tej półtorej godziny życia. Fabułka na zasadzie „zgwałcili naszą koleżankę, teraz się z niej pośmiejmy, przecież to uber zabawa”. No proszę was, kto by się śmiał z czegoś takiego? Ciekawy jest tylko ten format z wideorozmowami. Na samym końcu się okazuje, że to najlepsza przyjaciółka zgwałconej dziewczyny nakręciła całą spiralę mobbingu (co zakończyło się samobójstwem poszkodowanej) i teraz skazała wszystkich obecnych na rozmowie na śmierć. Jednak nie uratowała się. Duch, demon czy tam cokolwiek innego, i tak ją dopadł. Kara została wymierzona. Nie tylko za jedną śmierć, ale i te pozostałe, sprzed ostatniej półtorej godziny. Ciekawe? Ciekawe. Czy obejrzałbym drugi raz? Nie. Maksymalnie dałbym z trzy gwiazdki, sporo niżej, niż na filmwebie.

    Klucz do koszmaru
    Nie lubię horrorów, bo nie dość, że napakowane są jumpscare’ami, to kończą się w zasadzie zawsze tak samo. Albo umierają wszyscy bohaterowie, albo przeżywaj jednak osoba. Koniecznie też zabójca, potwór, demon lub cokolwiek innego, przed samymi napisami i tak musi się okazać żywy i spragniony zemsty. Już wolę psychologiczne, jak chociażby „Milczenie owiec”, gdzie straszakiem ma być mroczny umysł i sam nastrój. Ten film też poniekąd taki jest. Jak się okazuje, Violet praktykująca hoodoo, nie jest starowinką posiadającą dom. Magia działa. Już kilka razy przenosiła swą świadomość do innego, młodszego ciała. Jej mąż tak samo. Teraz szuka nowego „naczynia” dla siebie w postaci Caroline. A Ben wcale nie jest Benem. Jest nieszczęśnikiem, któremu Ben już zabrał ciało i „Ben” jest poddawany farmakologii, by wyglądał na sparaliżowanego. Bo łatwiej zgrywać opiekunkę i dobrego lekarza, niż kogoś zabić i ukryć ciało. Ale Caroline nie jest taka głupia, o nie. Przejrzała plany i postanowiła dokonać rytuału odwrotnego. Niestety, Violet robi to już od tylu lat, że łatwą ją zmanipulowała i młoda kobiecina przypadkiem pieczętuje rytuał, kończąc w ciele starszej kobiety. Od razu zostają jej podane leki i resztę swych dni spędzi śliniąc się i wpatrując w przestrzeń, przy boku „Bena”. Tego się nie spodziewałem, sądziłem że zakończy się typowo dla horrorów - dziewczyna się nie da, rytuał okaże się klapą, a małżeństwo poniesie jakąś karę. Jednak nie, idzie w całkiem inna stronę. Ciekawe, doznałem lekkiego zaskoczenia.

    Mgła
    Nad miastem zawisła mgła, z której wyszły potwory, zabijając mieszkańców. Dość sztampowy film, na zasadzie „obejrzeć raz i wystarczy”. W finale główny bohater wraz z synem i grupką ocalałych zdobywają samochód i uciekają. Ale paliwo się kończy, a mgła nie. Nadszedł czas podjąć ciężką decyzję. Wyciąga rewolwer i za zgodą zgromadzonych, strzela do wszystkich, bo taka śmierć jest o wiele lżejsza. Zaczyna od swojego syna i idzie kolejno. Niestety, brakło mu jednej kuli – dla siebie. Wysiada, by oddać się na żer monstrum, i gdy już coś ma się wychynąć zza mgły, widz doznaje zaskoczenia. To wojsko. Ciężki sprzęt, siły specjalne, uratowane grupki uchodźców. Do tego miotacze ognia, które niszczą gniazda i rozwiewają mleczną zasłonę. Wystarczyło dosłownie poczekać jeszcze dwie minuty i wszyscy byliby ocaleni. Horror słaby ale zakończenie świetne.

    KSIĄŻKI

    Siedem śmierci Evelyn Hardcastle Stuart Turton
    Samo w sobie to zakończenie nie jest tak dobre, znowu „żyli długo i szczęśliwie”. Ale samo rozwiązanie akcji jest dość zaskakujące. Dowiadujemy się, dlaczego główny bohater zmienia ciała, dlaczego nic nie pamiętał, dlaczego po każdym dniu musi od nowa bić się ze swoimi myślami. Poznajemy też okoliczności jego pobytu w tym miejscu, czemu tytułowa Evelyn co chwilę umiera i kim jest ten cały doktor plagi. Intryga jest bardzo interesująca, głównie ten motyw kary, z pominięciem kwestii wiary (nie ma tu Boga czy aniołów chrześcijańskich lub innych kultów religijnych). Fani kryminałów pewnie się tu jednak zanudzą, ja osobiście unikam tego gatunku, jednak sam zamysł fabularny mnie przekonał do kupna i nawet nieźle się bawiłem.

