Miasto Axer
-
-
Kuba1001
Makaroniarz:
Żebraków nie było wcale, a przynajmniej tutaj, pewnie niewielu czaiło się gdzieś w zaułkach i tak dalej. Poza tym zauważyłeś kilka dzieciaków, co do których masz stuprocentową pewność, że rzeczywiście są dziećmi, bo zdecydowanie nie chciałbyś pomylić byle gówniarza z dorosłym Krasnoludem i w ten sposób zubożyć swoje uzębienie, prawda?
Kebab:
Niewiele Ci to dało, zwój wydawał się zapisany w jakimś innym języku, choć po chwili namysłu stwierdziłeś, że to prędzej jakiś szyfr lub kod, który miał zapobiec dostaniu się informacji w niepowołane ręce nawet po utracie samego zwoju. -
-
-
Kuba1001
Makaroniarz:
//Skoro nie możesz ich pomylić z dorosłym brodaczem to nie, nie mają.//
‐ Ale że kogo? ‐ spytał jeden z zainteresowanych, wytrzeszczając ślepia. W sumie słusznie, w tym tłumie ledwo co go było widać, a do tego z każdą chwilą coraz bardziej oddalał się w gęstniejący tłum.
Kebab:
Bez znajomości kodu lub chociaż zdolności ich łamania byłeś bez szans, więc warto zachować swój dla kogoś, kto się na tym zna.
‐ A to co to? ‐ spytał Vrogak, wskazując na zwoje. -
BudowniczyMakaronu
//to brzmiało jak dość podchwytliwe pytanie//
‐Rudy, z warkoczem do łopatek. Za pasem powinien mieć dwa topory, z czego jeden mniejszy niż ten drugi‐ wręczył swojemu rozmówcy dwie sztuki złotych monet.‐ masz na zachętę. Jak wrócisz dostaniesz drugie tyle. W razie czego, czekam w tej karczmie.‐ wskazał na miejsce, z którego przed chwilą wyszedłe -
-
Kuba1001
Kebab:
//Chyba Ci się coś pomyliło z tą pustynią.//
Pokiwał głową i najwidoczniej zrosił sprawę ciepłym, rzęsistym moczem, na szczęście w przenośni, wracając do swoich zająć i zostawiając Ciebie oraz zwoje w spokoju.
Makaroniarz:
Pieniądz to pieniądz, a każdy Krasnolud, niezależnie od wieku i płci, uwielbiał złoto, tak więc maluch zgarnął krążki i pobiegł w tłum, szukając swego celu. -
-
-
Kuba1001
Kebab:
Dowiedziałeś się z niego, że posłaniec miał na imię Berian, a ruszał do Axer i Fortu Kvatch z jakimiś wieściami, choć nie był na tyle głupi, aby napisać tutaj o co dokładnie chodzi. Reszta to były jakieś nieistotne pierdoły. Poza tym zrobiło się jeszcze ciemniej niż dotychczas, tak więc wypada udać się na spoczynek, zwłaszcza że to dwójka Orków wzięła na siebie wartę.
Makaroniarz:
Krasnoludy zajęte były przede wszystkim piciem, jak to Krasnoludy, ale również rozmawiały, część jadła, a przy dwóch stolikach toczyły się zacięte partyjki w karty i kości. -
-
-
Kuba1001
Kebab:
Mając skóry i futra zasnąłeś w dość wygodnych warunkach no i obudziłeś się wypoczęty. A jeśli dodać do tego fakt, że obudziła Cię woń śniadania to tym bardziej był to przyjemny poranek.
Makaroniarz:
Był on już szczelnie obstawiony, ale miałeś nad Krasnoludami tę przewagę, że byłeś wyższy, tak więc spokojnie mogłeś obserwować partyjkę ponad ich głowami. -
-
-
Kuba1001
Kebab:
Usnąłeś naprzeciw ogniska, więc już po przebudzeniu dostrzegłeś smażone na ruszcie mięso wraz z suszonym mięsem, sucharami i suszonymi warzywami. Cóż, zwykłe, bandycie śniadanie, choć okraszono je jeszcze czymś, a mianowicie bukłakiem pełnym dobrego wina, oczywiście po posłańcu.
Makaroniarz:
‐ Że z czym ku*wa? ‐ spytał i popatrzył się na Ciebie jak na wariata, aby później się roześmiać. ‐ Aaa, no ta… Ty przecież człowiek jesteś, taki co nawet piwerka zwykłego nie wypije, żeby się nie naje**ć jak kilof!
Trzeba dodawać, że jego słowa wzbudziły zainteresowanie około połowy bywalców karczmy? -
-
-
Kuba1001
Makaroniarz:
Mina mu nieco zrzedła, widać że liczył na kłótnię i ewentualne rękoczyny, a tak to klops. Pozostali brodacze stracili nagle zainteresowanie Waszą rozmową, a karczmarz podrapał się po głowie.
‐ Nie mam soku, ciężko tutaj coś wyhodować, żeby zrobić z tego sok, a jak kupić, to w cholerę drogie, wielu też za tym nie przesadza, wiec albo bierzesz normalne piwo, albo mogę Ci je co najmniej z wodą rozrobić.
Kebab:
Napi**dalak, Zorn, Grogh, Driga i Brelgt szykowali się do opuszczenia jaskini, zapewne w celu spieniężenia łupów, uzupełnienia zapasów lub zdobycia informacji odnośnie tego, czemu poseł Cesarstwa się tu kręcił. Łupy, których wiele nie było, ładowali na konia i zapewne za chwilę wyruszą, także wypadałoby zapytać się szefo, to jest: Vrogaka, czy możesz zabrać się z nimi. Rzecz jasna, jeśli masz na to ochotę.