Moskwa
-
Którym mógłbyś podzielić się, tak jak innymi spostrzeżeniami, z oficerem lub kimkolwiek innym, a nie dusić w to w sobie.
-
Nie koniecznie, bo swoim planem niekoniecznie zjednałby sobie przychylność dowódców. Zakładał on zawalenie całego budynku, by zmiażdżyć pod jego gruzami Nieumarłych.
-
Brzmi dobrze, o ile już Was w tym budynku nie będzie.
-
A raczej nie mieli się jak ewakuować. Nie spodziewał się helikoroeriw i śmigłowców.
-
Skoro była to kluczowa pozycja, której mieliście bronić, to prędzej czy później zainteresują się Waszym losem.
-
Nic w życiu nie jest pewne, ale prawda, dowództwo nie chciałoby stracić tej pozycji, nie zabijając wszystkich Nieumarłych. Potomkin odszukał wzrokiem pełniącego władzę nad nimi oficera i podszedł do niego.
-
Podniósł na Ciebie zmęczony, ale już nie tak przerażony czy wręcz pusty wzrok, jak podczas pierwszego pojawienia się Skoczka.
- O co chodzi, żołnierzu? - zapytał, na pewno nie zawracając sobie głowy takim banałem, jak przypomnienie sobie Twojego imienia, o ile w ogóle je znał. -
— Mam plan pokonania wroga. Drastyczny, ale w moim mniemaniu skuteczny. — Odpowiedział.
-
Pokiwał głową, zapewne ciekaw, jaki to genialny plan może mieć zwykły, szeregowy trep, jakim dla niego byłeś. Nie, żeby on był o wiele lepsze, oficerów szkolono całymi partiami, a najdłuższe szkolenia trwały pół roku, większość opuszczała szkoły oficerskie z szarżą już po miesiącu czy dwóch, a kadra sprzed apokalipsy była czymś naprawdę wyjątkowym.
-
— Należy zawalić budynek. — Krótko i bez owijania w bawełnę przedstawił swój plan.
-
- Doskonale, żołnierzu. Bierzcie się do roboty, a ja przedstawię Was do orderu. - parsknął oficer. - To strategicznie ważna pozycja, której nie możemy poddać, a więc tym bardziej zniszczyć, jasne?
-
— Zawalenie budynku pogrzebie w nim ogromną ilość wroga. Zrozumiano. — Dwojako odpowiedział i odszedł od oficera. Udał się z powrotem na swoją pozycję.
-
Oficer jedynie pokręcił głową, myśląc pewnie, że do tego zakutego łba nie da się nic wbić, bo chyba rzeczywiście, skoro macie utrzymać strategicznie ważne miejsce, to jego zniszczenie powinno być ostatecznością, którą trzeba rozważać tylko wtedy, gdy innych opcji zabraknie.
-
Czy jednak nie lepiej byłoby pozbyć się tak dużej ilości wroga za jednym razem? Nie leżało to w ocenie Potomkina. Usiadł i napił się wody z swojej manierki, jednak nie za dużo. Nie wiedział ile czasu mu tu zejdzie. Później zajął się kontrolą stanu swojej broni.
-
Szło sprawnie, dopóki nie przerwały Ci ryki Zombie, krzyki żołnierzy, rozkazy oficera i ogień z broni palnej. Najwidoczniej trupy w końcu postanowiły zaatakować.
-
Nie może być zbyt nudno, prawda? Sam przygotował się na nadciągajce hordy i gdy tylko na jego celowniku pojawił się łeb Nieumarłego, zacisnął palce na spuście.
//Ej, Kuba? //
-
Inni również strzelali, chociaż amunicji mieliście sporo, a w sumie to Ty sam mógłbyś utrzymać ten korytarz, skoro Zombie musiały wspinać się maksymalnie po dwóch obok siebie, do tego po schodach, co stanowiło nie lada wyzwanie, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, jak koślawe są, nawet gdy muszą iść po prostym podłożu.
//Co?// -
// A jak bym ożywił kolejną z moich starych postaci + walnął pirata? //
Na razie więc wstrzymał się od ognia, strzelając jedynie wtedy, gdy jego towarzysze nie dawali sobie rady. Amunicja cenna rzecz.
-
//To byłoby miło. I nie załapałeś znaczenia posta, bo teraz wszyscy marnują amunicję, która kiedyś może się Wam jeszcze przydać.//
-
//Edytowane. //