Moskwa
-
Prawda. Z całej tej sytuacji wyniknął jeden plus - uzupełnili amunicję. Z drugiego trupa Potomkin także zabrał broń i pociski.
— Wracamy na nasze piętro. Oczy i uszy szeroko otwarte, musimy być przygotowani na przyjście skocznych kurew. — Wydał komendę. -
Polecenie nie dało wiele, bo choć wszyscy rozglądali się za siebie, przed siebie, a nawet na boki, to nikt nie pomyślał, żeby patrzeć na górę. I nic dziwnego, kto by się spodziewał ataku z tamtej strony? Na pewno nie dwaj idący przed Tobą rekruci, którym Skoczek swoimi przednimi ostrzami odciął głowy, a krew z tętnic rozlała Ci się na hełm i pancerz. Wykorzystując lukę, jaka powstała w oddziale, rzucił się tam, młócąc dziko ostrzami. Jak zauważyłeś, Twojego pancerza nie mógł przebić, a więc nie próbował, nie był głupi, wolał zabić tych ludzi, których mógł, czyli całą resztę.
-
// Zabił ich czy jeszcze nie? //
-
//Daję Ci szansę na reakcję, stoisz najbliżej, skorzystaj z niej.//
-
Twarz Potomkina, schowana pod hełmem, momentalnie stężała, a jego źrenice się zwęziły. Bez mówienia czegokolwiek, zaczął pruć do skocznej kurwy z Kałasznikowa. Jego oddział nie potrzebował innej komendy.
-
Jego oddział praktycznie nie istniał, dla tych poborowych, którzy wojnę widzieli tylko w ekranie telewizora czy monitorze komputera, było to za wiele, prawie wszyscy uciekli z krzykiem w różne strony, rozbiegając się po budynku, gdzie będą łatwym łupem dla Zombie. Na szczęście Skoczek padł martwy, a zdaje się, że seria z AK-47, dość potężnej broni, przebiła ciało zdechlaka na wylot i trafiła również jednego z poborowych. Szczęśliwie zginął na miejscu, więc nie będziesz musiał się z tego nikomu tłumaczyć, bo wszyscy pozostali zajęci byli paniczną ucieczką.
-
Tak, tak, oczywiście. Wzorowe zachowanie żołnierzy Armii Czerwonej. Potomkin oddał strzał w truchło nieumarłego i ryknął na cały głos.
— W tej chwili wszyscy macie wrócić do szeregu albo skoczna kurwa będzie najlepszym co was dzisiaj spotkało! — -
Twój okrzyk przywołał zaledwie jednego, śmiertelnie przerażonego, żołnierza, pozostali ani myśleli opuszczać bezpiecznych, w ich mniemaniu, kryjówek lub byli zbyt daleko, aby usłyszeć Twoje wołanie.
-
A więc tyle zostało mu z oddziału - lepsze to niż nic, choć nie stawiało go to w dobrej sytuacji.
– Żołnierzu, wracamy na “nasze” piętro. Ubezpieczamy się nawzajem po drodze. Zbieramy porzuconą amunicję. Wychodzimy z tego przy życiu. Zrozumiano? – Wydał twardo komendę i spojrzał na żołnierza surowym wzrokiem, jednak wciąż monitorując okolicę z sufitem włącznie. -
Gołym okiem mogłeś poznać, że cały był zlany potem, serce waliło mu jak młot hutniczy, a do tego po tym wszystkim będzie pewnie musiał zmienić spodnie… Mimo to chciał przeżyć, dlatego pokiwał głową i zaczął zbierać ekwipunek poległych, zgodnie z rozkazem.
-
A Potomkin w każdym momencie go osłaniał. Jakoś tak postanowił sobie w duchu zapewnić mu przeżycie. Gdy już zobaczył, że poborowy pozbierał wystarczająco, powiedział:
– Starczy, idziemy na górę. Oczy dookoła głowy. – Po czym udał się wraz z poborwym na klatkę schodową. -
Tym razem odbyło się bez jakichkolwiek napadów Zombie czy ataków paniki, więc wróciliście do tego, co zostało z Twojego oddziału. A właściwie to już chyba nie Twojego, bo pośród żołnierzy zauważyłeś też oficera, który chyba doszedł do siebie, więc automatycznie powinien znów objąć dowództwo.
-
Oczywiście Potomkin nie miał problemu z “utratą” władzy, której nigdy formalnie nie zyskał. Gorzej, by oficerek nie miał problemu z tym, że wydał tu kilka rozkazów. Poprzestał na trzymaniu oka na ostatnim żołnierzu “swojego” oddziału i oczekiwaniu na rozkazy.
-
Nie różniły się zbytnio od tego, na co sam wpadłeś swoim zakutym łbem, czyli szybkiej ucieczki na najwyższe piętra, bo już nawet tutaj słyszeliście ryki Zombie, które powoli i mozolnie, ale konsekwentnie, brnęły po schodach i klatkach schodowych na górę.
-
O ile nie dostaną żadnego wsparcia z zewnątrz to może tutaj okazać się potrzebne wykorzystanie Wariantu Potomkinowego - Zniszczenie wszelkich dróg, którymi większość nieumarłych mogłaby dostać się na górę. Na razie jednak nie wyrywał się z propozycjami i leciał do góry, co rusz obserwując sufit i trzymając oko na poborowym.
-
Wszystko było w jak najlepszym porządku, dowódca zaś, okazało się, że jest najwyżej postawionym oficerem pośród zebranych, inni uciekli, gdy była okazja, lub zginęli, kazał umocnić dwa ostatnie piętra i dach budynku, gdzie mieliście wyczekiwać bratniej odsieczy od towarzyszy z Armii Czerwonej.
-
Tia… Najlepszym umocnieniem będzie zaopatrzenie zakutego łba w amunicję do jego wielkokalibrowej bestii, więc też za nią się rozejrzał.
-
Tutaj ocalało się kilka zielonych skrzynek, a w nich amunicja do używanej przez Was broni palnej wszelkich typów, poskładana może niezbyt dokładnie i miejscami przemieszana, ale grunt, że była.
-
Wybornie. Wziął taśmę i zaczął ładować amunicję do karabinu, wiedząc, że zbyt długo jego broń nie miała czym strzelać.
-
Po chwili Twoje automatyczne narzędzie szatana było gotowe do ścinania kolejnych fal Nieumarłych niczym dojrzałych kłosów zboża za pomocą kosy.