Wyjąca Puszcza
-
-
-
Kuba1001
‐ Łaki w swej ludzkiej, i jakiejkolwiek innej, formie żrą wszystko, Wilkołaki też. Po przemianie te drugie są mięsożerne, a w wypadku pierwszych to sporo zależy od tego, w jakie zwierzęta się przemienią, sam słyszałem opowieści o różnych, które przemieniają się w hieny, niedźwiedzie, sępy, lisy i inne takie. Do Hunder? Niedaleko stąd jest Imalin, świetne miejsce, żeby znaleźć transport, statki i okręty handlowe kursują tam, do Gilgasz, Nowego Gilgasz i innych portów całego Elarid właściwie codziennie.
-
-
-
-
Kuba1001
‐ Zanim te cholerstwo przybyło to nie jednego zbłąkanego wędrowca brałem pod dach. Albo wędrowczynię. ‐ dodał i mrugnął porozumiewawczo w Twoim kierunku, a później poszedł i wręczył Ci płócienny worek.
‐ Suchary, suszone mięso i owoce, woda, trochę bimbru… Nic więcej dać nie mogę, ale czuję, że na więcej też pewnie nie liczyłeś? -
CzarnyGoniec
‐ Żartujesz chyba? Toż to uczta godna królów! ‐ przyjąłem worek i schowałem do moich rzeczy ‐ Skąd ten bimber? Aż mi się przypomina jak będąc w okolicach Gilgasz dostałem od lokalnego gorzelnika anyżówkę. Cóż to był za specjał… na miodzie była robiona, słodziutka. Zaczęło się od tego, że spotkaliśmy się w jakiejś karczmie w okolicach wybrzeża. Graliśmy w pokera, ja, gorzelnik Harduk i Jazon ‐ marynarz. Ech… staremu Jazonowi karta szła jak sam sku*wesyn…
-
-
CzarnyGoniec
‐ Miód z lasu zbierasz? Nie boisz się tych bestii? ‐ zapytałem, po czym wróciłem do historii. Opowiadam całą, chyba, że myśliwy mi przerwie //jeśli MG nie chce się czytać to po prostu opowiadam historię, czekam na odpowiedź i zawijam się spać// ‐ Ech… Jazon? Mi się udało całkiem ostrożnie grać, więc straciłem tylko pieniądze i fiolkę z rozkwitem nierządnicy. Ale Harduk… o bogowie, doszło do tego, że przegrał swoje buty, ale wciąż chciał grać dalej. Mówił, że los pozwoli mu się odkuć. Że byliśmy już nieco popici zgodziliśmy się żeby zagrał nie mając co postawić, w razie przegranej miał dla nas zrobić po usłudze ‐ stwierdziliśmy, że tak będzie zabawniej.
Pierwsza runda na usługi szła tak, że Harduk w razie przegranej miał wypucować buty mi i Jazonowi. Ot drobnostka. A, że udało się mu wygrać i odbił z powrotem swoje buty to chciał grać dalej na przysługi. To Jazon wymyślił, że jeśli przegra to będzie miał podejść do najbliższego strażnika na wybrzeżu i naszczać mu do butów, śpiewając jednocześnie “miły mój marynarzu”, znasz to? Łatwo wpada w ucho. Wyceniliśmy taką usługę na pięć sztuk złotych i kolejkę gorzałki, a Harduk się zgodził. A taki był pewny swoich kart, że tuż przed sprawdzaniem chciał przebić stawkę o swoje ubranie. Stwierdziliśmy zgodnie, że tak się nie godzi, bo jest spocony i zarzygany, i niech się nie wygłupia, pokazuje karty i wraca do domu spać. I co się okazało? Ano, że kiep myślał, że ma cztery jopki, a mu się tylko w oczach dwoiło. To go wyśmialiśmy, Jazon zgarnął stawkę i zakończyliśmy grę. Czekaliśmy tylko, aż wyjdzie do tego strażnika, bo to musiała być przednia zabawa. Tyle, że Harduk skulił się w kącie i zaczął krzyczeć, że my oszuści jesteśmy, a on do strażnika nie podejdzie, bo mu nie po myśli nocy w areszcie spędzać, a poza tym to mu się nie chce szczać, bo był wcześniej. Zaproponowałem tedy, że może zamiast tego wylać strażnikowi do buta “Złotego śledzia”. To takie jasne piwo sprzedawane w porcie, najtańsze i gwoli prawdy nie do odróżnienia od szczyn. Harduk zaczął płakać, że on głupi był i, że mu biznes zamkną jeśli on będzie takie głupoty wyczyniał po nocach, a Jazon zaczął się na niego wściekać ‐ bo umowa to przecież umowa. Prawie się bić o to zaczęli, to ich rozdzieliłem i powiedziałem, że pomogę Hardukowi, bo pijany i faktycznie głupi. Ale przecież nie zostawia się takich gamoni w potrzebie.
