‐ No to… Ja wszystko przemyślę, a Ty pilnuj złota. Spotkamy się tu jutro, gdzieś tak o tej samej porze. ‐ powiedział po chwili milczenia Szary Krasnolud, a później dopił piwo i wyszedł z karczmy, zostawiając Cię samego ze swoimi rozmyślaniami na temat tej przygody.
Zaakceptował, więc teraz to walić czy odchodzi, czy nie. Nie jest krasnoludem, nie spie**oli.
Dopił piwo, zabrał złoto, a następnie ruszył do swojego mieszkania.
Zasnąłeś dość szybko, wrażenia dnia dzisiejszego zrobiły swoje. Obudziłeś się o porze, którą w mieście uznaje się jako ranek, z racji dźwięku rogu, który po prostu musiał Was wszystkich obudzić.
Przyjemnie orzeźwiony bimbrem z jaskiniowych grzybów zacząłeś szukać zleceń… No cóż, poza potworami były też nieco bezpieczniejsze, ale nudniejsze i gorzej płatne.
Wielkie pająki, od cholery, płacili za jednego dwadzieścia sztuk złota, czyli całkiem nieźle, biorąc pod uwagę, że poruszają się grupami po kilkanaście lub kilkadziesiąt osobników.
Przed budynkiem zebrała się już dość spora grupka, poza nimi byli też znacznie lepiej wyekwipowani, odziani i ogółem lepiej wyglądający wojowie, najpewniej przedstawiciele Waszego władcy.