Wielkie Równiny
-
Zwierzę zostało trafione i padło na ziemię z żałosnym rykiem. Pozostałe zerwały się do chaotycznej ucieczki, celowo mijając się wzajemnie, zataczając koła i tak dalej, aby zmylić potencjalnego drapieżcę. Ty na szczęście byłeś na to za mądry, więc raczej nie dasz się nabrać, a dzięki temu masz też okazję ubić kolejnego zwierzę, w końcu jednym młodym Rykopiskiem naje się niewielu Twoich pobratymców.
-
Nie zaatakował od razu tylko, biegł z całych sił za zwierzętami, aby skrócić dystans. Dopiero wtedy, wykorzysując siłę swoich górnych ramion rzucił włócznię w jednego z dorosłych osobników
-
Olbrzymia siła i wielki zamach pozwoliły Ci przebić nieszczęsne zwierzę na wylot. Pozostałe Rykopiski jedynie przyspieszyły i po chwili znalazły się daleko poza Twoim zasięgiem.
-
Podszedł do zabitego zwierzęcia i wyciągnął z niego włócznie. Uklęknął i za pomocą noża, zaczął skórować Rykopiska.
-
Była to dla Ciebie czynność równie naturalna jak samo oddychanie, przychodziło Ci z łatwością lat praktyki, przez co po kilku chwilach skończyłeś swoją robotę. Powinieneś skończyć skórować drugie zwierzę, nim zlecą się zwabione zapachem świeżego trupa stada padlinożerców lub leniwszych drapieżników.
-
Tak też zrobił. Gdy już skończył zaczął odkrajać co lepsze kawały mięsa. Włożył co mógł do torby, resztę obwiązał liną i zarzucił na bark. Pozbierał pozostawioną broń i zaczął kierować się do swojego plemienia, racząc się kawałkiem świeżego mięsa, który trzymał w dłoni
-
//Mam to zrozumieć tak, że z dorosłego wykroiłeś tylko najlepsze kawałki mięsa, ale małego wziąłeś praktycznie w całości, tak?//
-
//Tak//
-
Zostawiwszy na równinach to, co mogło być apetyczny kąskiem jedynie dla stad sępów, powoli kołujących na niebie, i innych padlinożerców, ruszyłeś w drogę powrotną, w dość krótkim czasie ponownie trafiając do swojego obozowiska.
-
Powinien chyba gdzieś złożyć całą to zdobycz. Czy ubairgowie mieli coś w rodzaju spiżarni? Albo lepiej mięso od razu upiec lub uwędzić aby się nie zepsuł. W każdym razi ruszył do takiego miejsca.
-
Mięso od razu pieczono, aby je spożyć, bądź suszono, żeby można je było wykorzystać na później. Ale tym zajmowali się inni członkowie plemienia, więc tu, po oddaniu im swoich zdobyczy, Twoja rola się zakończyła.
-
Poszedł do swojego rodzinnego namiotu.
-
Ten był pusty, więc Twój ojciec zapewne zajęty był czymś na terenie obozu lub gdzieś na równinach.
-
Wyłożył się na posłaniu i leżał z rękami pod głową.
-
Twoja sielanka nie trwała długo, gdy ktoś na środku obozowiska zaczął krzyczeć. Nie ze strachu, bardziej z radości, choć był mocno podenerwowany, jego słowa zlewały się w jakiś niezrozumiały bełkot, ale i tak zdołałeś coś z nich wychwycić, choćby “dzień drogi stąd”, “północ” czy wreszcie “ludzkie wozy”.
-
Ludzie wozy.
Te słowa wgryzły my się w myśli. Wyszedł z namiotu, aby sprawdzić kto to powiedział i dowiedzieć się więcej. -
To był Unbraq, jeden z myśliwych wysłanych kilka dni temu właśnie na północ, za wielkim stadem Lembu. To, czy cokolwiek schwytali, już się teraz nie liczyło, wieści o ludziach były zbyt elektryzujące dla wszystkich, toteż Ubairgowie stłoczyli się wokół niego, czekając, aż opowie wszystko jeszcze raz, tym razem z sensem, gdy chwilę odsapnie i napije się wody.
-
Podszedł bliżej tak jak reszta
-
Dobrych kilka minut zajęło mu dojście do siebie, ale gdy już to zrobił, przemawiał o wiele jaśniej, a wieści były iście elektryzujące:
- Polowaliśmy na Lembu. Całe stado wyprzedzało nas o dzień, ale znaliśmy skrót, żeby je dogonić i tam ustawić się w zasadzce. Mięsa byłoby dla całego plemienia. Ale nie znaleźliśmy Lembu. Tylko trupy, których resztki obgryzały sępy. Zwierząt było tak wiele, jak źdźbeł trawy na równinie, a my odnaleźliśmy tylko kilkanaście sztuk, które zostawiliśmy. Resztę zabili ludzie, ze swoją ognistą bronią, których wozy pełne mięsa, futer, skór i rogów Lembu pojechały dalej, żeby siać śmierć na równinach… Sami nie mogliśmy nic zrobić. Wróciliśmy. Musimy ich powstrzymać! Zemścić się i odebrać, co nasze! Ludzie nie mają prawa do tej ziemi, więc do zwierząt również. -
Nie spodziewał się tak stanowczej reakcji, spodziewał się, że jego współplemieńcy na zawsze zachowają bierną i potulna postawę wobec ludzi. Niemniej nie narzekał na to, że ktoś chce rozprawić się z Dwuręcznymi. Przepchnął się na środek i powiedział do wszystkich:
- Unbraq gada dobrze. Mówiłem wam, że z Dwuręcznymi nie da się żyć w pokoju. Są jak Formidzi! Nie potrafią się dzielić, tylko wszystko i wszystkich chcą mieć na własność! I gdy będziemy tak stać i czekać, oni w końcu przyjdą po nas i pochłoną! Już to robią! Dwuręczni nie znają umiaru. Nie umieją sami się ograniczyć. Nie widzą kiedy powiedzieć dość! Jedyne słowa jakie mogą do nich dotrzeć to te wyryte grotem na ich ciałach! Więc weźmy wszyscy włócznie i wypędźmy tych chciwych najeźdźców z powrotem za wielką wodę! - zakończył wskazując ręką w niekreślonym kierunku.