Miasto Gilgasz.
-
-
Kuba1001
Ray:
Koszary straży miejskiej znajdowały się nieopodal głównej bramy, więc odnalazłeś je bez trudności. Było tam dziwnie pusto, na warcie stał tylko jeden strażnik, leniwie opierający się o swoją włócznię, choć gdy zobaczył, że ktoś nadchodzi, od razu stanął na baczność.
‐ A Ty czego tu szukasz? ‐ burknął, mierząc do Ciebie grotem opuszczonej już poziomo włóczni.
Max:
Liny nie było, ale pocięcie ubrań na pasy powinno wystarczyć, o ile zwiążesz ich w kilku miejscach i dość mocno.
Hobbit tymczasem skinął głową i odszedł, biegnąc pędem na opuszczony posterunek.
//Twoja wola, ale weź pod uwagę, że tutaj, najpewniej od razu, spróbuje uciec albo będzie wzywać pomocy. a z kolei tam będzie też go trzeba pilnować.// -
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Ray:
Kręcąc głową z irytacją, wskazał Ci na budynek, przy którym pełnił wartę, a obok którego obaj rozmawialiście przez cały czas…
Attero:
‐ Po to tu jesteśmy. ‐ odparł kapitan. ‐ I jesteśmy otwarci na propozycje co do gry, zwłaszcza jeśli będzie to coś nowego, bo klasyki powoli już nas tu nudzą.
Jurek:
Nic na widoku, dopiero podczas szperania w szafkach znalazłeś małą skrzynkę, a w niej nieco pierścionków, naszyjnik, kolczyków i tym podobne. Niewiele tego, ale wszystko jest dość cenne. -
-
-
-
Kuba1001
Ray:
Niewielki, skromny, przysadzisty i prosto zbudowany, tak jak powinien być skonstruowany każdy budynek służący wojsku, Milicji, straży miejskiej czy innej organizacji militarnej lub paramilitarnej. Niemniej, nie było tu zbyt wiele możliwych dróg, więc dość szybko odnalazłeś gabinet dowódcy straży, o którym mówił Ci wcześniej strażnik.
Jurek:
Nic nie wskazywało na to, że obudzą się zbyt szybko, więc przynajmniej ten problem masz z głowy.
Max:
Pozostaje liczyć, że nie ocknie się zbyt szybko, albo że nikt nie udzieli mu pomocy. Niemniej, na tyłach karczmy, dostrzegłeś jak na razie dwóch związanych bandytów rasy ludzkiej i jednego Goblina, również uśmierconego celnie posłanym kamieniem z procy, który trafił go prosto w lewe oko, ze skutkiem wiadomym. -
-
-
Kuba1001
Ray:
‐ A jak myślisz? ‐ odburknął wąsaty mężczyzna w średnim wieku, siedzący za biurkiem, na którym stało pióro, kałamarz pełen atramentu i liczne papierzyska do podpisania. ‐ Czego?
Max:
Są wszyscy, więc teza jakoby tamci dwaj zabili Goblina i sami się związali upadła niczym domek z kart. Tak czy siak, nie masz raczej po co pchać się do środka. -
-
-
Attero
Uśmiechnął się pod nosem już trzymając swoją talię kart.
‐ Powiedzmy… Że lekko ulepszymy zwykłe kamień‐papier‐nożyce. As to kamień, dama to papier, a król to nożyce. Kolor jest nieważny, a bicie wygląda tak samo jak normalnie. A ten kto wygra, zgarnia całą pulę. Co wy na to? ‐ rozsiadł się wygodnie przerzucając karty z dłoni do dłoni. -
Kuba1001
Ray:
‐ Za płotki jakieś pięć albo dziesięć złotników, ale jest kilka grubych ryb, hersztów większych band, za które damy nawet kilkaset. Oczywiście, sam sobie nie poradzisz z takim bandytą albo jego szajką. Po zabiciu takiego masz przynieść jego głowę, żebyśmy mogli wypłacić Ci wynagrodzenie. Wszystko jasne?
Max:
Twoi kompani kolejno wzruszyli ramionami.
‐ Zdaje się, że czekamy na koniec akcji. ‐ odparł wreszcie pierwszy z nich, Hobbit.
Attero:
‐ Brzmi ciekawie. ‐ powiedział jedynie kapitan, a reszta się z nim zgodziła, a więc nic tylko rozdać karty i zacząć grę.