Dolina Czarnej Wody
-
Możesz spróbować jakąś ją do siebie przyzywać, a nie tylko kręcić się po lesie w nadziei, że na siebie wpadniecie.
-
Oktawiusz “Zielony” Fliopottevium
Oddalił się więc do obozu, by nikt tego spotkania nie zauważył. -
Udało Ci się, tak daleko już na pewno nikt Cię nie zobaczy, a nawet jeśli, to zawsze masz pod ręką Chimerę. No i jest wieczór, o tej porze widać mniej niż zwykle.
-
Oktawiusz “Zielony” Fliopottevium
Spróbował więc ją zawołać. -
Z tej okazji wpadłeś na pomysł nadania jej imienia. Samo wołanie niewiele dało, ale rękawica, zdobyty artefakt, emanował dziwnym, czerwonym światłem, które zdawało się wreszcie zwabić Chimerę, jedną z najstraszliwszych bestii Verden, a może i całego Elarid, a w Twoim wypadku: Całkowicie posłuszne i wierne stworzenie.
-
Oktawiusz “Zielony” Fliopottevium
Dopóki oczywiście nosi tę rękawicę przy sobie. Wolał nie myśleć o utracie ręki, czy samej rękawicy, gdyby Chimera była w pobliżu. Jak na razie wręczył je te biedne kawałki mięsa, po jednym na głowę.
-Właśnie się zastanawiam, na jakie imię byś reagowała, piękna istoto… co powiesz na Triheda? -
Choć był to inteligentny stwór, to jednak nie na tyle, aby odpowiedzieć, wolał skupić się na przyniesionym przez Ciebie posiłku. Ale imię dobre, jak każde inne.
-
Oktawiusz “Zielony” Fliopottevium
Skoro ta kwestia załatwiona, tak samo jak poczęstunek dla Triheda, to coś pozostało do zrobienia? -
Wrócić nim ktoś się zorientuje o tej eskapadzie? Albo spróbować dowiedzieć się czegoś o samej rękawicy i potworze?
-
Oktawiusz “Zielony” Fliopottevium
W sumie dobry pomysł z tym powrotem, także nakazał Trihedowi powrót do swoich zajęć, a Zielony sam wrócił do obozu. -
Strażnicy wiedzieli, że jesteś Magiem, dla nich równie dobrze mogłeś pójść w las, żeby się odlać, jak i medytować w celu przywrócenia sobie magicznej energii, nie zadawali więc zbędnych pytań i wpuścili Cię do środka.
-
Oktawiusz “Zielony” Fliopottevium
Pozostało mu wrócić do obowiązków, które z punktu widzenia dnia skupiały się raczej na tym, że miał się udać na spoczynek. -
Zasnąłeś bez trudu, dzień był w końcu męczący. Obudzono Cię o świecie, tak jak wszystkich w obozie i promieniu przynajmniej kilometra lub więcej, gdy odegrano pobudkę na rogach.
-
Oktawiusz “Zielony” Fliopottevium
Pora wykonać więc formalności i wrócić do pracy. -
Poranna toaleta nie była problemem, dostęp do tak wielkiej rzeki pozwolił Ci zaznać prawdziwej kąpieli od bardzo dawna. Później przyszła pora na śniadanie, tu już rewelacji nie było, jedynie pieczywo, mięso, nabiał i warzywa. Jeśli chodzi o pracę, to w rannych mogłeś dosłownie wybierać i przebierać, było ich zbyt wielu, aby wszyscy obecni tu medycy, cyrulicy i Magowie udzielili im pomocy.
-
Oktawiusz “Zielony” Fliopottevium
Skierował się do najbliższego rannego i rozpoczął jego leczenie. Może uda mu się przed obiadem wyleczyć z trzydziestu. -
Wyleczyłeś o wiele więcej, szło to szybko i nadszarpywało znacząco Twojej magicznej energii, większość ran była niewielka i łatwa do wyleczenia, zwłaszcza u chłopów i innych uciekinierów, które były związane z szaleńczym tempem ucieczki przed armią Nordów. Wyczekując, że to już pora obiadowa, akurat zrobiłeś sobie przerwę, gdy do tej części obozu, gdzie medycy i Magowie udzielali pomocy rannym, wkroczył jeden z żołnierzy Argentu.
- Ty. - powiedział, dla pewności celując w Ciebie palcem. Nie był to ton oskarżycielski, bardziej rozkaz. Padło na Ciebie zapewne tylko dlatego, że byłeś pierwszym, który rzucił mu się w oczy. - Za mną. -
Oktawiusz “Zielony” Fliopottevium
Wstał więc i ruszył za nim.
- Można się zapytać, gdzie jestem potrzebny, panie? -
- Wysłaliśmy zwiadowców na drugi brzeg rzeki, żeby ustalić, jak blisko są Nordowie. Do tej pory wrócił jeden i ledwo żyje. Tutaj nie potrzeba medyka czy nawet Maga, ale cudu, żeby go uzdrowić. Dlatego oczekuję od Ciebie jedynie tego, że połatasz go na tyle, aby opowiedział o tym, co widział, nim skona.
-
Oktawiusz “Zielony” Fliopottevium
- Postaram się zrobić co w mojej mocy - odpowiedział.