Moskwa
-
Kuba1001
Zniszczenie wszelkich dróg na to piętro nie tylko odetnie Wam drogę odwrotu, skazując na powolną śmierć z głodu i pragnienia, o ile nikt Was nie ewakuuje lub Zombie nie dokończą dzieła, ale i wszyscy walczący na dole zginą, gdy nie zdołają wycofać się przed naporem żywych trupów.
Ciężko ocenić, ile pozostało czasu, tamci na dole wciąż walczą. Broń przeładowana i gotowa do użytku. -
Radiotelegrafista
Przecież nie miał zamiaru wysadzać się tak, by zostawić towarzyszy z dołu na pastwę losu. Najpierw poczekają, aż żywi dotrą tutaj. Później odetną drogę nieumarłym i będą liczyć na jakąś pomoc z zewnątrz. Zszedł kawałek niżej i ustawił karabin tak, by móc osłaniać wycofujących się do góry towarzyszy.
-
-
-
Kuba1001
Nie byli z tego zbytnio zadowoleni, ale lepszy taki wybór, niż zdanie się na ochotników, co pewnie przeciągałoby się w nieskończoność. Idąc w dół, mijaliście klatki schodowe, z reguły pełne walczących żołnierzy, którzy razili ogniem ze swojej broni Zombie przez okna, acz jedno z takich pomieszczeń zastaliście puste, pokryte krwią, wnętrznościami, rozczłonkowanymi ciałami i oderwanymi kończynami. Krwawe ślady ciągnęły się w dół. Jeden z żołnierzy, który wraz z Tobą obserwował to zajście, nie wytrzymał i padł na kolana, obficie wymiotując.
-
Radiotelegrafista
— Towarzysze, broń macie mieć w gotowości. Pójdziemy pomścić naszych kompanów i zabijemy cokolwiek ich zabiło. — Odwrócił się do żołnierzy, wskazując na krwawe ślady prowadzące w dół: —Chyba, że macie zamiar się wycofać i dać zginłemu wrogowi radość z zwycięstwa nad Czerwonoarmistami. Więc jaka decyzja? — Spojrzał na oddział. I tak, gdy już znaleźli miejsce tej rzezi, musieli choćby się dowiedzieć co rozszarpało braci z armii na kawałki. Teraz przynajmniej nie będą zaskoczeni, bo gdyby nie wiedzieli o “takim” wrogu, nie mogliby się przed nim na czas obronić
-
-
Tak też zrobił, powracając wraz z oddziałem “wypadowym” na ich pozycje, a także po drodze wspierając towarzyszy na innych piętrach.
-
//Czyli że zamiast iść na dół wracasz na swoje pięterko, tak?//
-
// No tak, sam napisałeś, że nie mam potrzebnych na to morale. //
-
//Teraz widzę, że się jebłem, bo napisałem o prowadzeniu ich “na górę”. Chodziło o prowadzenie na dół, wedle planu, także tym razem moja wina.//
-
// Spoko, spoko. //
Zaczął, wraz z oddziałem, powoli schodzić w dół, trzymając broń gotową do siania krwistej pożogi w duecie z swoim partnerem. Cokolwiek zabiło ludzi z tego piętra nie było czymkolwiek przyjemnym.
-
Najpewniej był to podobny potwór do tamtego, który zaatakował Twój oddział, ten cholerny Skoczek, jak nazywali go żołnierze z Twojego oddziału. Schodząc na dół, zastałeś bardzo nieciekawy widok: Żołnierzy było kilkudziesięciu, to fakt, wszyscy dobrze uzbrojeni, w ręczne karabiny maszynowe, automaty Kałasznikowa, koktajle Mołotowa i granaty-samoróbki, ale przynajmniej drugie tyle padło już w walce, zaś blisko połowa parteru była stracona, tak jak wiele barykad, a żołnierze powoli cofali się, aby przy przejściu na wyższe kondygnacje utworzyć ostatni punkt oporu.
-
— Trza ich osłaniać. — Powiedział Potomkin i liczył, że tyle starczy dla jego oddziału. Wzniół karabin mocarnymi łapami i oparł go na balustradzie, tworząc prowizoryczne stanowisko ogniowe. Korzystając z przewagi wysokości, zaczął pruć w napierająych nieumarłych, by towarzysze z parteru mogli bezpieczniej się wycofywać, a może nawet efektowniej bronić.
-
//Nie macie żadnej przewagi wysokości, zleźliście na sam parter, tam gdzie są pozostali żołnierze i tłumy zdechlaków.//
Nieoczekiwana pomoc zrobiła swoje, wspólnie z resztą kompanów zaczęliście wybijać kolejne zastępy żywych trupów, a choć nie daje to żadnych szans na wyparcie ich, to pozwoliło wycofać się reszcie, którzy dodatkowo obrzucili tłum granatami i koktajlami Mołotowa, zabijając kolejne dziesiątki Zombie lub blokując im drogę płomieniami. Teraz chyba jest dobra pora, aby znowu się wycofać, parteru i tak nie utrzymacie, a Zombie na ciasnych klatkach schodowych będą łatwym celem. -
Dobrze coś Potomkinowi podpowiadało. Tak też zaczął się wycofywać wraz z oddziałem w górę, starając się by każdy z stopni nieumarli drogo okupili krwią czy choćby odpadającymi kawałkami ciała.
-
Ci z parteru uznali chyba, że to wyższa instancja wysłała Was tu po to, aby osłaniać ich odwrót, więc wszyscy zaczęli raźno spieprzać, pozostawiając w ariergardzie tylko Ciebie i pozostałych ludzi z Twojego oddziału, a wszystkim zaczynała się powoli kończyć amunicja.
-
Nosz cholerni… Za takich towarzyszy to można cokolwiek na górze jest w tą dupę niebańską pocałować.
— Rzućcie im Mołotwy pod nogi! — Krzyknął z nadzieją, że to pozwoli nieco przystopować sytuację. Sam zaczął zawizięcie pruć do zbliżających się, tym razem nie szczędząc kochanienkiej. -
Broń była bliska przegrzania, ale na szczęście, lub nieszczęście, szybciej skończyła Ci się do niej amunicja, przez co broń zdąży nieco ochłonąć, nim zaczniesz znów pruć do zgniłków. Pozostali tymczasem wciąż ostrzeliwali się na resztkach amunicji, rzucali ostatnie granaty, a butelkami zapalającymi zablokowali przejście, przynajmniej chwilo, podpalając ciała kilku Zombie. Pora wiać, i tak nic tu nie zdziałacie bez amunicji.
-
— Na górę! — Wydał prędko komendę i karabin przewiesił przez plecy, wyciągając Makarova. On również się cofał, mierząc z pistoletu w razie potrzeby pozbawienia kilku trupów drugiego życia.