    Pan Samochodzik i człowiek z UFO Zbigniew Nienacki
    Wiem, wiem, książka jest infantylna – i nie bez powodu, w końcu skierowana jest do dzieci i młodzieży. Z resztą jak cała seria. Jakiś czas temu odświeżyłem sobie te pozycje, żeby wrócić do lat beztroski w podstawówce. Jest to jedna z ostatnich książek z cyklu pisanego przez Nienackiego i fani jasno stwierdzili, że to nie jest Pan Samochodzik. I fakt, nie pasuje w ogóle, po prostu nie trzyma się kupy. Mnie też historia się nie podobała, jednak to zakończenie, które jest niejednoznaczne względem całej tej szalonej rewelacji o UFO i wehikule czasu, fajnie podsumowuje wszelkie rozterki Tomasza. Jakby była to seria typu „Z Archiwum X”, to wypadłoby bardzo ciekawie, ale od samego początku miała to być mocno realna powiastka awanturnicza o poszukiwaniu zabytków. Jeśli już ktoś chce wrócić do tej serii, to polecam od tomu pierwszego do dwunastego. Te trzy ostatnie, włącznie z „…UFO” słabo wypada względem tego głównego trzonu przygód detektywa-amatora.

    Za horyzont (cała trylogia) Andriej Diakow
    Trzeba przeczytać całą trylogię, bo wtedy dopiero można pokiwać głową i uznać, że wszystko faktycznie trzyma się kupy a książki nie były kolejnymi częściami „bo poprzednia dobrze się sprzedała”, tylko od samego początku było to planowane na podzielenie opowieści. W zasadzie wyjaśnione są wszelkie zagadki, które od samego początku intrygują. Sporo elementów mnie zaskoczyło, to nie jest jakaś sztampa, a do tego ciągłe intrygi i uprawianie „real politics” jeszcze lepiej oddają nowy, niewspaniały świat.

    Wieża Robert J. Szmidt
    Pierwsza część tej trylogii była taka trochę generyczna, aczkolwiek sam zamysł był bardzo ciekawy. Dopiero kolejna książka faktycznie tchnęła trochę nowego życia. Od początku można podejrzewać, że coś tu jest nie tak, ktoś steruje wszystkim zza kulis… I faktycznie tak jest. Ale ta piętrowa akcja szpiegowska jest godna nawet samego Bonda. Już chociażby fakt, że wojsko okłamuje swych obywateli nawet na tematy tak prozaiczne, jak czas, sugeruje nam, że potencjalna czwarta odsłona mogłaby wywrócić cały świat do góry nogami. Trzecia część rzuca jeszcze mocniejszą petardę, jednak bardziej podoba mi się właśnie to zakończenie drugiej części, jest bardziej niespodziewane.

    NIE POWINNY ZNALEŹĆ SIĘ NA LIŚCIE

    Z różnych topek tego typu, często przewijają się produkcje w moim odczuciu średnie. Co do kilku, zgodzić się po prostu nie mogę. Najjaśniejszymi przykładami będą Incepcja i Interstellar. Ale i sam Głuchowski dostanie po uszach (hłe, hłe).

    Incepcja
    W ogóle mi się nie spodobała ostatnia scena. Bo nie ma sensu. O ile w późniejszych wywiadach dowiadujemy się, że bączek upada i to faktycznie jest rzeczywistość, to nawet i bez tej wiedzy wypada to słabo. Całe to widowisko, wszystkie przeżycia, wielka walka o to, żeby wyjść ze snu, zmierzyć się ze swoimi koszmarami, „uwolnienie” żony Cobba… Tylko po to, żeby na sam koniec uznał, że wszystko już i tak nie ma dla niego znaczenia, bo jest z dziećmi? Nie interesuje go, czy to rzeczywistość i faktycznie odzyskał dzieci? No proszę was… Cała walka na nic, wielkie rozmowy o porzuceniu przeszłości jak krew w piach. Odrzuca jedne wspomnienia, żeby potencjalnie utonąć w kolejnych. Co prawda widzę tu pewną alegorię, jednak ja tego nie kupuję.

    Interstellar
    Gdyby film zakończył się z piętnaście minut wcześniej, gdy Cooper utknął w innym wymiarze, mogłoby pozostawiać swego rodzaju fajny niedosyt. Jakieś takie niedopowiedzenie, jakieś takie poświęcenie. Ale nie – to jest Hollywood, tutaj wszystko musi się zakończyć „żyli długo i szczęśliwie”. I to była zła decyzja. Szkoda.

    Metro 2033 + Ewangelia według Artema Dmitry Glukhovsky
    Oryginalne zakończenie pierwszej części trylogii było po prostu świetne. Posępne, jak cały ten świat, przedstawiające bezsens tej pogoni dla ocalenia resztek ludzkości oraz pewnego rodzaju uprzedzenia (Czarni jako przenośnia rasizmu?). Dobry wydźwięk daje też to, że w swej bezsilności Artem po prostu siada na tej wieży i patrzy na zagładę całej rasy. Za późno zrozumiał, co się stało w sprawie mutantów i nie zdążył ich ocalić. Ja akurat kupiłem wydanie, gdzie to nowe zakończenie od razu było dodane na końcu. A że z marszu je przeczytałem, tym mocniej mnie uderzyło. Bezsens. Totalny bezsens. Zniszczenie całej powieści, która do cienkich nie należy. Zakończenie byłoby jednym z lepszych, nie tylko z całego programu „Uniwersum Metro 2033” ale książek jako takich.