To wymyśliliśmy tak, że upichciłem szybko z ziół, które mi zostały napar usypiający. Dolaliśmy go do piwa i obmyśliliśmy plan: Harduk miał nieść dwa kufle, jeden ze Złotym śledziem i drugi z normalnym piwem, do którego dolał owego naparu. Miał zaproponować strażnikowi napicie się, a gdy ten wypił swój to Harduk, niby przypadkiem, miał rozlać śledzia za jego holewy. Strażnikowi z senności odechciałoby się go ścigać, a ten miał dać w nogi.
Prawie się udało tak to zrobić, ale podczas drogi się Hardukowiw pęcherzu nazbierało. A, że widział, że chłopy z karczmy przez okno patrzą to się dumą uniósł, wręczył strażnikowi kufel, a gdy ten pił jął rozpinać portki i zaczął mu lać po nogawce. Nie zdążył nawet odczekać, aż napar zacznie działać! To strażnik zaczął do niego z wrzaskiem, to Harduk się tylko skulił i kopnął strażnika do wody. Cała karczma w śmiech, ten w zapina rozporek i w nogi, a strażnik próbuje się wydostać na pomost. Zaczął krzyczeć alarm, ale po chwili zaczął trunek działać i na tym pomoście zasnął. To jak inni strażnicy się zlecieli, zobaczyli, że mokry, obszczany i śmierdzi alkoholem to stwierdzili, że się upił i głupi na alarm dzwoni. Śmiechu było w karczmie co niemiara, aż dostaliśmy po darmowym kuflu i kolacji.
To były czasy… młodym się było i do rana pić mogło. W każdym razie w podziękowaniu, gdy wytrzeźwiał, Harduk dał mi dwie buteleczki anyżówki ‐ swojej najlepszej. Ciekawe, czy on jeszcze żyje… -
-
CzarnyGoniec
‐ Zawsze miło wraca się do starych znajomości ‐ mówi, powoli układając się do snu na swoim posłaniu. I idzie spać.
//nie wiem, czy mogę przewinąć do rana. Jeśli nie, to kończę turę tym, co jest nad gwiazdkami. A jeśli mogę przewinąć to://
‐ Dziękuję za gościnę i prowiant. Lurth, dobrze pamiętam? Mówi się, że ci, którzy stoją na straży lasu mają w sobie pierwiastek harmonii człowieka i natury. Tacy dożywają niezmiennie najsędziwszych lat, niczym drzewa wśród których przebywają. Bywaj zdrów! -
Kuba1001
//No nie do końca, to już moja działka, a i nie pozwoliłbym przespać Ci tej nocy tak spokojnie, także zignoruję większość Twojego posta.//
Zasnąłeś, ale nie dane Ci było dospać do rana, gdyż w środku nocy zbudziło Cię mrożące krew w żyłach wycie i drapanie w ścianę, a chwilę później klniecie Lurtha, wystrzał z kuszy i zbolały skowyt.
‐ Wypi**alaj kuwa! ‐ warknął mężczyzna, ładując ponownie broń. ‐ Koleżków też zabieraj! -
CzarnyGoniec
Nie tracąc zbędnego czasu doskoczyłem do mojej kuszy i zacząłem ją ładować. Niech zajmie mi to nieco więcej czasu, ale chce po drodze włożyć sobie za pas mój nóż myśliwski na wszelki wypadek.
Rzut okiem na ocenę sytuacji ‐ jeśli jest coś włochatego, w co mogę strzelić to celuję… ale jeszcze nie strzelam. -
-
CzarnyGoniec
Drzwi są dziurawione, czy wyważane?
Jeśli wyważane ‐ rzucam kuszę na posłanie, biorę moją składana drabinę i blokuję nią drzwi. Jeden kraniec zapieram o ziemię, drugi o drzwi. Napieram też na nią moim krasnoludkim cielskiem.
Jeśli dziurawione ‐ po chwili wahania strzelam w łapę.Niezależnie od powyższego krzyczę ‐ “To wilkołak, czy ten drugi”?
-
Kuba1001
//Schrzaniłem, zapomniałem dopisać, że ta łapa chce się tu dostać przez okno… Moja wina, kontynuujmy wedle powyższego.//
Po kilku chwilach mocowanie się z bestią, ta odpuściła, ale po jakimś czasie usłyszałeś coś jakby kroki na dachu chaty.
‐ Wilkołaki, tym razem tylko one. ‐ odparł Lurth, rzucając Ci pięć bełtów. ‐ Stalowe, ze srebrnymi grotami… Nie mam tego wiele, nie zmarnuj. ‐ dodał, wychylając się przez okno i strzelając do kolejnego potwora. -
-
-