Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
-Wszystko w porządku, Czarna, nie martw się.
Pocałowała go w czoło. -Kochany jesteś.
Steven w zamian podskoczył i objął Czarną w pasie. -Ty też jesteś, Czarna. Kocham Cię…
Uśmiechnęła się. Położyła rękę na jego głowie.
-Jeszcze raz przepraszam, że na Ciebie krzyczałem i byłem taki niewdzięczny…-powiedział Steven pokornie.
-No już. Nie obarczaj się za zło całego wszechświata. Na niektóre rzeczy nie masz wpływu.
-Ale na to miałem. Mogłem się uspokoić i… I Cię nie obrażać…
-Nic się nie stało, naprawdę.
-A podobają Ci się chociaż róże?
-Są piękne Steven.
-Wybierałem je myśląc o tobie… I mamie…
-Twoja mama będzie z nami dopóki będziemy o niej pamiętać.
-Nigdy o niej nie zapomnę. Kocham ją, nawet jeśli jej nigdy nie spotkałem…
-Ja ją widzę, gdziekolwiek się nie spojrzę Steven. A zwłaszcza, gdy tutaj patrzę.
Steven mocniej się przytulił.
Uśmiechnęła się. -Moja róźyczka…
Steven nie skomentował tego, ale pewnie jest trochę zdezorientowany odzhwianiem się do niego jak do osoby płci przeciwnej.
-Przepraszam Steven… Obudziłeś wspomnienia i…
-Nic się nie stało, ciociu.
-No chodź, lecimy stąd.