Moskwa
-
//Nie macie żadnej przewagi wysokości, zleźliście na sam parter, tam gdzie są pozostali żołnierze i tłumy zdechlaków.//
Nieoczekiwana pomoc zrobiła swoje, wspólnie z resztą kompanów zaczęliście wybijać kolejne zastępy żywych trupów, a choć nie daje to żadnych szans na wyparcie ich, to pozwoliło wycofać się reszcie, którzy dodatkowo obrzucili tłum granatami i koktajlami Mołotowa, zabijając kolejne dziesiątki Zombie lub blokując im drogę płomieniami. Teraz chyba jest dobra pora, aby znowu się wycofać, parteru i tak nie utrzymacie, a Zombie na ciasnych klatkach schodowych będą łatwym celem. -
Dobrze coś Potomkinowi podpowiadało. Tak też zaczął się wycofywać wraz z oddziałem w górę, starając się by każdy z stopni nieumarli drogo okupili krwią czy choćby odpadającymi kawałkami ciała.
-
Ci z parteru uznali chyba, że to wyższa instancja wysłała Was tu po to, aby osłaniać ich odwrót, więc wszyscy zaczęli raźno spieprzać, pozostawiając w ariergardzie tylko Ciebie i pozostałych ludzi z Twojego oddziału, a wszystkim zaczynała się powoli kończyć amunicja.
-
Nosz cholerni… Za takich towarzyszy to można cokolwiek na górze jest w tą dupę niebańską pocałować.
— Rzućcie im Mołotwy pod nogi! — Krzyknął z nadzieją, że to pozwoli nieco przystopować sytuację. Sam zaczął zawizięcie pruć do zbliżających się, tym razem nie szczędząc kochanienkiej. -
Broń była bliska przegrzania, ale na szczęście, lub nieszczęście, szybciej skończyła Ci się do niej amunicja, przez co broń zdąży nieco ochłonąć, nim zaczniesz znów pruć do zgniłków. Pozostali tymczasem wciąż ostrzeliwali się na resztkach amunicji, rzucali ostatnie granaty, a butelkami zapalającymi zablokowali przejście, przynajmniej chwilo, podpalając ciała kilku Zombie. Pora wiać, i tak nic tu nie zdziałacie bez amunicji.
-
— Na górę! — Wydał prędko komendę i karabin przewiesił przez plecy, wyciągając Makarova. On również się cofał, mierząc z pistoletu w razie potrzeby pozbawienia kilku trupów drugiego życia.
-
Potrzeby nie było, a prucie na ślepo to tylko marnotrawienie amunicji. Rozkaz kazał biec na górę, ale jak wysoko dokładnie? Na które pięto? Na jakie pozycje?
-
Jasne chyba, że na najbliższe piętro, gdzie szczęśliwie być może uda im się uzupełnić amunicję, a potem wspomóc obronę tego piętra.
— Zatrzymany się na piętrze i szukamy amunicji. — Wydał komendę. -
Żołnierze rozeszli się, wedle rozkazu, a Tobie wypadałoby do nich dołączyć, można w końcu śmiało powiedzieć, że gdy Twoja broń milczy, siła ognia całego oddziału spada o połowę.
-
Ta… To nie pierwsza z takich sytuacji. I on zaczął biegać, szukając bezpańskiej taśmy nabojowej, która nasyciła by jego broń.
-
Innym poszło łatwiej, niemalże wszyscy używali tej samej broni, AK-47, Tobie zaś ciężko było znaleźć taśmę nabojową, przynajmniej tutaj, bo gdzieś indziej możesz mieć więcej szczęścia. Z poszukiwań amunicji nie wróciło dwóch ludzi, a gdy już miałeś otwierać usta, aby ich zawołać lub zapytać resztę, gdzie są, usłyszałeś rozdzierający krzyk bólu i krótką serię z broni automatycznej.
-
// Ale… AK-74 jest o wiele bardziej liczne, szczególnie na terenie dawnego ZSRR…//
Błyskawicznie przyciągnął do siebie swojego PMa.
— Za mną! — Wydał komendę i biegiem udał się do miejsca, gdzie słyszał krzyki i strzały, w każdej chwili gotowy do użycia pistoletu w mało pokojowych celach. -
//Inni mają AK i im łatwo znaleźć amunicję, Ty nie masz AK i Tobie trudno. Proste?//
Jak mogłeś się spodziewać, znalazłeś w jednym z pokoi Skoczka, a u jego stóp trupy Twoich dwóch towarzyszy. Jeden wciąż jeszcze żył, mimo że wnętrzności wylewały mu się na ziemię, a on próbował je w panice włożyć do środka z powrotem, drugi zaś był definitywnie martwy, rozpołowiony w okolicy pasa. Zombie musiał ich najwidoczniej zaskoczyć, a teraz rzucił się prosto na Was, z rykiem na zębistej mordzie i ostrzami dziko młócącymi powietrze. Co gorsza, skąd na ten ryk odpowiedział kolejny… -
— Strzelać! — Oddał pospiesznie kolejną, być może ostatnią w swym życiu komendę. Cała jego nadzieja leżała teraz w poczciwym pistolecie, którym zajadle posyłał pociski w stronę skocznej kurwy, a także w okutym w żelazo łbie. Hełm już mógł stanowić problem dla Skoczka.
-
Nie dane Ci było się przekonać, czy tymi ostrzami jest w stanie otwierać postsowieckie konserwy, bo choć Twoje strzały nie robiły wiele, to salwa wszystkich razem zrobiła swoje, masakrując ciało Zombie, który padł pokrwawiony na podłogę, teraz już na pewno martwy.
-
— Broń w gotowości! Nie wiemy, ile tych choler się tu kręci, ale ta na pewno nie była jedyna. — Wydał komendę, a sam podbiegł do umierającego żołnierza i przykląkł przy nim na jedno kolano. Od jego martwego towarzysza “pożyczył” broń i zapasy amunicji, a także przymknął jego powieki.
-
Martwemu sprzęt się raczej nie przyda, Tobie wręcz przeciwnie. A umierający, wciąż grzebiący we własnych wnętrznościach, coraz bardziej tracił kontakt z rzeczywistością, oczy zachodziły mu mgłą, a na dodatek zaczął wołać swoją matkę, tak jak wielu umierających ludzi, Ty akurat widziałeś niejeden taki przypadek.
-
Szkoda chłopa, Potomkim co najwyżej może mu oszczędzić części bólu. Choć w czasie swojej służby widział i takie sytuacje, to zawsze będą one dla każdego wojaka ciężkie.
Przytrzymał jego dłonie żelaznym uściskiem, chcąc powstrzymać umierającego od zadawania sobie niepotrzebnego bólu. Zostały mu już tylko sekundy, najwyżej minuty. Jeżeli jednak po tym czasie dalej by żył, trzeba było go odstąpić, a później wrócić i spalić ciało.
-
Na szczęście wyzionął ducha szybciej, niż zakładałeś, więc możecie już z czystym sumieniem wracać do reszty. No i mieć na uwadze, że Skoczków musi być więcej, skoro temu zabitemu odpowiedziały ryki minimum jednego innego.
-
Prawda. Z całej tej sytuacji wyniknął jeden plus - uzupełnili amunicję. Z drugiego trupa Potomkin także zabrał broń i pociski.
— Wracamy na nasze piętro. Oczy i uszy szeroko otwarte, musimy być przygotowani na przyjście skocznych kurew. — Wydał komendę.