Przełęcz Martwego Orka
-
Grutillon “Flak” Flav
Ucząc się wśród innych ras i często będąc gościem karczm można usłyszeć wiele różnych i ciekawych historii. Chociażby o pewnym Drowie, który zaprzeczył ideałom i stanął po drugiej stronie konfliktu. Gwałtowanie wstał i natychmiastowo postarał się wzmocnić barierę swoją i swoich towarzyszy. To było wręcz oczywiste, że ktoś to sprawdzi. I może dać się złapać w pułapkę. Odruchowo się rozejrzał.
-Psiamać, psiamać, psiamać! -
Jeśli ten banita i odszczepieniec, Drizzt Do’Urden, był tutaj, to nie dawał nawet oznak życia. Ale wątpliwe, żeby wciąż tu był, skoro zadbał o ukrycie zwłok. Nie chciał, aby je znaleziono, a przynajmniej nie za szybko, więc pewnie jest już daleko. Tylko po co w ogóle opuścił Fort Kvatch? Czyżby i on wreszcie zwątpił w sens dalszej obrony?
-
Grutillon “Flak” Flav
Nie uczęszczał do szkoły oficerskiej, ale znając kogoś z takim plugawym nazwiskiem, to z pewnością miał jakiś plan. I trzeba było dowództwo jak najszybciej o tym powiadomić. Oczywiście w przeciągu czasu, bo mieli nie wracać. -
Jeśli wziąć pod uwagę, jak ważne mieliście informacje, oraz to, że liczył się czas, kto wie, jak daleko Drizzt się już znajdował, albo jak wielkie szkody zdążył poczynić pośród oblegających, to chyba nikt nie ukarze Was za wcześniejszy powrót do obozu.
-
Znalazłeś się tam bez konfrontacji z Samotnym Drowem, jak między innymi na niego mówiono. Co dalej?
-
Odnalezienie go nie było trudne, schody zaczynały się, gdy trzeba było wymyślić, jak przekazać mu tą wiadomość.
-
- Czyżby król Krasnoludów w końcu poprowadził tu swoje armie? - zapytał półżartem, a półserio. Najwidoczniej miał świetny humor, skoro dziś miało skończyć się i tak przydługie już oblężenie Fortu Kvatch, dzięki czemu będziecie mogli w końcu ruszyć dalej, wgłąb krasnoludzkiego państwa.
-
Grutillon “Flak” Flav
-Nie, sir. Za to Drizzt Do’Urden najprawdopodobniej opuścił twierdzę i działa w okolicy, przy okazji zabił już osiem orków. - Odparł całkowicie poważnie. - Zwłaszcza, że wątpię, żebyśmy mieli dezerterów, a rany na orczych zwłokach musiały być wykonane bronią, którą sami się posługujemy. -
- Jesteś pewien, że to on? - spytał oschle i zimno, gdy cała radość momentalnie z niego uleciała. Dobrze, że opanowanie zostało. Jeszcze. Choć to trochę przerażające, nigdy nie widziałeś go w takim stanie.
-
Drgnął mu na twarzy zaledwie jeden mięsień, ale to i tak dowodzi jego wielkiego opanowania. Po chwili odwrócił się i odszedł bez słowa, łopocząc oficerską peleryną w powiewach mroźnego, górskiego powietrza.
-
-
Reszta patrolu minęła Wam spokojnie, nie natknęliście się na nic ani nikogo interesującego.
-
Poza wystawieniem dodatkowych wart obóz niewiele się zmienił pod Twoją nieobecność.
-
Zebraliście się wszyscy, z jednym wyjątkiem, bo nie było dowódcy.