Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
Przybrał formę szczeniaka-wilka i pojawił się za nią, po czym szczeknął iście psim głosem. Bez glitchy!
Ametyst się obejrzała i popatrzyła na tego słodziaka wzrokiem “Co ku*wa”.
Podbiegł do niej i tryćnął ją w nogę, merdając ogonem jak szalony.
Ametyst patrzy na psa zdezorientowana. -A ty co robisz w kosmosie? I jak się tutaj dostałeś?!
-Ma się swoje sposoby! -o shit, doggo przemówił!
Ametyst jest wręcz zdegustowana.
Przemienił się w Formę “Coś”. -Co? Masz minę, jakbyś zauważyła padlinę. -powiedział głosem Numer 2, z glitchami. Boi, jakie rymy!
-Co tu do cholery się właśnie stało?-spytała zdezorientowana Ametyst.
-Hm…powiedzmy, że masz przed sobą byt zdolny do masowego mordu na cywilizacjach w kilka sekund, jakby chciał.
-GRANAAAAAT-zaczęła drżeć się Ametyst, jednocześnie zmierzając do niższych pięter.
Patrzy na to, rozbawiony. Jaki durny klejnot…
Ametyst już zbiegła na dół.
A on sobie zrobił hamak z nici, wskoczył na niego i leżąc na nim czeka na rozwój wydarzeń.
Ciekawe kim jest ta cała Granat? Wielki granat, taki jak spadł w Anty-Otchłani, ale nie standardowy, tylko wieklki.
O nie nie, takiego szajsu to on nie chce. Co najwyżej wyrzuci to coś hen daleko.
A może to jakaś osoba, a nie rzecz?
Kto wie. Czeka dalej.
Jak na razie, nikt nie przychodzi. Ale cierpliwości…
Czeka dalej.
Po chwili na piętro weszła ona i spojrzała na Cosia.