Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
A teraz Czerwony zobaczył… Ogniste Lapisy walczące z symbiontami.
OKEJ THAT’S ENOUGH ZASRANE PODRÓBKI Tego to nie ździerżył i pizgnął patokinezą w jego edycji, otoczając obszar w 120m czerwoną aurą.
Aktualnie, to ta aura po prostu wygląda jakby Czerwony miał kontur. I taki sam ma zasięg.
Wściekł się i teraz zamiast wymijając istoty to taranuje je szarżą, szukając za Stanem.
Lapisy tego jakoś unikają, bo przecież latają.
Ale i tak no taranuje wszystko co ma przed sobą w linii prostej co nie jest cywilem i szuka Stana.
Nagle Czerwony się przewrócił… Coś go złapało za nogę.
Wat? Zobaczył, co to.
To Stan Lee.
I tu aura zgasła. -Co pan tu do jasnej anieli robi?! Te…ISTOTY…mogą Pana zranić!
-Prędzej ty zranisz ich! To wciąż są ludzie!
-Przecież można spalić to ścierwo z zewnątrz bez spalania nosiciela.
-Ale ty jak na razie wszystko miażdżysz, niszczysz i spalasz!
-Nie wszystko. Panie Stan…czasem istnieje coś takiego jak poświęcenie rzeczy na cel wyższy. Ale, to już nie jest ważne. Nic panu się nie stało?
-Nie nic mi się nie stało, a teraz proszę się wynosić z tego miasta!
-Przepraszam, ale ta czynność jest niewykonalna. Żaden cywil nie ucierpiał i żaden budynek nie został zburzony. Co jedynie te…dziwne istoty…zostały unieszkodliwione. I proszę już nie znikać, gdyż nie jestem radarem by pana szukać.
Stan zniknął na oczach Czerwonego.
-Chyba sobie ku*wa jaja robisz…-warknął, już poirytowany.
Trzeba było nie pyskować.
On tylko podał cholerne dane… CHOLERNE. DANE. A. NIE. PYSKOWANIE. Szuka za tym staruchem. Utrapienie z nim…