    Pulp Fiction
    W ujęciu całościowym – jest to genialne. Ale jako zakończenie samo w sobie, to już wypada słabo. Jest to po prostu kwestia montażu, odpowiednie poszatkowanie filmu sprawiło, że w zasadzie ostatnie pięć minut tłumaczy całe poprzednie dwie i pół godziny. Gdyby opowieść była linearna, dostalibyśmy trochę generyczny film gangsterski. O ile bardzo lubię film, to na miano najlepszego zakończenia nie zasługuje.

    Prawda czy wyzwanie
    Niestety, jak to często bywa w takich filmach, sam pomysł na fabułę jest ciekawy, a realizacja niedomaga. Końcówka to już w ogóle jakiś absurd nietrzymający się kupy. Oto demon zmusza grupkę przyjaciół do gry w prawda czy wyzwanie, kładąc na szali ich życie, zostawiając jednak furtkę pozwalającą na wypędzenia go. I gdy udaje mu się rzeczoną furtkę zamknąć, to dwie psiapsiółki zamiast przyjąć swój los na klatę, to wciągają w grę cały świat. Tak, dokładnie. Robią filmik, puszczają w internet i rzucają wyzwanie każdemu, kto to ogląda. No serio? Serio?! I tak umrzecie, teraz albo za miesiąc, co za różnica, czy pożyjecie kilka godzin więcej? Wyrok został przypieczętowany. Ale nie, trzeba wciągnąć to wszystkich żujących i unicestwić wszechświat. „Jak ja nie przeżyję, to nikt” – nie no, super plan. Oddajcie mi półtorej godziny życia.

    Dom w głębi lasu
    Do samego końca dobrze się bawiłem, jednak jak poprzednik, obraz ten ma problem z ostatnimi scenami. Znowu powtarza się schemat – cały świat zostaje zniszczony, bo jedna damulka nie chciała się poświęcić, by ocalić ludzkość. A można było zrobić z tego ciekawszy zwrot akcji, było tam jeszcze trochę pola do manewru. Cóż…

    napisane w Ogólne
  • RE: Handel [Azja + Australia]

    Generalne Gubernatorstwo Tybetu

    Do: Państwa zainteresowane.

    Generalne Gubernatorstwo Tybetu wystawia na licytację plany konstrukcyjne bojowego pojazdu piechoty Sd.KFz.270 Krokodil.

    Podstawowe dane.

    Uzbrojenie główne: Armata czołgowa AML 90 kal. 90mm

    Uzbrojenie dodatkowe: 2 karabiny maszynowe kal. 7,62 mm

    Waga: 15 000 kg

    Załoga: 4
    - Kierowca
    - Radiooperator
    - Strzelec/Dowódca
    - Ładowniczy

    Pojemność przedziału bojowego: 5 żołnierzy desantu.

    Opancerzenie:
    - Front pojazdu zapewnia ochronę przed pociskami do kalibru 23mm.
    - Boki oraz tył pojazdu zapewniają ochronę przed pociskami karabinowymi, broni ręcznej, odłamkami artyleryjskimi.
    - Ochrona przed minami przeciwpiechotnymi.
    - Koła kuloodporne.

    Prędkość maksymalna: 90 km/h

    Moc silnika: 580 KM

    Inne cechy oraz wyposażenie:
    - Trakcja 4x4
    - Amfibijność ,z marszu" (prędkość w wodzie 20 km/h)
    - Niezależne zawieszenie.
    - Zasięg obliczany na około trzy prowincje.
    - Skrzynia biegów oraz skrzynia rozdzielcza przystosowane do pokonywania trudnych, górskich (i nie tylko) terenów.
    - Konstrukcja sprawdzona w toku wojny w Zatoce Bengalskiej.

    Koumei

    ma

    małego

    Generalne Gubernatorstwo Tybetu rości sobie prawa do odmowy sprzedaży planów konstrukcyjnych dowolnemu państwu bez podania przyczyny.

    Po zakupie, plany konstrukcyjne nie ulegają odsprzedaży, zaś ich modyfikacja może odbyć się za wiedzą i w kooperacji z Generalnym Gubernatorstwem Tybetu.

    Cena wywoławcza w licytacji planów konstrukcyjnych Sd.Kfz.270 to 2750 złota.

    napisane w Nazaris
  • RE: Federacja Starej Huty

    Nie musiałeś długo szukać, skąpe podziemia Federacji wymagały maksymalnego zagospodarowania przestrzeni. Szybko stanąłeś przed drzwiami jakiegoś magazynu, a sądząc po ilości żołnierzy i ciężaru skrzyń, było to jakieś wyposażenie bojowe.

    napisane w [Dark Dante] Stalowa Wola