Moskwa
-
// Ale… AK-74 jest o wiele bardziej liczne, szczególnie na terenie dawnego ZSRR…//
Błyskawicznie przyciągnął do siebie swojego PMa.
— Za mną! — Wydał komendę i biegiem udał się do miejsca, gdzie słyszał krzyki i strzały, w każdej chwili gotowy do użycia pistoletu w mało pokojowych celach. -
//Inni mają AK i im łatwo znaleźć amunicję, Ty nie masz AK i Tobie trudno. Proste?//
Jak mogłeś się spodziewać, znalazłeś w jednym z pokoi Skoczka, a u jego stóp trupy Twoich dwóch towarzyszy. Jeden wciąż jeszcze żył, mimo że wnętrzności wylewały mu się na ziemię, a on próbował je w panice włożyć do środka z powrotem, drugi zaś był definitywnie martwy, rozpołowiony w okolicy pasa. Zombie musiał ich najwidoczniej zaskoczyć, a teraz rzucił się prosto na Was, z rykiem na zębistej mordzie i ostrzami dziko młócącymi powietrze. Co gorsza, skąd na ten ryk odpowiedział kolejny… -
— Strzelać! — Oddał pospiesznie kolejną, być może ostatnią w swym życiu komendę. Cała jego nadzieja leżała teraz w poczciwym pistolecie, którym zajadle posyłał pociski w stronę skocznej kurwy, a także w okutym w żelazo łbie. Hełm już mógł stanowić problem dla Skoczka.
-
Nie dane Ci było się przekonać, czy tymi ostrzami jest w stanie otwierać postsowieckie konserwy, bo choć Twoje strzały nie robiły wiele, to salwa wszystkich razem zrobiła swoje, masakrując ciało Zombie, który padł pokrwawiony na podłogę, teraz już na pewno martwy.
-
— Broń w gotowości! Nie wiemy, ile tych choler się tu kręci, ale ta na pewno nie była jedyna. — Wydał komendę, a sam podbiegł do umierającego żołnierza i przykląkł przy nim na jedno kolano. Od jego martwego towarzysza “pożyczył” broń i zapasy amunicji, a także przymknął jego powieki.
-
Martwemu sprzęt się raczej nie przyda, Tobie wręcz przeciwnie. A umierający, wciąż grzebiący we własnych wnętrznościach, coraz bardziej tracił kontakt z rzeczywistością, oczy zachodziły mu mgłą, a na dodatek zaczął wołać swoją matkę, tak jak wielu umierających ludzi, Ty akurat widziałeś niejeden taki przypadek.
-
Szkoda chłopa, Potomkim co najwyżej może mu oszczędzić części bólu. Choć w czasie swojej służby widział i takie sytuacje, to zawsze będą one dla każdego wojaka ciężkie.
Przytrzymał jego dłonie żelaznym uściskiem, chcąc powstrzymać umierającego od zadawania sobie niepotrzebnego bólu. Zostały mu już tylko sekundy, najwyżej minuty. Jeżeli jednak po tym czasie dalej by żył, trzeba było go odstąpić, a później wrócić i spalić ciało.
-
Na szczęście wyzionął ducha szybciej, niż zakładałeś, więc możecie już z czystym sumieniem wracać do reszty. No i mieć na uwadze, że Skoczków musi być więcej, skoro temu zabitemu odpowiedziały ryki minimum jednego innego.
-
Prawda. Z całej tej sytuacji wyniknął jeden plus - uzupełnili amunicję. Z drugiego trupa Potomkin także zabrał broń i pociski.
— Wracamy na nasze piętro. Oczy i uszy szeroko otwarte, musimy być przygotowani na przyjście skocznych kurew. — Wydał komendę. -
Polecenie nie dało wiele, bo choć wszyscy rozglądali się za siebie, przed siebie, a nawet na boki, to nikt nie pomyślał, żeby patrzeć na górę. I nic dziwnego, kto by się spodziewał ataku z tamtej strony? Na pewno nie dwaj idący przed Tobą rekruci, którym Skoczek swoimi przednimi ostrzami odciął głowy, a krew z tętnic rozlała Ci się na hełm i pancerz. Wykorzystując lukę, jaka powstała w oddziale, rzucił się tam, młócąc dziko ostrzami. Jak zauważyłeś, Twojego pancerza nie mógł przebić, a więc nie próbował, nie był głupi, wolał zabić tych ludzi, których mógł, czyli całą resztę.
-
// Zabił ich czy jeszcze nie? //
-
//Daję Ci szansę na reakcję, stoisz najbliżej, skorzystaj z niej.//
-
Twarz Potomkina, schowana pod hełmem, momentalnie stężała, a jego źrenice się zwęziły. Bez mówienia czegokolwiek, zaczął pruć do skocznej kurwy z Kałasznikowa. Jego oddział nie potrzebował innej komendy.
-
Jego oddział praktycznie nie istniał, dla tych poborowych, którzy wojnę widzieli tylko w ekranie telewizora czy monitorze komputera, było to za wiele, prawie wszyscy uciekli z krzykiem w różne strony, rozbiegając się po budynku, gdzie będą łatwym łupem dla Zombie. Na szczęście Skoczek padł martwy, a zdaje się, że seria z AK-47, dość potężnej broni, przebiła ciało zdechlaka na wylot i trafiła również jednego z poborowych. Szczęśliwie zginął na miejscu, więc nie będziesz musiał się z tego nikomu tłumaczyć, bo wszyscy pozostali zajęci byli paniczną ucieczką.
-
Tak, tak, oczywiście. Wzorowe zachowanie żołnierzy Armii Czerwonej. Potomkin oddał strzał w truchło nieumarłego i ryknął na cały głos.
— W tej chwili wszyscy macie wrócić do szeregu albo skoczna kurwa będzie najlepszym co was dzisiaj spotkało! — -
Twój okrzyk przywołał zaledwie jednego, śmiertelnie przerażonego, żołnierza, pozostali ani myśleli opuszczać bezpiecznych, w ich mniemaniu, kryjówek lub byli zbyt daleko, aby usłyszeć Twoje wołanie.
-
A więc tyle zostało mu z oddziału - lepsze to niż nic, choć nie stawiało go to w dobrej sytuacji.
– Żołnierzu, wracamy na “nasze” piętro. Ubezpieczamy się nawzajem po drodze. Zbieramy porzuconą amunicję. Wychodzimy z tego przy życiu. Zrozumiano? – Wydał twardo komendę i spojrzał na żołnierza surowym wzrokiem, jednak wciąż monitorując okolicę z sufitem włącznie. -
Gołym okiem mogłeś poznać, że cały był zlany potem, serce waliło mu jak młot hutniczy, a do tego po tym wszystkim będzie pewnie musiał zmienić spodnie… Mimo to chciał przeżyć, dlatego pokiwał głową i zaczął zbierać ekwipunek poległych, zgodnie z rozkazem.
-
A Potomkin w każdym momencie go osłaniał. Jakoś tak postanowił sobie w duchu zapewnić mu przeżycie. Gdy już zobaczył, że poborowy pozbierał wystarczająco, powiedział:
– Starczy, idziemy na górę. Oczy dookoła głowy. – Po czym udał się wraz z poborwym na klatkę schodową. -
Tym razem odbyło się bez jakichkolwiek napadów Zombie czy ataków paniki, więc wróciliście do tego, co zostało z Twojego oddziału. A właściwie to już chyba nie Twojego, bo pośród żołnierzy zauważyłeś też oficera, który chyba doszedł do siebie, więc automatycznie powinien znów objąć dowództwo.