Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
‐ Yeti, agresywni Nordowie, dzikie bestie.
‐Czyli trochę niebezpiecznie… Nie wiesz może, czy ktoś z tu obecnych nie wybiera się do Dekapolis?
‐ Nie mam pojęcia, sam możesz spytać.
Chodził więc i się pytał o cel podróży.
I w końcu trafiłeś na krasnoludzkiego kupca z bandą pobratymców do ochrony.
‐Panowie do Dekapolis, tak? Można się z wami zabrać? Mamy tylko dwa konie,powóz pełen rzeczy na handel, czy na co to było,no po prostu sądzę, że sami rady nie damy. Ja i tamci dwaj
‐ Tamci dwaj to też Elfy? ‐ spytał kupiec, ćmiąc fajkę.
‐A nie widać? Tak. Czy ma coś do rzeczy?
‐ Tak, ma. Bo nie lubię Elfów.
‐ Ile chcesz?
‐ Nie gadaj, że chcesz mi zapłacić za wpie**olenie Wam? Ku*wa, interes życia.
‐Bardziej za ochronę.
‐ Ty chcesz chronić nas? ‐ spytał, a gdy skończył ryknął gromkim śmiechem, a jego towarzysze mu zawtórowali.
‐Ehh…bardziej chodzi mi… E, nieważne. Wstał i poszedł szukać dalej.
Poza Krasnoludami nikt się tam nie wybierał lub wybierał za kilka dni czy też tygodni.
//W sensie tej bandy czy też inne krasnoludy? //
//W sensie tej bandy Krasnoludów.//
Poszedł do pokoju. Może później jakiś typek zawita. Sprawdził jaka pora.
Około południa, czyli zostało jeszcze kilka godzin dnia, nim zapadnie tu zmrok.
W pokoju sprawdzał sprzęt i naprawiał usterki.