Miasto Axer
-
BudowniczyMakaronu
‐ Juz sie tak ku*wa nie denerwuj.‐ rzekl Tenir wchodzac za nim. ‐ Zauwazylem, ze w okolicy swoich siedlisk robicie sie strasznie wyczuleni na niektore tematy.
Wyprzedzil swego niewysokiego przyjaciela na drodze do baru.
‐Dzien dobry. 2 duze kufle waszego najlepszego piwa poprosze.‐ powiedzial do karczmarza, czy tez innego barmana za lada. -
-
Kuba1001
Makaroniarz:
Barman przerwał sączenie ze swej piersiówki, aby spełnić zamówienie, nalewając do pełna tego złocistego trunku do dwóch kufli.
‐ Cztery złota. ‐ odparł, wyciągając dłoń po monety.
Tak właściwie to warto nadmienić, że jesteś jedynym gościem karczmy, który nie ma brody oraz ma większy wzrost niż metr pięćdziesiąt.
Kebab:
‐ Księgi i pergaminy nas nie obchodzą, weź sobie, bo i tak albo nie umiemy, albo nie potrafimy czytać. Ale jakby było coś ciekawego to mówi… Wodę, wino, suchary i mięso złóż w spiżarni, złoto oddawaj, podzielimy się pod koniec miesiąca, jak zwykle, a broń weź, pewnie Ci się przyda. A jak nie, to do zbrojowni. -
BudowniczyMakaronu
Już w karczamch w ludzkich miastach czuł się z powodu swojego wzrostu nieswojo, a co dopiero otoczony przez Krasnoludów.
Z uśmiechem wręczył karczmarzowi 4 złote monety, w tym samym czasie chwycił drugą ręką obydwa kufle. Jak najszybszej udał się do najbliższego stolika, żeby zniwelować efekt swojego wzrostu.
‐to jak, opowiesz mi w końcu, jakie sprawy Cię tu przywiodły?‐ zapytał małego agresora, gdy ten doczłapał do siedziska -
-
Kuba1001
Kebab:
Czytanie było problematyczne, rzęsisty deszcz i ogromne, czarne chmury skutecznie upodabniały ten dzień do zwykłe nocy, a więc musisz odłożyć czytanie na później lub kontynuować tą czynność pośród Orków przy ognisku w głębi jaskini, które to jest jedynym źródłem światła w całej kryjówce.
Makaron:
Jak to Krasnolud, zaczął od wychylenia duszkiem swego piwa.
‐ A nie mówiłem Ci, żebyś się nie wpi***alał? Ja się swoim zajmę, Ty na jakieś Burgundy zapolujesz, bandytów usieczesz albo co, a potem ruszymy dalej. -
-
BudowniczyMakaronu
‐ No kto by się spodziewał! Butyl zachowuje się jak Butyl. Pamiętasz, jak byliśmy kiedyś pod Gilasz? Mówię; ‘‘chodź, pójdziemy na dziewki’’. A Ty co? ‘nie, bom po podróży zmęczony’'. A skąd Cię później w 3 przynieśli? Z pie**olonego burdelu!‐ wziął dwa potężne łyki piwa‐ Dobre‐ rzekł, ocierając piankę z brody. ‐Dostrzegasz podobieństwo sytuacji? Znowu chcesz całą zabawę dla Ciebie. Także gadaj, bo tym razem Ci nie popuszczę.
-
Kuba1001
Kebab:
Miejsce się znalazło, a Orkowie zajęci byli czyszczeniem broni, rozmowami, przygotowywaniem posiłku lub po prostu odpoczynkiem, więc nie zwracali na Ciebie uwagi.
Wydobyłeś pierwszą z brzegu książkę, dość małą, która okazała się kieszonkowym tomikiem poezji. Za to podczas jej kartkowania dostrzegłeś, że leżący nieopodal zwój jest znacznie ciekawszy, bo zapieczętowany, a nawet Ty poznałeś charakterystyczną pieczęć Cesarstwa Verden…
Makaroniarz:
‐ Kuwa, jakby Ci to powiedzieć? ‐ zastanowił się Krasnolud, uprzednio zaczynając pytanie tak, jak powinien je Krasnolud zacząć, czyli od wulgaryzmu. ‐ Nie. Po prostu nie. Są sprawy, które chcę zrobić z Tobą, ale są też takie, co chcę zrobić sam. I to jest jedna z takich spraw… Niby Cię lubię, nawet jak żeś nie Krasnolud, ale jak będziesz się wpialać to Durin mi świadkiem, że przypieolę Ci z topora. Jasne? -
-
-
-
-
-
Kuba1001
Makaroniarz:
Żebraków nie było wcale, a przynajmniej tutaj, pewnie niewielu czaiło się gdzieś w zaułkach i tak dalej. Poza tym zauważyłeś kilka dzieciaków, co do których masz stuprocentową pewność, że rzeczywiście są dziećmi, bo zdecydowanie nie chciałbyś pomylić byle gówniarza z dorosłym Krasnoludem i w ten sposób zubożyć swoje uzębienie, prawda?
Kebab:
Niewiele Ci to dało, zwój wydawał się zapisany w jakimś innym języku, choć po chwili namysłu stwierdziłeś, że to prędzej jakiś szyfr lub kod, który miał zapobiec dostaniu się informacji w niepowołane ręce nawet po utracie samego zwoju. -
-
-
Kuba1001
Makaroniarz:
//Skoro nie możesz ich pomylić z dorosłym brodaczem to nie, nie mają.//
‐ Ale że kogo? ‐ spytał jeden z zainteresowanych, wytrzeszczając ślepia. W sumie słusznie, w tym tłumie ledwo co go było widać, a do tego z każdą chwilą coraz bardziej oddalał się w gęstniejący tłum.
Kebab:
Bez znajomości kodu lub chociaż zdolności ich łamania byłeś bez szans, więc warto zachować swój dla kogoś, kto się na tym zna.
‐ A to co to? ‐ spytał Vrogak, wskazując na zwoje. -
BudowniczyMakaronu
//to brzmiało jak dość podchwytliwe pytanie//
‐Rudy, z warkoczem do łopatek. Za pasem powinien mieć dwa topory, z czego jeden mniejszy niż ten drugi‐ wręczył swojemu rozmówcy dwie sztuki złotych monet.‐ masz na zachętę. Jak wrócisz dostaniesz drugie tyle. W razie czego, czekam w tej karczmie.‐ wskazał na miejsce, z którego przed chwilą wyszedłe -