Widmowe Zgromadzenie
-
Westchnął tylko nieco i zaczął postukiwać palcem w stół w oczekiwaniu na to, aż Vladimir zacznie tą właściwą część tego zgromadzenia.
-
On sam nie miał wiele do powiedzenia, pierwsza sesja zawsze odbywała się w ten sposób, pozwalając wszystkim zadać pytania, uzyskać odpowiedzi czy się wykrzyczeć, jak w wypadku Konrada. Valescu miał jedynie do dodania to, że armia Heresh, z wyłączeniem wojsk Zielonoskórych na bagnach i w górach oraz osobistych wojsk poszczególnych wampirzych arystokratów, przekroczyły już liczbę dwustu pięćdziesięciu tysięcy, zbliżając się do liczebności armii, która wymaszerowała na Bitwę Ostatnich Łez, kiedy to kraj praktycznie opustoszał.
Gdy była mowa o opustoszeniu, Andres Czarna Opończa dodał od siebie, że jego Handlarze Śmiercią powoli przestają mieć skąd zdobywać trupy, co oznacza, że w przyszłości nadejdzie pora na wyprawę na Dzikie Pola, co jednak wiąże się z koniecznością zapewniania jego ludziom ochrony przez wampirzych i nieumarłych wojowników, bowiem Orkowie i Gobliny nie zrozumieją większego dobra, czy też własnego dobra, jakim się kierujecie i mogą ich zwyczajnie pozabijać, jak to miało już miejsce w przeszłości.
Gdy po jego krótkim wywodzie zapanowała cisza, a Manfred Valescu mruknął coś o wskrzeszaniu Demonów i Upadłych, zaś Konrad von Krieg znów zaczął namawiać do wyprawy na Drowy, choćby w celu zdobycia kolejnych trupów, Tobie zaświtała myśl, że może dobrym pomysłem byłoby zagadnięcie rady o odtworzenie wampirzego zakonu, który został zniszczony kilkadziesiąt lat temu, a teraz byłby równie potrzebny. Mógłby też być ciekawą alternatywą dla tych wszystkich, którzy teraz potrafią grabić w górach czy na gościńcach lub wieść bandyckie życie włóczęgów gdzieś na świecie. -
-Ekhm, mam taką niewielką inicjatywę. Mianowicie na terenie mojego zamku istniała siedziba zakonu Krwawych Rycerzy, niestety w ramach znanej nam wszystkim bitwy, cała jego chorągiew wraz z komturem zakonu poległy. Pragnę, by zakon został odnowiony do dawnej świetności, a nawet większej. Ale w tym celu potrzebuję budowniczych oraz architekta, który byłby w stanie odnowić i odrestaurować zamek mojego rodu. Taka grupa elitarnych żołnierzy może się cholernie przydać, jestem im w stanie zapewnić naukę dwóch sztuk magicznych oraz walkę mieczem i jazdę konną. Dodatkowi nauczyciele też byliby mile widziani.
-
Pomysł został przyjęty skinieniem głową przez najstarszego Valescu, który poddał go pod głosowanie, a że nie było głosów sprzeciwu, możesz spodziewać się, że tuż po swoim powrocie do rodowej siedziby zaczną się intensywne prace nad odbudową tak jej, jak i samego zakonu.
- Podejmujesz się zostania mistrzem zakonnym? - zagadnął Vladimir, gdy pomysł został wpisany do zwoju przez jednego z nieumarłych sługusów Vladimira. Kościany skryba, potrafiący czytać, pisać, liczyć, mówić i w miarę rozsądnie myśleć, był dość ekstrawaganckim Nieumarłym, za którego można byłoby powołać pod broń pół tuzina innych trupów, ale ktoś taki, jak głowa rodu Valescu, mógł sobie na to pozwolić. -
-O ile nikt inny tutaj nie ma nic przeciwko… To tak. Jak już mówiłem, trening rekrutów pod moją pieczą dosyć szybko przyniesie nam wielu świetnych wojowników. Pomnoży to też ilość moich własnych wojsk, wszakże mnie brakuje do tego obecnie mocy… Dlatego też jak wyuczę część z nich nekromancji, zechcę wybrać się z nimi na tę wyprawę po więcej trupów.
