Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
‐Rosen! Stał tak chwilę. Jeżeli nie było efektu, to nadciął palec tak, żeby krew spadła na tytuł i środek okładki.
W obu przypadkach brak efektu. Orkowie podobno znają język Pradawnych. W ograniczony stopniu, ale znają.
Za pomocą swojej zdolności kazał Dowódcy tutaj przyjść.
‐ Panie? ‐ zapytał gdy przyszedł.
‐A więc Rufusie. Możesz mi to odczytać na nasze? Pokazał mu te słowo. Rosen
Ork zastanawiał się chwilę. Dłuższą chwilę. ‐ Kiedyś Orki mówić tak na taki kwiat co leczył krew z ran.
‐Pamiętasz jego nazwę? Albo przynajmniej opis tej rośliny?
‐ Yyy… Taka mała, czerwona. ‐ tłumaczył dość mętnie.
‐Róża? Kolczasta łodyga?
‐ Taak! Róża! Wielkie kolce. I trujące. Ale ona nie rosnąć tu.
‐To… gdzie? Gdzie ją można znaleźć?
‐ Ona… Chyba wyginąć.
///… Sprawdź kartę postaci ostatnie trzy strony 50*3=150 Wiesz, co zamierzam? ‐Na pewno?
//Fakaj się ;‐;// ‐ Ja nie wiedzieć. Może pana pan wiedzieć?
‐Ech. Zrobię to, po tym, jak dotrą posiłki. Albo wyślę Brutusa.
‐ Coś jeszcze? ‐ zapytał.
‐Nie, to już wszystko. Dziękuję.
Kiwnął głową i odszedł.
Usiadł w fotelu. ‐Pomyślmy… Orków nadal nie ma, Brutus wspominał kiedyś o zbrojach orków… oby ci je mieli. Potrzebujemy tego do zwycięstwa Wstał. Wyszedł na balkon i zaczął obserwować południe. Bardzo liczył na wsparcie.
Należałoby o nie zapytać w pałacu Lorda lub nadal czekać wytrwale.