Miasto Gilgasz.
-
Kuba1001
Hades:
Była to jedna z tych porządnych karczm, w której nie cuchnęło, była czysta, dobrze oświetlona, a przy tym oferowała porządny posiłek, barwną paletę alkoholi, lokum na piętrze i kilka zgrabnych Elfek‐kelnerek, stąd pewnie zresztą nazwa lokalu…
Ray:
Dalecy byli od tego, żeby Ci pogratulować albo uściskać z tego powodu, więc jedynie mruknęli jakieś pozytywne epitety pod nosami. Ty zaś tak czekałeś, dopóki nie zobaczyłeś wysokiego i postawnego mężczyzny w uniformie podobnym do Twojego, z mieczem przy pasie, niebieską peleryną powiewającą za plecami i opaską na oku, choć nie zasłaniała całkowicie oczodołu, więc widziałeś fragmenty przechodzącej przez niego blizny.
Mozimo:
‐ Nie wiem, nie walczyłem z nim, ale to strażnik miejski i siedzi w tej robocie od kilku lat, nie jesteś jakiś byle chłopkiem, którego ktoś wyciągnął z gnoju, zabrał widły, dał włócznię i kazał patrolować ulice.
Radio:
Karczm było tutaj wiele, mogłaś wybierać i przebierać w różnego rodzaju przybytkach, różniących się od siebie umiejscowieniem w mieście, jakością, wielkością i tego typu szczegółami.
Zohan:
‐ Ta… ‐ odparł, o dziwo twierdząco, wbrew Twoim przypuszczeniom. ‐ Jest taki jeden. Dużo pływa, zwiedził chyba cały świat. On na pewno jakieś ma.
Vader:
Nie mogłeś narzekać na ich brak, gorzej, że wszystkie polegały właściwie na tym samym, czyli polowaniu na bandytów poza miastem lub chronieniu kupców na drodze z Gilgasz do innego większego miasta Elarid.
Pośród tych wtórnych zleceń przebijało się jedno, bowiem też sprowadzało się do ochrony, ale nie karawany, tylko okrętu płynącego w daleki rejs.
Jurek:
Niestety nie, była to jedyna droga prowadząca na wyższe kondygnacje wieży.Dość szybko ją znalazłaś, cuchnęło z niej na kilometr, a chwilę przed Twoim przybyciem drzwiami na zbity pysk wyleciał jakiś człowiek, lądując twarzą w rynsztoku. Nie wiesz, jak ten lokal się nazywa, bo nawet nie ma szyldu z nazwą czy rysunkiem, ale to i tak tylko przysparza mu odpowiednio złej sławy, której poszukujesz.
-
Hadesares
Dobrze, że jest tu tak ładnie, aczkolwiek ceny mogły być większe przez to. Nie przejmowałem się tym. Podszedłem do karczmarza.
‐ Miło mi cię poznać. Jestem grajkiem i mam prostą ofertę: w zamian za nocleg i ciepły posiłek ja przez kilka godzin tu pogram na mej lutni, co być może przyciągnie nowych klientów. Zgoda? -
JurekBzdurek
Możliwe, że jest jeszcze jedna opcja, zanim zacznie kombinować. spróbował ocenić, czy udałoby mu się szybko usunąć delikwenta dzięki magii pustki
Znali ją tam, również z czasów przed wyzwoleniem. Otwierając drzwi kopniakiem wkroczyła dziarsko do środka i podchodząc prosto do lady zażądała “pić!”, nie licząc w tej spelunce na możliwość doboru trunków. Zlustrowała przy tym wzrokiem karczmę, szukając kobiet, bo była to jedna z niewielu zasad, których w zespole nie należało łamać ‐ żadnych facetów.