-
Wszelkie wątpliwości zostały zamknięte tym ostatnim zdaniem, więc chyba nie masz już co się martwić o przyszłość swojego nowego zakonu. Obrady trwałyby zapewne nadal, gdyby nie zwyczajowa przerwa na godzinę, połączona z poczęstunkiem, choć większość członków rady wolała spędzić ją w swoich komnatach.
-
Jemu strawa była wyjątkowo zbędna, więc mógł jedynie odczekać tę przerwę w swojej komnacie, o ile nie zostałby na miejscu ktoś chcący z nim porozmawiać.
-
Ano, znalazł się, a mianowicie Kettlos.
- Twój pomysł wskrzeszenia rycerskiego zakonu przemawia do wszystkich członków rady. - powiedział, kładąc Ci dłoń na ramieniu, jeśli można je tak nazwać. - Da to perspektywy wszystkim tym, którzy się marnują, żyjąc poza Heresh lub wiodąc bandycki żywot tutaj. Ja jednak, poza ewentualnym wsparciem finansowym, chciałbym zaproponować Ci kwiat przyszłego pokolenia, mojego syna i jego kompanów, aby stanowili pierwszych rekrutów w nowym zakonie. Jeśli się oczywiście zgodzisz, to wyślę posłańca z wiadomością do nich już dziś, być może zdążą przybyć do zamku rodu Drak jeszcze przed Twoim powrotem lub niewiele później.
Ciężko ukryć, że jeśli organizacja zakonu się rozrośnie, to rzeczywiście złoto na kolejną broń, zbroje, wierzchowce, siedziby i tym podobne będzie niezbędne, a nie wiadomo, jak to będzie z funduszami rady, ten Wampir miał ich zawsze pod dostatkiem. Gorzej, że chce Cię też wrobić w niańczenie jego dziecka i jego kompanów, a Wampiry starej daty, jak większość obecnych tu w sali, ma niezbyt dobre zdanie na temat takich odrostków, którzy chwytają za miecz, nim jeszcze na dobre wyrosną im kły. -
-Z przyjemnością przyjmę obie oferty wsparcia, mam nadzieję jednak, że wiesz co może to oznaczać w przyszłości. Jeżeli rzeczywiście wszystko będzie szło po mojej myśli i zakon będzie stale rósł w siłę to kiedyś może nas (zakon) czekać realna konfrontacja, a tam istnieje ryzyko tego, że twój pierworodny mógłby zginąć. Jesteś w stanie je podjąć? Rzecz jasna zamierzam wszystkich wyuczyć tego co sam potrafię, co z czasem uczyni z nich świetnych wojowników, ale to nie daje nieśmiertelności.
-
- Jest to pewne ryzyko, ale prędzej czy później podejmą je wszyscy, skoro tylko za progiem naszych granic czekają hordy potworów pragnących jedynie naszej zagłady. Swoją drogą, ciekawe jak często to my byliśmy tak określani przez inne rasy, nim przybyły Demony?
-
-Jak często to nie wiem, ale z pewnością to wróci z chwilą, w której zwalczymy wspólnie tego samego wroga. Może nawet damy im lub oni nam chwilę czasu, by odejść w pokoju… To już zależy tylko od tego komu zostanie więcej sił.
-
- Sądząc po tym, że każda bitwa pozwala nam powiększyć nasze szeregi, Elfy są na skraju wymarcia, a Krasnoludom wiedzie się niewiele lepiej to raczej oczywiste, prawda?
-
-Dopiero po kilku dniach od śmierci przyszłego żołnierza, ale tak. W dodatku sporo się słyszy to tej cudownej krasnoludzkiej broni… Miejmy nadzieję, że będzie ona skuteczna wyłącznie wobec demonów. Możliwe, że Velmir lub Nosghoth wiedzą coś więcej na jej temat.
