Miasto Ur
-
-
-
Kuba1001
Zohan:
Było ich wiele, z czego praktycznie każdy oferował inne jedzenie: Nabiał, pieczywo, różne mięsiwa, owoce, warzywa, grzyby, jedzenie na podróż, a nawet takie rarytasy jak owoce morza i tym podobne…
Wiewiur:
Zastałeś go przed drzwiami, jakby właśnie gdzieś wychodził.
‐ Ach, nareszcie wróciłeś! Jak Ci poszło? -
-
-
-
-
Kuba1001
Vader:
Zwalił się trupem na dach, a drugi wartownik najwidoczniej to zauważył, bo pognał w kierunku reszty swych kompanów, aby ich o tym powiadomić.
Wiewiur:
Zważył ją w dłoni, podrzucił kilka razy i przypiął do pasa.
‐ Dość długo Cię nie było, dwa dni i dwie noce, jeśli się nie mylę… Co robiłeś tyle czasu?
Taczka:
‐ Lordowie rządzący w Ur w rzeczywistości rządzą też całym państwem, jednakże dwunastu nie mogło podejmować żadnych wspólnych decyzji… Ale teraz, gdy inni zginęli, wkrótce zginą, lub uciekli, czemu mamy nie zagarnąć władzy dla siebie? ‐ spytał Zimitarra. ‐ Stworzymy triumwirat, który poprowadzi nasz kraj do świetności, jakiej nie mógł osiągnąć, gdy Baryx ze swymi Wampirami oraz reszta tego ścierwa pałętali się po stolicy… Byłaby to też idealna okazja, aby zaaranżować mój ślub. ‐ powiedział, przy ostatnim zdaniu zerkając na Ciebie i obejmując Cię ramieniem. ‐ Lordowie, co Wy na to?
‐ To Ty rozgryzłeś ten spisek oraz uratowałeś nas od wampirzej władzy… Tak, jestem z Tobą. ‐ odparł niemalże od razu Seqoa.
‐ Musiałbym dostać nieco czasu do namysłu, ostatnimi czasy planowałem odejście od polityki, ale uważam to za dobry pomysł. ‐ odpowiedział po nieco dłuższej chwili Aziel. -
-
-
Kuba1001
Wiewiur:
‐ Nie, ten dzień masz wolny: Doprowadź się do porządku i odpocznij. Będziesz mi jutro potrzebny.
Vader:
Wchodząc w ten sam sposób, co skrytobójcy, trafiłeś do pokoju, w którym czekali inni strażnicy, obecnie rozciągnięci martwi na podłodze. Drzwi i inne przejścia prowadzące do dalszej części domu stały otworem… -
-
-
Kuba1001
Vader:
Poszukiwania ułatwił Ci szczęk oręża dobiegający z pomieszczenia nieopodal… Cóż, najwidoczniej nie wszyscy najemnicy Smoka zginęli tak szybko jak tamci dwaj na górze.
Taczka:
Słusznie, biorąc pod uwagę fakt, że tutaj panowały nieco inne zwyczaje i mogłoby się to dla Ciebie źle skończyć… Spotkanie trwało jeszcze blisko godzinę i było niemiłosiernie nudne, ponieważ w pewnym momencie trójka mężczyzn przeszła na lokalny język, którego w ogóle nie rozumiałaś. Mimo to Zimitarra wypowiedział pożegnanie już w języku wspólnym, pozostali odpowiedzieli podobnie, wymienili między sobą pokłony i wyszli, zostawiając Was samych. -
-
-
-
Kuba1001
Wiewiur:
Nie potwierdził w żaden sposób, ale skoro wszedł do środka…
Zohan:
Chleb wszelkiej maści, zarówno zwykły, jak i w fantazyjnych kształtach czy też postaci prostych sucharów na drogę, nie ma się zbytnio nad czym rozdrabniać.
Vader:
Idąc na miejsce bitwy wpadłeś na jednego ze skrytobójców. Obaj upadliście, a i zaskoczenie było po obu stronach, acz po drugiej stronie pewnie bardziej, bo zderzył się przecież z niewidzialnym przeciwnikiem… Tak czy inaczej, chwycił za sztylet i zaczął machać nim na oślep, licząc że Cię trafi.
Taczka:
‐ Poniekąd wtedy, w Gilgasz, gdy zaoferowałem Ci udanie się tu… Zresztą, nie mów, że się nie zgadzasz… -
-