Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
Ciepło po alkoholanach roznosiło się po organizmie. Morska bryza była chłodna i pachniała tropikalnymi roślinami z wyspy.
‐A gdzież to jest kapitan…‐ Powiedział do siebie rozglądając się po pokładzie.
Pewnie znów błądził po wyspie.
Jak chce to niech błądzi, on tak odpoczywał nieco na świeżym powietrzu.
Odpoczywałeś. Nic dodać, nic ująć.
Skoro szefa nie było to ten postanowił wzruszyć ramionami i udać się do swojej kajuty gdzie zaraz by zasnął.
Jak można było się spodziewać zasnąłeś i obudziłeś się rano.
Może teraz kapitan pojawi się na statku, wyszedł z kajuty z zamiarem odszukania kapitana.
Zapewne był w swojej kwaterze.
Skoro w niej siedzi to nie raczył mu przeszkadzać, udał się zaś do bocianiego gniazda obserwować okolicę.
Okolica spokojna, niektórzy marynarze płyną na wyspę, a z chat zaczynają wychodzić tubylczy górnicy.
‐Czyli widać dalej będziemy kopać akwamaryn. No dobra.‐ Powiedział czekając aż dopłyną do brzegu.
Oni dopłynęli, a Ty tkwiłeś na bocianim gnieździe.
No to pora zejść z bocianiego gniazda by zabrać się do roboty jako nadzorca górników.
Zabrałeś się na wyspę razem z drugim transportem marynarzy.
Po dobiciu do brzegu jak zwykle pracował jako ten cały zarządca.
Nie było tam nic do roboty, a ładownie galery napełniały się drogocennym kryształem.
Mimo to zgłosił się do wykonywania tej roboty, więc doglądał czy nikt nie bierze sobie tego akwamarynu do kieszeni czy jak musiał ‐ do ładowni.
Tubylcom nie był potrzebny, ale niektórzy marynarze zbierali trochę do kieszeni, jak to ująłeś. W sumie to mieli udział w łupach. Sielską robotę przerwał krzyk, a później wrzawa w głębi kopalni.
Jako zarządca jego obowiązkiem było zaraz się tam udanie, to przeto coś do zrobienia!