Miasto Kasuss
-
-
-
-
-
-
Concordia
‐ Berenica Glishwood. Pochodzę z małej bezimiennej wioski niedaleko Gilgasz i jestem podróżnikiem. Moim celem jest poznanie miasta, w którym jeszcze nie byłam, nie zabawię raczej tutaj długo ‐ odpowiedziała beznamiętnym tonem głosu. Zasadniczo z całej tej wypowiedzi prawdą było tylko to, że podróżuje, ale kto by się tym przejmował? Sophie zawsze przedstawiała się inaczej, zwykle zmyślając imiona i nazwiska na poczekaniu. W końcu nie mogła nikomu powiedzieć, jak się nazywa, zważywszy na to, że według oficjalnej wersji wydarzeń była martwa, razem z całą swoją rodziną. Czasami tylko przedstawiała się swoim pseudonimem “Drake” ale to raczej w sytuacjach, w których wystarczyło podać tylko imię, bez nazwiska (czyli na przykład podczas prywatnej rozmowy). To brzmi trochę jak ironia, bo zważywszy na jej status martwej od wielu lat, jej prawdziwe nazwisko bardziej by zabrzmiało jak kłamstwo niż kłamstwo.
-
-
Kuba1001
//Chyba jeszcze zdążę zmienić koordynaty tego pocisku balistycznego z Gilgasz na Kasuss.//
Killer:
//Ech…//
No cóż, skoro miał w swojej bandzie samych Orków, a na miejscu, w którym miałeś go spotkać nie było go, ale za to było wielu Orków to w sumie czemu by nie zagadać do jednego z tych właśnie Orków?
Andrzej:
//Wypowiedzi bez myślnika będę uznawać jako myśli, więc lepiej poświęć tę chwilę na dodanie dodatkowego znaku przed swoją wypowiedzią. A przy pytaniu o status społeczny nie chodzi o cywila lub wojskowego, a tym bardziej kawalera lub osobę zamężną, ale o stan społeczny: Szlachcic, mieszczanin, rycerz, chłop lub coś w ten deseń, ewentualnie profesja.//
Takie wyjaśnienia najwyraźniej strażniczą brać zadowoliły, toteż po chwili przekroczyłeś bramy miasta.
Dark:
//Uwaga odnośnie statusu społecznego jak u pana wyżej.//
Jak widać uznał, że ktoś z Linest nie ma nic wspólnego z Czarnym Słońcem, toteż wpuszczono Cię do miasta.
Abby:
‐ Bo nigdy nie walczyłem z profesjonalistami takiego kalibru… Bando‐Gora to najlepsza gildia skrytobójców w całym Elarid, przynajmniej według mnie. No i w sumie nie wiedziałem, że zadrę przy okazji z nimi.
Max:
Gdy tylko podniosłeś się, mężczyzna wręczył Ci kubek z jakąś parującą cieczą w dłonie.
‐ Jeśli nie chcesz paść bez przytomności znowu to lepiej to wypij. ‐ powiedział, a sam odszedł, zapewne aby posprzątać wszystko po rytuale.
Concordia:
Strażnik nie miał zamiaru drążyć tematu, nie dostaje wypłaty i łapówek za takie bzdety, toteż wpuścił Cię do miasta, żeby mieć kolejnego przyjezdnego z głowy.
Taczka:
Twoja intuicja Cię nie zawiodła, bo to właśnie nimi cała trójka wkroczyła. A nie, jednak nie: Dwójka. Nord i najemnik rasy ludzkiej. -
-
-
Concordia
A więc weszła do miasta i zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby w jakimkolwiek stopniu ją zainteresować. A czym to tak w ogóle miało być? Sama dokładnie nie wiedziała. Jakieś interesujące miejsce, zachęcająco wyglądają karczma, ciemna uliczka, w której dałoby się kogoś zabić… Nie miała na myśli niczego konkretnego. Po prostu szukała czegoś, co pozwoliłoby jej zabić nudę, której nienawidziła bardziej niż czegokolwiek innego na świecie.
-
-
-
-
Kuba1001
Dark:
Karczm było pod dostatkiem, w przeciwieństwie do potencjalnych ofiar kradzieży. W sumie próba przywłaszczenia sobie tutaj czegokolwiek to głupi pomysł, straże kręcą się wszędzie, a za kradzież sakiewki mogą uciąć palec. Lub całą dłoń… Więcej potencjalnych celów będzie z pewnością na głównym targu.
Taczka:
Nie za wiele poczytałaś, bo po chwili usiadł obok.
‐ Znalazłem Ci nowy, bezpieczny dom. A przynajmniej tak myślę. Co Ty na to?
Max:
Rzeczywiście, mimo gorzkiego posmaku w ustach płyn zrobił swoje i w ciągu kilku chwil postawił Cię na nogi.
Abby:
Westchnął i udał się na górę, być może w celu ocenienia szkód wywołanych walka między Tobą a Drowami, tudzież w poszukiwaniu chwili samotności na przemyślenie tego wszystkiego.
Andrzej:
Większość osób uznała Cię za wariata, kilku wyśmiało, a reszta zignorowała lub, jak to mówią, zlała ciepłym, rzęsistym moczem. Na całe szczęście nie dosłownie.
Concordia:
Nie było to zbyt przyjazne miasto, tak więc ciemnych uliczek nie brakowało, choć z drugiej strony niewielu pewnie się tam zapuszcza. Ale za to karczm było pod dostatkiem, a to już zawsze coś. -
-
-
-
-