Siedziba Gildii Magów
-
//Ciekawy wybór. Opiszę Ci ich dziś później.//
-
//Jednak jutro, bo spałem dwie godziny i dłużej już nie usiedzę.//
-
// Spoko. Wyśpij się, zjedz coś dobrego, wypij kawkę. Ja poczekam. //
-
Teraz już przypomniałaś sobie, czemu kojarzysz imię Grogona jako jedynego z całej tej listy pełnej antycznych wodzów armii zła: To gobliński bóg. Podobnie jak w wypadku Orków, czczących Zgładziciela, również bóstwo Goblinów było jednym z nich, Zielonoskórym z krwi i kości, ale jego dokonania były tak wielkie, że po śmierci jego współplemieńcy obwołali go bóstwem, które jedynie przybrało formę Goblina, a z czasem kult ten wyparł inne, prymitywne, oparte na szamanizmie, i ostatecznie stał się główną, i zarazem jedyną, wiarą Goblinów.
Grogon był wodzem małego plemienia zamieszkującego stepy obecnego Księstwa Orków. Tak jak teraz, gnieździli się tam Zielonoskózy, ale nie tylko Orkowie, Gobliny również. Te jednak miały o wiele gorszą pozycję niż obecnie, były tłamszonym mięsem armatnim, sługusami, rzemieślnikami, górnikami i konstruktorami, choć i ci nie mieli lekko. Gdy Czarny Mag zbierał sojuszników do wojny z Gildią Magów i jej Golemami, kilku posłów trafiło na te tereny, Orkowie ich jednak wyśmiali, wtedy, jeszcze bardziej niż teraz, wierzyli że siła wielkiej, orczej dłoni i porządnego topora stoi nad Magią i jej chuderlawymi i tchórzliwymi akolitami. Stąd posłowie ci zostali zabici bądź rzuceni na pożarcie Wargom. Jednak ich śmierć nie poszła na marne, nowiny te usłyszał Grogon, a potem uznał je za coś wspaniałego, bowiem ktoś oferował miejsce, w którym mógł osiedlić się ze swoim plemieniem, a także żyć tam, konstruować machiny i broń, ale przede wszystkim: Mieć odpowiednio wysoką pozycję, nie być pomiatany. Dlatego zebrał cały swój klan, wojowników, kobiety, dzieci i starców, cały dobytek i udał się w podróż na Plugawe Ziemie, do siedziby Czarnego Maga. Po drodze został zaatakowany przez kilkuset rycerzy z pobliskiego ludzkiego państewka, szerze nienawidzących Goblinów za kilka srogich porażek, jakie odnieśli przez goblińskie machiny wojenne i taktykę ich kawalerii, wilczych jeźdźców, którzy zamiast szarżować na ludzi tak jak ludzie na nich, robili użytek ze swoich łuków i mobilności, unikali bezpośredniej walki, pozorowali odwrót… Rycerze mieli okazję zemścić się, wyżynając cały goblińśki klan do nogi. Grogon posłał zwykłe Gobliny i wozy z dobytkiem dalej, a sam został, wraz z kilkoma jeźdźcami wilków, garstką piechoty i obsługą katapulty. Choć sam był dobrym wojownikiem, najlepszym spośród Goblinów, co nawet odnotowali Orkowie, darząc go później wielkim szacunkiem, to nie miał szans wygrać, ale liczył, że reszta zdąży uciec, a sam nie zginie jak tchórz, nie był bowiem takim, a Orkowie przypinali taką łatkę każdemu Goblinowi. Miał jednak niesamowite szczęście, bowiem dowodzący rycerzami książę owego państewka wystawił się naprzód, przemawiając do swoich rycerzy. Jakże wielka musiała być ich panika i przerażenie, gdy nagle książę, jego koń oraz kilku towarzyszących mu jeźdźców wraz z wierzchowcami, zostało zmiażdżonych w ciągu ułamku sekundy, przerywając motywacyjną mowę arystokraty, gdy Gobliny celnie posłały pocisk z katapulty. Nim załadowały ją ponownie, większość rycerzy uciekła, kilku zabili rzucający się w pościg jeźdźcy, a garstka zaszarżowała na Gobliny, te jednak wykorzystały swoje długie włócznie, łuki i katapultę jako osłonę. Ta mała potyczka, wyolbrzymiona przez rycerzy pragnących ocalić swój honor, musieli bowiem mówić o tysiącach Goblinów i setkach katapult oraz wielogodzinnym boju, aby nie splamić swego honoru, pozwoliła zyskać Grogonowi wielką reputację już za życia oraz dotrzeć bezpiecznie na Plugawe Ziemie.
