Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
Stan zniknął na oczach Czerwonego.
-Chyba sobie ku*wa jaja robisz…-warknął, już poirytowany.
Trzeba było nie pyskować.
On tylko podał cholerne dane… CHOLERNE. DANE. A. NIE. PYSKOWANIE. Szuka za tym staruchem. Utrapienie z nim…
Warto wspomnieć, że Czerwony nawet nie wie skąd Stan nagle się wziął za nim.
Egh…wszystkowiedzący omnipotent… Równie dobrze mógłby ten starzec sam siebie pilnować. Dalej go szuka.
Ciekawe kiedy go znajdzie.
Cholera wie. Znajdzie to znajdzie. Szuka go dalej.
A jak nie znajdzie?
Wścieknie się i wymorduje te zombie-podobne cholerstwa.
Stan mu to na nie pozwoli.
No to…UGH, CHOLERA! Czemu akurat on musi się z nim użerać, z pośród całego WSZECHŚWIATA?
Niezbadane są wyroki… Tego dziwnego głosu.
Grrr… Dalej go szuka.
Tak jak było wcześniej, nie ma go.
Dalej go szuka, aż do zasranego skutku.
Zasranego skutku nie ma.
A N G E R Y Infirtuje CAŁE miasto za nim.
Nie ma go… Znowu.
Okay, enough. “Wiesz co? Mam serdecznie dość tego. Znajdź sobie kogoś innego do roboty, bo ja nie będę ganiał za jakimś starcem tylko dlatego, by ten mi znikł przed oczami i bym stracił na to cholerny czas.”
