Moskwa
-
Wybornie. Wziął taśmę i zaczął ładować amunicję do karabinu, wiedząc, że zbyt długo jego broń nie miała czym strzelać.
-
Po chwili Twoje automatyczne narzędzie szatana było gotowe do ścinania kolejnych fal Nieumarłych niczym dojrzałych kłosów zboża za pomocą kosy.
-
// Wiedziałem, że gdzieś tam siedzi w tobie poeta. //
Delikatnie przejechał dłonią po pokrywie zamka, jeszcze raz upewniając się czy prawidłowo załadował amunicję. Nie pamiętał ostatniego razu, gdy popełnił przy tym jakikolwiek błąd, ale od pierwszych lat służby ten nawyk w nim pozostawał. Udał się na pozycję defensywy i rozstawił WKM, opierając go na stabilnej podstawie. Cokolwiek przyjdzie z tej strony, swoje pierwsze spotkanie będzie miało z Potomkinem.
-
//A chcesz usłyszeć fraszkę?//
Inni żołnierze skwapliwie oddali Ci możliwość nawiązania pierwszego kontaktu, choć na ten się nie zapowiadało. Choć słyszałeś warczenie Zombie i ich miarowe kroki na schodach, te wciąż nie pojawiały się w zasięgu Twojego wzorku. -
// Kuba, Kuba, ty poeto. Oczywiście, że chcę. //
Niepokoiło go to - Nie wierzył w to, żeby zdechlaki miały na tyle oleju w głowie by zwalniać. One parły naprzód, właziły gdzie tylko się da, kierowane wyłącznie rządzą ludzkiego mięsa. Dlatego zakuty łeb wcześnie położył palec na języku spustowym. Nie miał pozwolić na to, by jakakolwiek zgniła gęba dopadła go jako nieprzygotowanego do odstrzelenia jej twarzyczki.
-
//Skoczek, Skoczek, Ty chuju.//
Jeśli będą utrzymywać to tempo, to prędzej będziesz się musiał do nich pofatygować, nim oni przyjdą do Ciebie. Ale chyba tylko Tobie to przeszkadzało, reszta przyjęła tę chwilę wytchnienia z wyraźną ulgą, poświęcając czas na sprawdzenie broni i ekwipunku, zapalenie papierosa, pociągnięcie łyka czy dwóch gorzałki z podręcznej manierki czy zjedzenie jakiejś przekąski, wielu dzieliło się też ze sobą wrażeniami po bitwie, która przecież nie dobiegła jeszcze końca. -
// Czyli jednak twoje profilowe z FB nie jest przypadek.
Prawdą jest to, że do końca bitwy była jeszcze daleka droga, a to, że żołnierze już dyskutują na jej temat, Potomkin uważał za zły omen. Jednak co na to może poradzić on sam? Nic, więc poddał się temu. Sam napił się wody, a później rozejrzał za “jego” towarzyszem z oddziału.
-
Siedział sam, wpatrując się przez pozbawione szyby okno w panoramę miasta. Nie ma co mu się dziwić, na każdym poborowym pierwsza bitwa robiła wrażenie, zwłaszcza gdy widział na własne oczy śmierć kolegów z oddziału, zwłaszcza tak brutalną, i towarzyszące temu ataki paniki, przez które pewnie pozostali już dostali się w łapy Zombie lub tylko na to czekają. Mógł też zastanawiać się, dlaczego akurat on przeżył. Dlaczego akurat on postanowił wtedy opuścić kryjówkę na Twój rozkaz i wrócić tutaj, a nie zostać tam i zginąć.
-
Potomkin wstał i usiadł koło niego. Nie mówił nic. Na razie. Może teraz lepiej będzie młodemu sam na sam z myślami, ale później porozmawia o tym.
-
Zdawał się zupełnie ignorować tę wielką kupę pancerza, którą dla niego byłeś, jedynie wciąż patrzył się przez okno, przez które Ty dostrzegłeś coś dziwnego: Choć zmasakrowanych, rozstrzelanych i podpalonych Zombie nie brakowało wokół całego budynku, to nie zauważyłeś tam żadnego wciąż funkcjonującego, może z wyjątkiem kilku maruderów.
-
Rzeczywiście dziwne… Czyżby cała horda zmieściła się w budynku? Wątpliwe. Ale jeżeli właśnie tak było, to nawet Potomkin mógł dostrzec jeden, prosty sposób na zakończenie bitwy i wygranie jej.
-
Którym mógłbyś podzielić się, tak jak innymi spostrzeżeniami, z oficerem lub kimkolwiek innym, a nie dusić w to w sobie.
-
Nie koniecznie, bo swoim planem niekoniecznie zjednałby sobie przychylność dowódców. Zakładał on zawalenie całego budynku, by zmiażdżyć pod jego gruzami Nieumarłych.
-
Brzmi dobrze, o ile już Was w tym budynku nie będzie.
-
A raczej nie mieli się jak ewakuować. Nie spodziewał się helikoroeriw i śmigłowców.
-
Skoro była to kluczowa pozycja, której mieliście bronić, to prędzej czy później zainteresują się Waszym losem.
-
Nic w życiu nie jest pewne, ale prawda, dowództwo nie chciałoby stracić tej pozycji, nie zabijając wszystkich Nieumarłych. Potomkin odszukał wzrokiem pełniącego władzę nad nimi oficera i podszedł do niego.
-
Podniósł na Ciebie zmęczony, ale już nie tak przerażony czy wręcz pusty wzrok, jak podczas pierwszego pojawienia się Skoczka.
- O co chodzi, żołnierzu? - zapytał, na pewno nie zawracając sobie głowy takim banałem, jak przypomnienie sobie Twojego imienia, o ile w ogóle je znał. -
— Mam plan pokonania wroga. Drastyczny, ale w moim mniemaniu skuteczny. — Odpowiedział.
-
Pokiwał głową, zapewne ciekaw, jaki to genialny plan może mieć zwykły, szeregowy trep, jakim dla niego byłeś. Nie, żeby on był o wiele lepsze, oficerów szkolono całymi partiami, a najdłuższe szkolenia trwały pół roku, większość opuszczała szkoły oficerskie z szarżą już po miesiącu czy dwóch, a kadra sprzed apokalipsy była czymś naprawdę wyjątkowym.