Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
‐ Nigdzie ich nie widziałem, ostatnio rzadko ruszam na miasto na dłużej… Rzeczy? Nie przypominam sobie żeby coś zostawiali.
‐ A gdzie się zatrzymali?
‐ A skąd ja mam wiedzieć? Byli tu, w karczmie. Zjedli, napili się i wyszli.
Skinął głową i wyszedł z karczmy, a za nim reszta.
Z wyraźną ulgą stanął za ladą. ‐ Widzisz, goblinie. Czasem lepiej skłamać niż się napi**dalać.
‐ A jak oni wrócą?
‐ Jakoś to załatwię.
‐ Jak?
‐ Niewiem. Na razie i tak nie wiemy czy wrócą.
‐ To co teraz robimy, szefo?
‐ Ch*j wie. Czekamy aż orkowie wrócą. Możemy też się napić.
No więc z miejsca skrzyknął swoją bandę zielonych debili, bo skoro zaproponowałeś picie…
Zaczął nalewać coś mocnego.
Klasyczna wódka dobra, bo krasnoludzka.
Jak już nalał każdemu podał trunek goblinom, sam też się napił.
I wszyscy wypiliście, a czas jakoś Wam leciał.
Pijąc czekał aż czas im poleci do powrotu orków. // ;V //
//._.// Gdy obalałeś już trzeci z kolei kufel, tamci wrócili do karczmy.
Zerknął na orków. ‐ O jesteścieee! No zieloni przyjaciele, co tam u was?
//W tym wypadku czerwoni.// ‐ Zajebiście, karczmarzu, jak nigdy. ‐ rzekł Bane i poprowadził gromadkę do swojego zwyczajowego stolika i zaprosił Cię gestem do siebie, wypada przynieść też piwko.