Tam zakładał goblińskie miasta i osady, gdy coraz więcej jego pobratymców ciągnęło ku niemu, aż w końcu skolonizował Czarną Górę, tworząc tam pierwsze huty, kuźnie i zbrojownie, które miały na celu zaopatrywać rosnącą armię Czarnego Maga w pancerze, broń i machiny. W Wojnie Trzech Wież brał aktywny udział, dowodząc w polu, w zbroi i z mieczem w dłoni, swoją piechotą, machinami i jeźdźcami, ale ostatecznie jego armie zostały rozbite, a budowane z takim trudem osady zniszczone. Niedobitki żołnierzy i osadników z nim samym na czele uciekły do Czarnej Góry, gdzie zostały oblężone, ale często dokonywały wypadów na wroga. Gdy wszystko było gotowe, aby wykonać ostatni atak, po którym Gobliny albo rozmiotą oblegających, albo same zginą, nadeszła wieść, że Czarny Mag i reszta zniknęli, a wojna się skończyła. Grogon podpisał kapitulację z wodzami oblegającej armii, a później tak ich, jak i wojowników zaprosił na ucztę w Czarnej Górze. Ci, którzy mieli obawy, zostali na zewnątrz i tam zostali wybici. Pozostali spłonęli żywcem, gdy wejścia do komnat zapieczętowano, a później wlano tam lawę, której w tym wulkanie nie brakowało. Po tym wyczynie nikt nie próbował już mu zagrozić, a on sam do końca swoich dni budował goblińską potęgę wokół Czarnej Góry. Zmarł w starczym wieku, podobno otoczony na łożu śmierć rodziną, w tym licznymi potomkami, przyjaciółmi i pierwszymi wyznawcami. Był on wzorem dla innego goblińskiego zwolennika Czarnego Maga, Sagrata, żyjącego wiele wieków później, ale to już zupełnie inna historia. -
Imponujące. Wszystko, co czytała było imponujące. Od tego, jak wyglądał świat wiele tysiącleci temu po fakt, jak sławny Goblin stał się znanym dziś bóstwem. Limanniel z bólem serca schowała księgę do szafy tak, by nikt odwiedzający jej nie zobaczył. Fakt, chciała dowiedzieć się jak najwięcej, ale nie mogła zapomnieć o swoich podstawowych potrzebach jak jedzenie. Zbliżało się południe, a to najwyższy czas zwlec się z łóżka, ubrać, uczesać się i pójść do jadalni zjeść coś dobrego.
-
O tej porze Magów było tu znacznie więcej, wielu oderwało się od medytacji, zwojów, ksiąg i lekcji praktycznych na sali ćwiczebnej, aby napełnić czymś żołądek. Kolejka na szczęście nie była wielka, więc dość szybko mogłaś zabrać się za wybieranie jedzenia na obiad.
-
Dzisiejszy wybór to pieczony kurczak z ryżem doprawionym curry, do popicia lekkostrawne wino kwiatowe.
