Morze Wydm
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
Taczka:
Podróż była długa i nie należała do przyjemnych, ale to nie przez niewygody, Twój powóz był niczym komnata na kołach, a bardziej nudę i monotonność. Nic nie urozmaicało ani trasy, ani podróży, choć Rodo wciąż to chwalił, uważając to za lepsze niż walkę z bandytami, koczownikami albo potworami. Teraz miałaś okazję choć chwilę odpocząć, mimo że z nieba wciąż lał się żar. Wcześniej postoje robiliście w nocy lub wieczorem, czasem wtedy właśnie podróżowaliście, odpoczywając we dnie, ale teraz mogliście sobie pozwolić na dzienny postój, ponieważ dotarliście wreszcie do pierwszej z nielicznych oaz, jakie można tu było znaleźć. Składała się z zbiornika wodnego przypominającego niewielkie jezioro, wokół którego rosły różne krzewy i drzewa, w tym te owocowe. Służba skorzystała z tego, aby napoić wielbłądy i uzupełnić bukłaki na drogę, a Twoja ochrona postanowiła odpocząć, uprzednio przeszukawszy oazę i wystawiając warty. -
Obmyła sobie twarz wodą z jeziora, żeby jakoś się odświeżyć, a potem zerwała owoc z jednego z drzew, żeby go spróbować. Jeśli drzewa były za wysokie, to poszła poprosić Rodo o pomoc.
-
Udało Ci się to zrobić bez niczyjej pomocy, sam owoc zaś był bardzo soczysty, choć lekko kwaśny. Widywałaś już chyba podobne na stole podczas uczty weselnej czy wcześniejszych posiłków w swoim pałacu w Ur.
-
Poszła rozejrzeć się po oazie, bo nie miała pomysłu na zrobienie czegoś innego.
-
Drzewa, krzewy, woda… Nic ciekawego, przynajmniej dla Ciebie, wychowałaś się w Verden, tam to widoki powszednie, nie to co tutaj. Tak czy siak, wszystko było gotowe do dalszej drogi, od Ciebie zależy, czy zechcesz wznowić ją teraz, czy jeszcze chwilę odpocząć.
-
Weszła więc do swojego powozu i dała sygnał do wyjazdu, czy coś w tym stylu.
-
Odjechaliście naprawdę niewiele, oaza wciąż była w zasięgu wzroku, gdy woźnica nagle zatrzymał powóz. Gdy wyjrzałaś przez okno, aby sprawdzić, dlaczego się tak stało, dostrzegłaś kilkunastu odzianych na czarno, uzbrojonych w bułaty, szaszmiry, jednoręczne miecze i łuki, koczowników, bo chyba nimi oni byli. Twoja eskorta otoczyła ciasno powóz, również dobywając broni, a z szeregu czarno odzianych wojowników wystąpił jeden, patrząc wprost na Ciebie.
- Wyjdź i zechciej nas wysłuchać, a unikniesz rozlewu krwi. - powiedział, chowając broń na znak poparcia swoich słów. Po chwili podobnie uczynili jego ludzie, ale Twoja eskorta nie miała zamiaru tego zrobić.
- Nie rób tego, pani. - odradził Rodo. - Takim jak oni nie można ufać. To pospolici bandyci.
Nord, pomimo braku języka, na pewno by go poparł, choćby kiwnięciem głowy, ale nie zrobił nic. Pierwszy raz widziałaś go tak zamyślonego, zatopionego we wspomnieniach, a może nawet nieco zmartwionego.