Przez mój umysł przechodziły różne myśli… Niektóre nawet takie, które nie przystoją elfom… Jednak po chwili zdałem sobie sprawę, że jakiś prowiant zabrać muszę, więc udaję się na targ.
Stary szedł wolno i pewnie trzymając lewą rękę na mieczu w pochwie. Prawa rękę drapała krzaczastą brodę, która co chwilę się poruszała, gdyż staruszek narzekał coś sam do siebie idąc środkiem drogi. Kierował się do koszar gdzie pracuje.
Michał:
Każdy odpowiedział na powitanie, a jeden z kuszników wyjaśnił:
‐ Wyszedł dziś wcześnie, żeby załatwić coś z dowództwem.
Zero:
Ludzie oferowali tam suszoną wołowinę, suchary i inne jedzenie tego typu.
Michał:
‐ Nie, ale dziś na pewno.
Zero:
Więc dobrze spełnić to rozumowanie, podchodząc do jakiegoś straganu i kupując konkretną ilość, za konkretne pieniądze.
No to… Wybieram najbliższy stragan, gdzie można nabyć oba te produkty… Nie chce mi się porównywać cen, chociaż podczas wyboru kieruję się także właścicielem kramu… Bo przecież najbardziej można zaufać człowiekowi lub elfom… Chociaż w każdej rasie są wyjątki