-
//Jestem ciekaw skąd wzięłaś sobie ten ryż i curry, ale nie będę opóźniać z takiego powodu.//
Odebrałaś swój posiłek, a szukając wzrokiem wolnego miejsca dostrzegłaś tego szlacheckiego syna, który przyłapał Cię na nocnym myszkowaniu w bibliotece. On również Cię dostrzegł i uśmiechnął się szeroko, wznosząc swój kielich na coś na kształt toastu. -
//Gildia jest bogata, mogą sobie sprowadzać mniej lub bardziej luksusowe produkty z różnych zakątków świata. :v //
Wywróciła oczami. Ale jako, że najzwyczajniej w świecie nie chciało jej się szukać innego miejsca oraz fakt, że ten narcyz zobaczył ją w nocy tam, gdzie nie powinna być przysiadła się do niego, by w trakcie rozmowy upewnić się, że nie stanowi on jednak potencjalnego zagrożenia dla jej poszukiwań.
-
//Nawet tych nieodkrytych?//
- Wyglądasz na wypoczętą. - powiedział, upijając łyk wina z oszronionego pucharu. Najwidoczniej miał słabość do zimnych drinków. - Czyżby nocne przechadzki się nie przeciągały pod moją nieobecność? -
//Co to za problem w podmokłych terenach dla ludzi uprawiać ryż? A curry tak właściwie to sposób przyrządzania potraw. //
- Zdążyłam się już trochę naczytać gdy postanowiłeś mnie wystraszyć - odparła spokojnie, przystępując do posiłku.
-
//Zaburzyłaś właśnie pokrętne kontinuum czasoprzestrzenne Elarid, teraz wszyscy zginiemy!//
- Wystraszyć? Po co od razu tak bezpośrednio? Wolałbym słyszeć, że Cię zaskoczyłem. Dla niektórych to spory komplement, chłopi w moim rodzinnym majątku są przekonani, że Mag ma wokół głowy astralne oczy, które sprawiają, że nie da się go podejść. -
///Czy możemy uznać, że tyle razy upierała się o ten cholerny ryż, że w końcu zaczęli jej podawać białą fasolę, a ona nie zorientowała się, że to nie ryż, bo nie wie, jak wygląda ryż?///
-
//Jesteś pierdolonym geniuszem zbrodni.//
-
///Ja tylko ratuję kontinuum czasoprzestrzenne. ///
-
// Elarid z zaburzonym kontinuum byłoby o wiele ciekawsze. ;^; //
- To chłopska bujda. Tak samo jak to, że czosnek jest skuteczny w walce przeciwko Wampirom - odpowiedziała w przerwie między kęsami. Jej rozmówca był w błędzie, jeśli myślał usłyszeć od niej komplement. Właśnie… jak jej rozmówca miał na imię?
-
//Biorąc pod uwagę fakt, ile zżynałem chamsko z innych uniwersów na początku, to chyba cały czas jakieś kontinuum jest zaburzone.
A z tym czosnkiem to wiesz z własnego doświadczenia, co nie? :V//
Znałaś jedynie jego rodowe nazwisko, Kospel, miał rozległe włości w całym Verden, a główną siedzibę rodu w dworku nieopodal Hammer.
- Wiem to dość dobrze, ale czemu ciemnota prostych ludzi nie może pozwolić zabawić mi się ich kosztem? - zapytał, upijając łyk wina. - W porównaniu z potęgą, jaką daje Magia, to tylko drobne żarty. -
//Pisząc tamten post przypominałam sobie akcję z dupkiem wampirkiem. Stare czasy. //
- Albo jest z Ciebie najprawdziwszy stereotypowy szlachcic albo masz w rzeczywistości niską samoocenę i dlatego próbujesz ją sobie odbudować bawiąc się innymi - stwierdziła dobitnie, po czym wzięła głęboki łyk wina.
-
- Brakuje mi tylko typowego stroju i bujnego wąsa. - mruknął, wyraźnie niezbyt zadowolony z tego, że tak gładko go utemperowałaś.
-
- Spokojnie, wąsik z biegiem czasu sam wyrośnie. Teraz już wiesz, jak to jest słuchać pewnego siebie, przechwalającego się narcyza? - zapytała dumna z tego, że mu tak dopowiedziała, wracając do jedzenia.