Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
-Każda praca jest warta świeczki. Poczekam.
Aurora trzyma dłonie nad Bizmutem i powoli rusza wszystkimi palcami.
A ten się temu przygląda z ciekawością.
Chyba próbuje odciągnąć z Bizmutu metal.
A on się na to patrzy z żywą ciekawością.
Bizmut wybuchnęła. Dosłownie.
-…o cholera jasna.
Na miejscu wybuchu leży jej klejnot.
Cały?
Cały, bez najmniejszego uszkodzenia.
Whew. -Teraz czekać na regenerację.
-Dokładnie.
Westchnął. -Ciekawe jak to jest być tak potężną superformą życia jak ty, Auroro…
-Ja się czuję normalnie, a nie jak jakaś “superforma życia”. Nie przeceniaj mnie.
-Według mnie jesteś…bardzo, ale to BARDZO potężna. Nawet Biały Diament przy tobie jest niczym.
-Ale nie zamierzam z nikim walczyć.
-Tylko mówię. Spokojnie.
-Poza tym, Diamenty to tak jakby moi “rodzice”…
-Ta…z ich chęci w końcu istniejesz. Ja tylko zrealizowałem pomysł.
-Bez obrazy, ale w pewnym sensie kocham Diamenty.