‐ Nie pie**ol pesymistycznie przyjacielu, wyobrażam sobie naszą misję jako kolejne zadanie ‐ mam tam pójść, zabić “tych złych” i wrócić do…no cóż nie mam domu więc powiedzmy że do lokalnych koszar.
‐ Niedługo stuknie mi sześćdziesiątka więc powiedzmy że łowić ryby i wypoczywać na tarasie swojego domostwa grając z jakimś innym staruchem w szachy, jak na rasowego dziadka przystało.‐ odparł ‐. Czyli nic nie robić, bo całe życie coś robię.
‐ Nie myśl sobie, że nie zastanawiałem się czy tego nie rzucić w cholerę. ‐ zaprotestował. ‐ Jednak doszedłem do wniosku, że mam pewien prestiż będąc łowcą potworów z ramienia Inkwizycji Światła, a i nie wyobrażam sobie siebie uprawiającego pole.
‐ Ja nie będę musiał uprawiać pola, mój sprzęt pójdzie za kilka może kilkanaście tysięcy złota , a moje zdobycze też tanie nie są ‐ więc myślę ze do końca swoich dni mógłbym godnie żyć.
Dopiłeś je i siedzieliście tak w ciszy.
Wszyscy siedzieli by w ciszy, gdyby nie nagły krzyk ze strony podwórza, który sprawił, że wszyscy obecni członkowie wyprawy zerwali się z miejsc i ruszyli na zewnątrz.
Draby, które oślepiłeś, nie zaniechały walki i wróciły w liczbie tuzina. Dwóch powalił już Krasnolud, trzech Ork, a Elfka kolejnych dwóch. Widmowi towarzysze Arkora związali walką kilku następnych, jednak przewaga liczebna była znaczna.