Sainen
-
- Witaj, magu - pozdrowiłem go skinieniem głowy. - Jestem Benegar Ledart, Inkwizytor. Szukam spełnienia swej powinności, usmiechnąłem się.
-
- Nie wyglądasz na Inkwizytora. - odparł tamten spokojnie, uśmiechając się lekko, bo pewnie w jakiś sposób poznał od razu, że władasz Magią Światła, podobno w Gildii uczono czegoś takiego niektórych adeptów, aby rozpoznawali innych Magów lub ludzi z potencjałem i werbowali ich w swoje szeregi, ale liczył na drobny pokaz umiejętności i zagranie na nerwach najemnikom na górze, którzy też pewnie za nim nie przepadali.
-
- Jeśli oczekujesz pokazu, prowadź mnie do lazaretu albo katowni. Tam moje umiejętności przydadzą się lepiej, niźli zmarnowane ku uciesze wojaków.
-
- Myślałem, że tylko Paladyni są tacy sztywni. - mruknął i ponownie wzleciał w górę, a Ty po jakimś czasie mogłeś spokojnie przekroczyć tę bramę. Tak jak i każdą inną, więc po kolejnym kwadransie znalazłeś się wreszcie w środku miasta, za murami Sainen.
-
Spojrzałem na drogowskaz, by móc udać się do jakiegoś ważnego miejsca, gdzie w końcu zostanę potraktowany poważnie. Może jednak powinienem był założyć szatę…? Tak… Wyjąłem ją z juków i nałożyłem na siebie.
-
Teraz na pewno o wiele łatwiej będzie Ci żyć w Sainen: Ludzie rozstępujący się na sam Twój widok, karczmarze ofiarujący pokoje i trunki na koszt firmy, kobiety wprost prześcigające się, aby wylądować z Tobą w łóżku… A tak przynajmniej widziałeś to oczyma wyobraźni, czas pokaże, na ile to będzie podobne do rzeczywistości.
-
Taaak… ta wizja wyglądała zdecydowanie lepiej. Ale aby przetestować ją w rzeczywistości starałem się wyszukać wzrokiem odpowiednią osobę, która mogłaby mnie pokierować do w/w instytucji. Jeśli ją znalazłem, podszedłem, i zadałem takie właśnie pytanie.
-
Zadawanie pytań było zbędne, odebrałeś kompleksowe wykształcenie, więc potrafiłeś czytać, toteż od razu domyśliłeś się, że budynek z szyldem przedstawiającym Gryfa oraz napis U Gryfiego Barona musi być karczmą, gospodą czy czymś w tym guście, w sam raz dla Ciebie.
-
Tym samym nie pozostało mi nic innego, niż wejść do środka.
-
Nikt nie zauważył Twojego przybycia, było tu zbyt wiele osób: Całkiem ładne i kuso odziane kelnerki, kupcy, mieszczanie, wykidajły, najemnicy, handlarze, marynarze i wielu, wielu innych. Niemalże wszyscy byli ludźmi, nie ma co się zresztą dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że terytoria innych ras są zwykle obstawione szczelnym kordonem Demonów czy ich pachołków, jednak w tak wielkim mieście jak Sainen, nawet teraz, nie mogło zabraknąć kilku ponurych Krasnoludów sączących piwo przy stoliku w rogu karczmy, gdzie leżało też ich pokaźne uzbrojenie, czyli topory jednoręczne, sztylety, berdysze i coś, za co wielu oddałoby tu życie, czyli najnowsze krasnoludzkie muszkiety, bijące na głowę wszystkie arkebuzy i inne konstrukcje wykorzystywane przez ludzi bądź Gobliny. Samych Goblinów nie było, ale zauważyłeś, usłyszałeś i poczułeś niemalże w tym samym momencie bandę głośnych, cuchnących i uzbrojonych po zęby Orków, najpewniej najemników, zajętych rozdzieraniem na sztuki smażonego wieprza i wlewaniem w siebie coraz to większych porcji różnych trunków.
-
Starałem się wybrać wzrokiem najbardziej odpowiadające mi indywiduum, jeśli takowego nie było, tradycyjnie podszedłem do karczmarza.
-
//A teraz określ dokładnie, co rozumiesz przez “najbardziej odpowiadające mi indywiduum”, bo sam sobie to dopowiem i dostaniesz bandę Orków do towarzystwa.//
-
//indywiduum odpowiadające celowi mojej misji; jakiś paladyn albo inny urzędnik, albo jakąś najlepsza najładniejsza.//
-
//Problem jest taki, że nie wiem, jaką masz misję, sam miałeś coś wymyślić.//
Nie było tu nikogo takiego, może poza kelnerkami, wszystkie wydawały się jednakowo ładne, choć Tobie w oko szczególnie wpadła pewna blondynka, o włosach spływających luźno po plecach do ich połowy, sporych krągłościach, które uwydatniał jej roboczy strój, oraz bardzo ładnej twarzyczce. Mogła mieć około dwadzieścia lat, może więcej. -
//Misja: Zrobić porządek.//
Podszedłem więc do karczmarza, zawsze lepiej mieć przygotowane lokum i posiłek, zaraz po podróży. Może w trakcie ktoś się objawi…?
-
//Ale żeś to teraz dobrze wykombinował.//
Może i tak, może i nie, nie ma co liczyć, żeGMopatrzność będzie wiecznie się do Ciebie uśmiechać i podejmować za Ciebie wybory, całe życie prowadząc za rączkę.
- Nieczęsto tu takich widujemy. - powiedział karczmarz, rozpoczynając rozmowę, gdy tylko zawitałeś do lady. Był już podstarzałym, siwiejącym człowiekiem, ale wciąż miał dobrze zarysowane muskuły, a tatuaż w postaci kotwicy wystający po części zza rozsuniętej koszuli dość dobitnie świadczył o tym, czym się wcześniej zajmował, nim otworzył biznes U Gryfiego Barona. - Co robi tu Inkwizytor? -
//To żart był. Nie oglądasz klasyków to nie wiesz… :///
- Opatrzność mnie do Was zaprowadziła - powiedziałem, uśmiechając się. - Pierwszy raz jestem w mieście, szukam… wszystkiego; czy to lokum, czy pracy. Bo i na tym polega moja praca, na rozglądaniu się. Zjadłbym coś, zostawił szpej i ruszył w poszukiwaniu miejsca, gdzie będę bardziej potrzebny. -
- No to możesz już teraz wybyć z miasta, Demonów, Upadłych ani innych Mrocznych Elfów nie ma w okolicy od dawna.
-
- Chodzą słuchy, że się zbieracie, by przeciwko nim wyruszyć. Warto obserwować postęp wydarzeń, a dodatkowa para rąk (a także oczu i uszu), zwłaszcza z moimi umiejętnościami, powinna się przydać.
-
- Nie mi to oceniać, ja tu tylko piwo sprzedaję. A jak już o piwie mówimy, to życzy sobie Inkwizytor kufel albo dwa?