Medyk przystąpił do leczenia, której polegało na naprzemiennym nakładaniu maści, kremów i eliksirów oraz czekaniu. W końcu, po tej mniej więcej godzince, skończył, dając Ci ręką znać, że możesz już wstać.
Udało Ci się, ale było one, oczywiście pilnowane, lecz nie tak licznie i skrupulatnie jak główne, strażnicy również wydawali się być zmęczeni czy też znudzeni wartą lub patrolami.
Straż w sumie miała to gdzieś, a przynajmniej dopóki jeden się nie ożywił i nie szturchnął kompana. Później zaczęli mówić do siebie szeptem, od czasu do czasu wskazując na Ciebie lub przyglądając Ci się. Czyżby wieści rozchodziły się tu tak szybko?