Miasto Gilgasz.
-
-
Konto usunięte
Wspaniale. Otrzepał się ostrożnie z łajna ze skóry na ile był w stanie, zdjął upaprane szmaty i z obrzydzeniem cisnął je w pustkę, wyjmując zamiast nich prawdziwy strój do włamań. Do tego wyciągnął oba sztylety, które przytroczył przy pasie. Na koniec sprzątnął latrynę do normalnego w takich miejscach stanu, zdjął buty i cisnął nie w pustkę i skarpetkach bardzo ostrożnie uchylił drzwi i się rozejrzał dookoła
-
Kuba1001
Vader:
//Zarobiłbyś, nierobie jeden! Przy tablicy ogłoszeń dziś byłeś?!//
‐ Topór i pancerz? Tak dosłownie? Pytam, bo dostałbym za to wszystko tyle, że przewiózłbym Cię wszędzie, nawet do samej Pustki.
CC4:
Niezbyt, co najwyżej skryci w gęstwinie łucznicy, ale jeśli Cię zauważą, nim się zbliżysz, to nie będzie ciekawie.
Wiatrowiej:
Latryna nie była na tyle ważna, aby postawić przy niej kabana wielkości szafy trzydrzwiowej, więc długi korytarz kończący się przy schodach prowadzących na dół i na górę stoi przed Tobą otworem.
Max:
‐ Szczyny, kuwa? ‐ zapytał, zdecydowanie już niewesoły. ‐ Toż to, kuwa, najprawdziwsza Kosa Śmierci jest! Zresztą, co Ty wiesz o alkoholu, hę?
Bulwa:
‐ Nie wybieram się do żadnego Karak’Akes, na Mantikorę też nie mam zamiaru polować, ale naukę jak najbardziej możemy zacząć. -
-
-
-
-
Kuba1001
Vader:
Kapitan podrapał się po głowie i myślał dłuższą chwilę.
‐ No dobrze, a więc zabiorę Cię tam i bezpiecznie przywiozę tutaj, ale mam jeden warunek: Jeśli nie dostanę złota, a więc mi się to nie opłaci, to w zamian chcę, żebyś zdobył dla mnie trochę ziół, roślin, owoców i specyfików wykonywanych z nich przez Nagów, które na pewno przyniosą mi godziwe zyski. Co Ty na to?
CC4:
Wkroczyłeś w odpowiednim momencie, a mianowicie gdy jeden z najemników, Krasnolud, padł pod ciosami dwóch bliźniaczych młotów pewnego Orka: Nabijana kolcami broń zmierzała teraz właśnie w Twoim kierunku, zarówno zamachem z góry, jak i z prawego boku.
Max:
‐ Ale tego to na pewno nie, co? ‐ zapytał i zaśmiał się, aby później znów napełnić Wasze kieliszki. ‐ Dawaj, po piątym razie już jakoś wchodzi… No, jeśli dożyjesz.
Wiatrowiej:
Nie masz pojęcia, które to piętro, ale najpewniej pierwsze, drugie bądź parter, chociaż może to być też prywatna latryna pana wieży położona gdzieś wyżej… Gdyby były tu jakieś okna, to łatwiej byłoby Ci to oszacować, a tak to klops. Drzwi nie ma, ale zapewne jakieś będą na któryś schodach. Ach, no i zdaje się, że ktoś idzie z dołu na górę lub tutaj, a więc tak czy tak może Cię zauważyć. -
-
-
Konto usunięte
Rozejrzał się błyskawicznie za jakąkolwiek kryjówką, z jego wzrostem nie powinno być to aż tak problematyczne ewentualnie, jeżeli absolutnie niczego nie było, przyczaił się przyciśnięty do ściany obok futryny przejścia na schody od strony korytarza, tak, że nie był widoczny od strony wchodzącego
-
-
-
Kuba1001
Bulwa:
//Yhym, uważaj. Niby czego chcesz się nauczyć w tak krótkim czasie? No i weź pod uwagę fakt, że to zadufany w sobie bufon, on nie będzie Cię uczuć, kiedy Ty chcesz, tylko na odwrót.//
Vader:
‐ W takim razie rozgość się, zaraz przyślę kogoś, kto wskaże Ci kwatery, a za około dwa kwadranse wypływamy. ‐ powiedział kapitan, sfinalizował transakcję uściśnięciem dłoni, a następnie znów zasalutował kapeluszem i z nakryciem na głowie odszedł, zapewne aby porozmawiać z resztą załogi.
Wiatrowiej:
Jedyną kryjówką była latryna, a przechodząca osoba na szczęście tam nie weszła, tylko ruszyła na górę. Odczekanie chwili w ciszy upewniło Cię, że teren jest czysty.
CC4:
Unik w lewo udał się cudem, jednakże schylanie się było co najmniej złym pomysłem, gdy cios leci an Ciebie z góry i tylko fakt, że Ork sobie to źle wyliczył sprawił, że wciąż żyjesz, ale i tak pogruchotał Ci cały lewy bark, a więc z tej kończyny już nie zrobisz użytku… Atak ledwie jednym sztyletem nie przyniósł oczekiwanych rezultatów, niby jakoś go tam drasnąłeś, ale poza tym zdążył sparować atak młotem i uskoczyć. Później podniósł swoją broń i wykonał dwa zamachy na tej samej wysokości, kierując poziome ciosy w Twoją głowę, aby zmiażdżyć ją z dwóch stron.
Max:
Było to decyzja tak zła, jak tylko się dało, bowiem objawy wróciły, tym razem dwukrotnie mocniejsze, doszło do tego walenie w głowie, niczym obuchem, oraz silny skręt kiszek i odruch wymiotny. Do tego ostatecznie spadłeś z krzesła przy akompaniamencie śmiechu Krasnoluda. -
-
-
-
-
Kuba1001
Bulwa:
//Nie wiem, czy potrzeba aż tyle. W jakim stopniu chcesz nauczyć się Magii Ognia?//
Wiatrowiej:
Tam kolejne schody, ale i cztery drzwi, w tym jedne uchylone: Zapewne tam weszła osoba, której kroki wcześniej słyszałeś.
Max:
Próbowałeś dzielnie, ale i tak znów rozwlekłeś się na karczemnych deskach, a Twój żołądek dał Ci jasno do zrozumienia, że kolejna taka próba zakończy się obfitymi wymiotami.
‐ Ej… Nie zdechłeś, co nie? ‐ zapytał nagle zaniepokojony Krasnolud.
Vader:
Podszedł do Ciebie jakiś marynarz, ale dopiero po kwadransie, gdy wszyscy wrócili do zajęć, kapitan do swej kajuty, a narada została zakończona.
‐ Ech… No, spory z Ciebie chłop, także kwatera chyba nie będzie wygodna. ‐ powiedział i dał gest, abyś szedł za nim, a sam ruszył pod pokład. -