-
- I możliwe, że brodacze ustawią ją w tunelach połączonych z Heresh, pogardzając naszym wsparciem. - odparł Wampir, wyraźnie należał do tych, którzy o mało nie dostawali wylewu na myśl o tym, że muszą walczyć ramię w ramię ze śmiertelnikami, których w najlepszym wypadku traktują jako żywy zapas krwi. Niemniej, Wampir skinął Ci głową, uznając sprawę jego potomka w służbie zakonu za zakończoną i odszedł, aby porozmawiać z innymi członkami rady.
-
Postał tak jeszcze parę chwil w miejscu zastanawiając się nad grom wie czym, a następnie udał się do swojej komnaty w oczekiwaniu na koniec przerwy.
-
Nie robiłeś nic konkretnego, a stojący w Twojej komnacie zegar wybijał miarowo kolejne sekundy i minuty. Gdy zostało około kwadransa do zakończenia przerwy i wznowienia sesji rady, usłyszałeś wrzawę na zewnątrz, Wampiry i Nieumarli mówili coś do siebie, biegali po korytarzach, co było dość dziwne, zamek zawsze był spokojny, nawet podczas najbardziej burzliwych obrad.
-
Może to morderstwo albo atak, w każdym razie nie czekał nawet sekundy tylko wyszedł ze swojego pokoju i capnął jakiegoś najbliższego wampira czy nieumarłego.
-Raport, co się tutaj wyprawia?- spytał go przywołując do siebie jeszcze swoją gwardię. -
Otoczyli tak Ciebie, jak i Szkielet pełniący funkcję lokaja, ciasnym pierścieniem, trudnym do przebicia tak dla wrogich żołnierzy, jak i skrytych kling zamachowców.
- Konrad von Krieg został zaatakowany w swojej komnacie. - wyjaśnił Ci pozbawionym uczuć i emocji głosem, jak każdy Nieumarły. To było co najmniej ciekawe, gdybyś miał podejrzewać kogoś o dokonanie zamachu, to właśnie porywczego Wampira, nie sądziłeś, że nawet ktoś z rodu Valescu odważy się osobiście podnieść rękę, lub wydać komuś odpowiedni rozkaz, na najbardziej nieprzewidywalnego krwiopijcę w Heresh. -
-Zaraz zapewne rozpęta się tutaj wojna pomiędzy tym kto komu zrobił krzywdę…- puścił on lokaja, a następnie zastanowił się nad listą podejrzanych. Największym przynajmniej na obecną chwilę był Andres, no i tylko dla niego, Lukrecja. W sumie to postanowił właśnie jej teraz poszukać, najlepiej tak by się o tym nie dowiedziała, ale może w ogóle będzie gdzieś z całą resztą.
-
Andres nienawidził Konrada, a nienawiść ta była odwzajemniona. Jednakże Czarna Opończa był niezwykle stonowany, a na pewno nie głupi, nie podniósłby ręki na tego, kto wyrwałby mu ją w okolicy barku. Zresztą, nawet jeśli ktoś taki, jak Konrad von Krieg, brutalny, porywczy i żądny krwi, nigdy nie zaatakował innego członka rady. Wbrew temu, co sądziły o nim Mroczne Elfy, większość innych ras spoza Heresh, a nawet część Wampirów, nie był jedynie rzeźnikiem, dla którego liczyło się wyłącznie mordowanie innych, ale wojownikiem obdarzonym dość wysoką inteligencją, doskonale wiedział, że gdyby spróbował zabić Andresa, cała rada i niemalże całe Heresh obróciłoby się przeciwko niemu, a on zostałby wygnany. W najlepszym wypadku, bo o wiele bardziej prawdopodobne, że bracia Valescu odpłaciliby mu wymyślnymi torturami, trwającymi całe dekady lub dłużej, ze względu na wampirzą regenerację i fakt, że nie mogliście zginąć przez upływ czasu.
Idąc tam, gdzie kierowała się większość sługusów, dotarłeś do prywatnej komnaty Konrada, który na pewno żył, takie pogróżki i epitety, jakie rzucał w członków rady zgromadzonych pod drzwiami, których jego odziani w płytowe zbroje i uzbrojeni w dwuręczne miecze strażnicy nie chcieli wpuścić do środka, obudziłby trupa równie dobrze, jak Nekromancja.