Moskwa
-
-
Tak też zrobił, powracając wraz z oddziałem “wypadowym” na ich pozycje, a także po drodze wspierając towarzyszy na innych piętrach.
-
//Czyli że zamiast iść na dół wracasz na swoje pięterko, tak?//
-
// No tak, sam napisałeś, że nie mam potrzebnych na to morale. //
-
//Teraz widzę, że się jebłem, bo napisałem o prowadzeniu ich “na górę”. Chodziło o prowadzenie na dół, wedle planu, także tym razem moja wina.//
-
// Spoko, spoko. //
Zaczął, wraz z oddziałem, powoli schodzić w dół, trzymając broń gotową do siania krwistej pożogi w duecie z swoim partnerem. Cokolwiek zabiło ludzi z tego piętra nie było czymkolwiek przyjemnym.
-
Najpewniej był to podobny potwór do tamtego, który zaatakował Twój oddział, ten cholerny Skoczek, jak nazywali go żołnierze z Twojego oddziału. Schodząc na dół, zastałeś bardzo nieciekawy widok: Żołnierzy było kilkudziesięciu, to fakt, wszyscy dobrze uzbrojeni, w ręczne karabiny maszynowe, automaty Kałasznikowa, koktajle Mołotowa i granaty-samoróbki, ale przynajmniej drugie tyle padło już w walce, zaś blisko połowa parteru była stracona, tak jak wiele barykad, a żołnierze powoli cofali się, aby przy przejściu na wyższe kondygnacje utworzyć ostatni punkt oporu.
-
— Trza ich osłaniać. — Powiedział Potomkin i liczył, że tyle starczy dla jego oddziału. Wzniół karabin mocarnymi łapami i oparł go na balustradzie, tworząc prowizoryczne stanowisko ogniowe. Korzystając z przewagi wysokości, zaczął pruć w napierająych nieumarłych, by towarzysze z parteru mogli bezpieczniej się wycofywać, a może nawet efektowniej bronić.
-
//Nie macie żadnej przewagi wysokości, zleźliście na sam parter, tam gdzie są pozostali żołnierze i tłumy zdechlaków.//
Nieoczekiwana pomoc zrobiła swoje, wspólnie z resztą kompanów zaczęliście wybijać kolejne zastępy żywych trupów, a choć nie daje to żadnych szans na wyparcie ich, to pozwoliło wycofać się reszcie, którzy dodatkowo obrzucili tłum granatami i koktajlami Mołotowa, zabijając kolejne dziesiątki Zombie lub blokując im drogę płomieniami. Teraz chyba jest dobra pora, aby znowu się wycofać, parteru i tak nie utrzymacie, a Zombie na ciasnych klatkach schodowych będą łatwym celem. -
Dobrze coś Potomkinowi podpowiadało. Tak też zaczął się wycofywać wraz z oddziałem w górę, starając się by każdy z stopni nieumarli drogo okupili krwią czy choćby odpadającymi kawałkami ciała.
-
Ci z parteru uznali chyba, że to wyższa instancja wysłała Was tu po to, aby osłaniać ich odwrót, więc wszyscy zaczęli raźno spieprzać, pozostawiając w ariergardzie tylko Ciebie i pozostałych ludzi z Twojego oddziału, a wszystkim zaczynała się powoli kończyć amunicja.
-
Nosz cholerni… Za takich towarzyszy to można cokolwiek na górze jest w tą dupę niebańską pocałować.
— Rzućcie im Mołotwy pod nogi! — Krzyknął z nadzieją, że to pozwoli nieco przystopować sytuację. Sam zaczął zawizięcie pruć do zbliżających się, tym razem nie szczędząc kochanienkiej. -
Broń była bliska przegrzania, ale na szczęście, lub nieszczęście, szybciej skończyła Ci się do niej amunicja, przez co broń zdąży nieco ochłonąć, nim zaczniesz znów pruć do zgniłków. Pozostali tymczasem wciąż ostrzeliwali się na resztkach amunicji, rzucali ostatnie granaty, a butelkami zapalającymi zablokowali przejście, przynajmniej chwilo, podpalając ciała kilku Zombie. Pora wiać, i tak nic tu nie zdziałacie bez amunicji.
-
— Na górę! — Wydał prędko komendę i karabin przewiesił przez plecy, wyciągając Makarova. On również się cofał, mierząc z pistoletu w razie potrzeby pozbawienia kilku trupów drugiego życia.
-
Potrzeby nie było, a prucie na ślepo to tylko marnotrawienie amunicji. Rozkaz kazał biec na górę, ale jak wysoko dokładnie? Na które pięto? Na jakie pozycje?
-
Jasne chyba, że na najbliższe piętro, gdzie szczęśliwie być może uda im się uzupełnić amunicję, a potem wspomóc obronę tego piętra.
— Zatrzymany się na piętrze i szukamy amunicji. — Wydał komendę. -
Żołnierze rozeszli się, wedle rozkazu, a Tobie wypadałoby do nich dołączyć, można w końcu śmiało powiedzieć, że gdy Twoja broń milczy, siła ognia całego oddziału spada o połowę.
-
Ta… To nie pierwsza z takich sytuacji. I on zaczął biegać, szukając bezpańskiej taśmy nabojowej, która nasyciła by jego broń.
-
Innym poszło łatwiej, niemalże wszyscy używali tej samej broni, AK-47, Tobie zaś ciężko było znaleźć taśmę nabojową, przynajmniej tutaj, bo gdzieś indziej możesz mieć więcej szczęścia. Z poszukiwań amunicji nie wróciło dwóch ludzi, a gdy już miałeś otwierać usta, aby ich zawołać lub zapytać resztę, gdzie są, usłyszałeś rozdzierający krzyk bólu i krótką serię z broni automatycznej.
-
// Ale… AK-74 jest o wiele bardziej liczne, szczególnie na terenie dawnego ZSRR…//
Błyskawicznie przyciągnął do siebie swojego PMa.
— Za mną! — Wydał komendę i biegiem udał się do miejsca, gdzie słyszał krzyki i strzały, w każdej chwili gotowy do użycia pistoletu w mało pokojowych celach.