Posiadłość Cabrerów
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Chodzenie w tym stanie było wspaniałym pomysłem, nie dość, że jeszcze bardziej nadwyrężałeś ranną kończynę, to jeszcze przynajmniej kilka razy upadłeś, dość boleśnie, nawiasem mówiąc. Grunt, że po licznych wzlotach i upadkach, choć tych drugich było zdecydowanie więcej, dotarłeś do spiżarni. Wnętrze może i nie świeciło pustkami, ale w ciągu kilku dni wypadałoby je uzupełnić. Nawet gdybyś wiedział o tym wcześniej to nie byłaby żadna strata, chłopi są bardzo czerstwi i żylaści.
-
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Grunt, że było sycące. Akurat gdy skończyłeś, usłyszałeś dźwięk otwieranych drzwi i głos Twojego brata:
‐ No mówię przecież, z konia spadł.
‐ Hmmm… ‐ odparł inny, nieznany Ci głos. ‐ A więc gdzie koń?
‐ Emm… No ten… Uciekł nam, a my go nie chcieliśmy gonić.
‐ Niech będzie. Pokaż mi tę kalekę i zobaczę, co mogę zrobić. -
-
Kuba1001
‐ Nie taki rzekomy, z tego co mówił Twój brat. ‐ odparł medyk, siwobrody starzec, który przeżył więcej wiosen niż Ty i Twój brat razem wzięci, a mimo to jego ruchy wciąż były szybkie i pewne, jak u młodzieńca, gdy rozkładał na stole torbę pełną narzędzi i medykamentów. ‐ Spadłeś z konia, prawda?