Miasto Gilgasz.
-
-
Konto usunięte
Rozejrzał się błyskawicznie za jakąkolwiek kryjówką, z jego wzrostem nie powinno być to aż tak problematyczne ewentualnie, jeżeli absolutnie niczego nie było, przyczaił się przyciśnięty do ściany obok futryny przejścia na schody od strony korytarza, tak, że nie był widoczny od strony wchodzącego
-
-
-
Kuba1001
Bulwa:
//Yhym, uważaj. Niby czego chcesz się nauczyć w tak krótkim czasie? No i weź pod uwagę fakt, że to zadufany w sobie bufon, on nie będzie Cię uczuć, kiedy Ty chcesz, tylko na odwrót.//
Vader:
‐ W takim razie rozgość się, zaraz przyślę kogoś, kto wskaże Ci kwatery, a za około dwa kwadranse wypływamy. ‐ powiedział kapitan, sfinalizował transakcję uściśnięciem dłoni, a następnie znów zasalutował kapeluszem i z nakryciem na głowie odszedł, zapewne aby porozmawiać z resztą załogi.
Wiatrowiej:
Jedyną kryjówką była latryna, a przechodząca osoba na szczęście tam nie weszła, tylko ruszyła na górę. Odczekanie chwili w ciszy upewniło Cię, że teren jest czysty.
CC4:
Unik w lewo udał się cudem, jednakże schylanie się było co najmniej złym pomysłem, gdy cios leci an Ciebie z góry i tylko fakt, że Ork sobie to źle wyliczył sprawił, że wciąż żyjesz, ale i tak pogruchotał Ci cały lewy bark, a więc z tej kończyny już nie zrobisz użytku… Atak ledwie jednym sztyletem nie przyniósł oczekiwanych rezultatów, niby jakoś go tam drasnąłeś, ale poza tym zdążył sparować atak młotem i uskoczyć. Później podniósł swoją broń i wykonał dwa zamachy na tej samej wysokości, kierując poziome ciosy w Twoją głowę, aby zmiażdżyć ją z dwóch stron.
Max:
Było to decyzja tak zła, jak tylko się dało, bowiem objawy wróciły, tym razem dwukrotnie mocniejsze, doszło do tego walenie w głowie, niczym obuchem, oraz silny skręt kiszek i odruch wymiotny. Do tego ostatecznie spadłeś z krzesła przy akompaniamencie śmiechu Krasnoluda. -
-
-
-
-
Kuba1001
Bulwa:
//Nie wiem, czy potrzeba aż tyle. W jakim stopniu chcesz nauczyć się Magii Ognia?//
Wiatrowiej:
Tam kolejne schody, ale i cztery drzwi, w tym jedne uchylone: Zapewne tam weszła osoba, której kroki wcześniej słyszałeś.
Max:
Próbowałeś dzielnie, ale i tak znów rozwlekłeś się na karczemnych deskach, a Twój żołądek dał Ci jasno do zrozumienia, że kolejna taka próba zakończy się obfitymi wymiotami.
‐ Ej… Nie zdechłeś, co nie? ‐ zapytał nagle zaniepokojony Krasnolud.
Vader:
Podszedł do Ciebie jakiś marynarz, ale dopiero po kwadransie, gdy wszyscy wrócili do zajęć, kapitan do swej kajuty, a narada została zakończona.
‐ Ech… No, spory z Ciebie chłop, także kwatera chyba nie będzie wygodna. ‐ powiedział i dał gest, abyś szedł za nim, a sam ruszył pod pokład. -
-
-
-
-
-
Kuba1001
Bulwa:
//Zacznę Ci za jakiś czas w Dekapolis, wiesz, już po ubiciu Mantikory, nauce Magii i w ogóle trafieniu na miejsce.//
CC4:
Byłoby nieźle, gdyby nie fakt, że Twój oponent pobiegł za Tobą i przy okazji cisnął w Twoje plecy jednym z młotów.
Vader:
Wzruszył ramionami i wskazał Ci jedne z drzwi podpokładem.
‐ Zadomów się tutaj na czas podróży. ‐ odparł i odszedł, najwidoczniej ucieszony, że jego przymusowy kontakt z Tobą się skończył.
Max:
‐ Ej, kuwa. ‐ powiedział zdziwiony Krasnolud i trącił Cię butem. ‐ Ja pie**olę… ‐ westchnął i przyklęknął obok Ciebie, zbliżając swoją twarz do Twojej. Na szczęście obyło się bez sztucznego oddychania, bo zdzielił Cię solidnie w twarz, gdy poczuł, że oddychasz.
‐ Wstawaj, kuwa, a nie jaja sobie robisz! Robota czeka.
Wiatrowiej:
Owszem, jakieś ciche szmery dochodziły zza owych drzwi. -
-
-
-