Miasto Gilgasz.
-
-
-
-
-
Kuba1001
Bulwa:
//Nie wiem, czy potrzeba aż tyle. W jakim stopniu chcesz nauczyć się Magii Ognia?//
Wiatrowiej:
Tam kolejne schody, ale i cztery drzwi, w tym jedne uchylone: Zapewne tam weszła osoba, której kroki wcześniej słyszałeś.
Max:
Próbowałeś dzielnie, ale i tak znów rozwlekłeś się na karczemnych deskach, a Twój żołądek dał Ci jasno do zrozumienia, że kolejna taka próba zakończy się obfitymi wymiotami.
‐ Ej… Nie zdechłeś, co nie? ‐ zapytał nagle zaniepokojony Krasnolud.
Vader:
Podszedł do Ciebie jakiś marynarz, ale dopiero po kwadransie, gdy wszyscy wrócili do zajęć, kapitan do swej kajuty, a narada została zakończona.
‐ Ech… No, spory z Ciebie chłop, także kwatera chyba nie będzie wygodna. ‐ powiedział i dał gest, abyś szedł za nim, a sam ruszył pod pokład. -
-
-
-
-
-
Kuba1001
Bulwa:
//Zacznę Ci za jakiś czas w Dekapolis, wiesz, już po ubiciu Mantikory, nauce Magii i w ogóle trafieniu na miejsce.//
CC4:
Byłoby nieźle, gdyby nie fakt, że Twój oponent pobiegł za Tobą i przy okazji cisnął w Twoje plecy jednym z młotów.
Vader:
Wzruszył ramionami i wskazał Ci jedne z drzwi podpokładem.
‐ Zadomów się tutaj na czas podróży. ‐ odparł i odszedł, najwidoczniej ucieszony, że jego przymusowy kontakt z Tobą się skończył.
Max:
‐ Ej, kuwa. ‐ powiedział zdziwiony Krasnolud i trącił Cię butem. ‐ Ja pie**olę… ‐ westchnął i przyklęknął obok Ciebie, zbliżając swoją twarz do Twojej. Na szczęście obyło się bez sztucznego oddychania, bo zdzielił Cię solidnie w twarz, gdy poczuł, że oddychasz.
‐ Wstawaj, kuwa, a nie jaja sobie robisz! Robota czeka.
Wiatrowiej:
Owszem, jakieś ciche szmery dochodziły zza owych drzwi. -
-
-
-
-
-
Kuba1001
CC4:
//Gratuluję, wcale nie mogłeś zrobić uniku.//
W chwili, gdy młot zderzył się z Twoimi plecami już nie biegłeś, jedynie impet i siła rzutu pognały Cię metr lub dwa dalej. Jakimś cudem wciąż żyłeś, ale sporo wskazuje na to, że jesteś zwyczajnie sparaliżowany. Ork ruszył w Twoją stronę z drugim młotem.
Bulwa:
//KKK.//
Vader:
Miałeś tam jedynie proste łóżko, kufer i stolik, z czego wszystko było solidnie przymocowane do podłogi i ścian, aby nie nie obijało się o siebie, Ciebie i ogółem kajutę podczas kołysania się łajby. Podziwiając swą nową kwaterę poczułeś, że statek wypłynął z portu.
//Zmiana tematu. Zacznę Ci, gdy będziesz na miejscu.//
Max:
‐ Jak nie poczują alkoholu i będziesz się trzymać w miarę prosto? Nieee, zwłaszcza jeśli to Twój pierwszy raz. No, wstawaj. I nie obrzygaj podłogi z łaski swojej.
Wiatrowiej:
W środku dostrzegłeś kobietę ubraną w prosty strój służki, która obecnie zajęta była porządkowaniem komnaty, do której zaglądałeś. -
-
-
Kuba1001
Max:
Cud, że w ogóle ruszyłeś, ale zakosami i w opierając się o ściany bądź inne przedmioty, jednakże szedłeś… Mimo wszytko, nie mogłeś nadążyć za Krasnoludem, chociaż to może i dobrze, bo w przeciwnym wypadku strumień wymiocin mógłby spaść właśnie na niego… Oczywiście, poza typowymi wadami wymiotów, miały też one swoje plusy: Powoli czułeś, jak Ci się polepsza.
Wiatrowiej:
Tam już usłyszałeś ciężkie kroki i po wejściu na piętro dostrzegłeś przechadzającego się po korytarzu osiłka w płytowej zbroi, uzbrojonego w tarczę, miecz długi i halabardę. Znajdowały się tam tylko trzy drzwi, z czego dwa były pilnowane i tylko jedne nie, ale zapewne oko mieli na nie inni wartownicy i głównie ten, który maszerował tam i z powrotem.