-
-
-
Vader0PL
Szeth “Kotal” Aogad
To brzmiało już ciekawiej. Zwłaszcza, że ten cholerny Zakon nie dogoni go na tak otwartej przestrzeni. Można rzecz, że zadanie doskonałe, a i nie będzie się musiał troszczyć o pokarm i o miejsce do spania. To było więc oczywiste, że zadanie to postanowił przyjąć, więc poszukał lokalizacji pracodawcy, po czym tam się udał. -
-
Kuba1001
Mozimo:
‐ Uwierzę, jak zobaczę! ‐ odkrzyknął Krasnolud, gdy znalazłeś się już przy wyjściu. Niemniej, bez trudu opuściłeś karczmę, tylko co teraz? Co dalej? Jak wykonasz to zadanie, które zlecił Ci sam Ponury Opój?
Vader:
Kierując się odpowiednimi wskazówkami, wkroczyłeś do portu, a w jednym z doków dostrzegłeś marynarzy różnych ras, głównie ludzi, ale też Elfy, Krasnoludy, Styriców, jednego Naga i wielu innych. Zajęli byli ładowaniem różnych skrzynek i beczek na pokład okazałej, pomalowanej na czarno galery, o której wspomniano w treści zlecenia. Mówiło ono również o tym, że powinieneś porozmawiać z kapitanem tej jednostki, nie przedstawiono jego imienia, ale i tak dostrzegłeś go bez trudu, przemawiał bowiem do swoich marynarzy, stojąc na jednej ze skrzynek, a odziany był w czerń, tego koloru były jego buty, spodnie, pas, koszula, kamizelka, kapelusz i pochwa na rapier.
Zohan:
‐ Rzadko kiedy widywałem go w karczmach, a jak już, to gdy jego załoga chleje, to on siedzi i pali albo po prostu siedzi. Wątpię, żeby nie chlał przez całe życie, ale chyba nie lubi pić tutaj, w Gilgasz.
Radio:
Znalazłaś taką bez trudu, wypełniona była klientami najróżniejszych ras i profesji, którzy również przybyli tu, aby najeść się, napić, odpocząć i wynająć pokój na noc za rozsądną cenę i bez obaw o to, że ktoś poderżnie im w nocy gardło.
Hades:
‐ Nie narzekam na brak klientów. ‐ odparł, co było oczywistą odmową na Twoją ofertę.
Jurek:
Prawdopodobnie tak, ale to rozwiązanie na krótką metę, na dodatek będziesz przez to mógł zabrać ze sobą mniej łupów.Niestety, nie dostrzegłaś żadnej, poza jakąś młodą, może nastoletnią, dziewczyną z rasy ludzi, która siedziała w skąpym stroju obok jakiegoś Orka, który otoczył ją niezdarnie ramieniem. Bez trudu poznałaś w niej niewolnicę tego zielonego debila.
‐ Dwa złota. ‐ powiedział karczmarz, stawiając przy Tobie kufel pełen podłej jakości piwa. -
-
-
-
-
Kuba1001
Hades:
Pokiwał głową i wręczył Ci kluczyki.
‐ Piętro, drugie drzwi na lewo. Dziesięć złota za noc.
Radio:
Musiałaś niestety zapukać, a gdy karczmarz wychylił głowę zza lady, aby Cię dostrzec, ryknął śmiechem na całe gardło, tak zabawna wydawała mu się cała ta sytuacja.
Vader:
‐ W sprawie pracy? ‐ zagadnął tylko, mierząc Cię wzrokiem. Trzeba przyznać, że był też dość konkretny.
Zohan:
‐ To galera, mówią na nią “Czarny Jastrząb”. Ciężko nie rozpoznać, żaden inny kapitan nie maluje swojego okrętu na jedną barwę, w tym wypadku na czarno. A nawet, jak nie znajdziesz, to popytaj kogoś w porcie, oni tam dobrze znają galerę, kapitana i załogę. Tylko się śpiesz, bo wypływa już jutro. -
Mozimo
Mozimo postanowił znaleźć jakieś miejsce do spania. Był zmęczony po ciężkim dniu. Postanowił dowiedzieć się czegoś więcej o swoje ofierze, ale to już przygoda na następny dzień. Szukając miejsca na noc rozmyślał jak zlikwiduje strażnika, w końcu poddanie się tarczy to nie najlepszy pomysł w miejscu publicznym, a nie znał się dobrze na walce. W końcu wpadł na pomysł skrytobójstwa.
-
-
-
-
-
-