Bilo:
‐ Będą gotowi w godzinę. ‐ rzekł Thorgrim i odszedł, pewnie by zorganizować ten właśnie oddział.
Bulorwas:
‐ No i? ‐ spytał Krasnolud siedzący za ladą, kreśląc coś piórem na kartce papieru.
Tak też Książę ruszył przed ratusz i przysiadł na jednym z jego schodków. A gdy już się tam znalazł pociągnął z manierki i czekał aż Thorgrim zbierze jego wojsko.
Bulorwas:
‐ Wszystkich? ‐ zapytał i zaczął się śmiać. ‐ Ale wiesz, że w każdej zajętej przez Burgundy kopalni jest ich kilka tysięcy, nie?
Bilo:
Długo nie piłeś, bo Twój dowódca szybko zebrał trzy dziesiątki piechoty, tuzin kuszników i Dwóch Magów Ognia.
Bulorwas:
‐ Jak wiesz, to żeś debil, bo możesz co najmniej kilka zabić, a nie wszystkie.
Bilo:
Owszem, był kucyk. Nie było jednak Thane’a, Thorgrima, Dagny czy Cobble’a, więc będziesz jedynym wodzem wyprawy.
I to go bardzo cieszyło, bo do orków miał zamiar przemówić prostym, krasnoludzkim, ociekającym kuwami, chjami i sku*wysynami językiem. Tak też dosiadł kucyka i poprowadził swą armię do obozowisk orków.
‐ To idź. Jak zdechniesz, nie będziesz mi już dupy zawracać. ‐ odparł i wskazał Ci na drzwi. ‐ Wypi***alaj mi z oczu i nie wracaj bez nawet jednego łba tego stwora.