Sainen
-
Świetny plan, nic tylko ruszyć dupsko w troki i wcielić go w życie.
-
Tak jak chciałem wcześniej, teraz lekko upojony wypitym piwem spojrzałem na drogowskazy, aby móc trafić do ratusza albo innego miejsca gdzie znajdują się ważne persony.
-
Jakiekolwiek znaki nie były potrzebne, położony w centrum miasta, zbudowany z marmuru, pięknie zdobiony, skrzący w świetle dnia od złota, srebra, bursztynu i klejnotów, o imponującej kolumnadzie i licznych płaskorzeźbach - tak właśnie prezentował się miejski ratusz, a nawet ktoś, kto zawitał tu po raz pierwszy, nie mógłby pomylić go z czymkolwiek innym.
-
Pewnym krokiem wszedłem do środka wiedząc, że płaszcz jest przepustką przez wszystkie drzwi.
-
Tego nie powinieneś być taki pewien, ale faktem jest, że strażnicy przed wejściem nie zadawali pytań, a nawet sami otworzyli dwuskrzydłowe wrota, dzięki czemu wkroczyłeś do przedsionka, gdzie zastałeś kolejne kolumny, rzeźby, płaskorzeźby, doniczkowe rośliny, od pospolitych przez tak egzotyczne, że śmiało możesz powiedzieć, że widzisz je po raz pierwszy w życiu, a także podłogę wyłożoną płytkami z dziwnego materiału, który przy każdym kroku rozbłyskał feerią różnych odcieni błękitu, zieleni i żółci. Po samym przedsionku kręcili się liczni urzędnicy i inni pracownicy, a także uzbrojeni strażnicy.
-
- Zaprowadź mnie do swojego pana - zatrzymałem najbliższego.
-
Skinął głową i bez słowa zaprowadził Cię do jednego z gabinetów mieszczących się na piętrze.
-
Podążyłem za nim, bo cóż innego mogłem uczynić.
-
I tak trafiliście do skromnego i niewielkiego gabinetu, którego wystrojem było jedynie biurko, dwa fotele po obu jego stronach, kilka szaf, obrazów na ścianach i duże okno wpuszczające wiele światła. Na jednym z foteli siedział urzędnik, niski, otyły i łysiejący człowieczek, który wpatrywał się w Ciebie z szeroko otwartymi oczyma.
-
Witajcie, panie, nazywam się Benegar Ledart, Inkwizytor w służbie Światła. Przychodzę, by ofiarować swoje usługi.
-
Mężczyzna o mało nie spadł z krzesła, ale gdy udało mu się stanąć na nogi w miarę pewnie, podszedł do Ciebie. Chciał zapewne uścisnąć Twoją dłoń, ale nie był pewien, czy może sobie na to pozwolić, więc wykonał jedynie niski ukłon, na tyle, na ile pozwalało mu brzuszysko.
- Ech… To… Tak, to wielki zaszczyt, Inkwizytorze… Ale w czym chciałbyś mi pomóc? - zapytał, zbierając się wreszcie na śmiałość, a na jego twarzy malował się wyraz prawdziwego zdziwienia. -
- Pierwiej, chciałbym otrzymać kwaterę. Zrzuciłem z siebie pierwsze trudy podróży, lecz wolałbym mieć coś stałego i spokojnego gdzie mógłbym złożyć swój szpej. No ale najważniejsze - potrzebuję informacji gdzie wy potrzebujecie mojej pomocy. Jak zapewne wiesz, panie, ją, sługa uniżony, mam pewne predyspozycje mogące pomóc w niektórych, dręczących to miasto, sprawach.
-
- Tak… Tylko, że nie mamy tu żadnych kwater, to ratusz, a nie karczma. No i nie wiem, w czym mógłby mi Inkwizytor pomóc, ja się zajmuję tylko czystością ulic i kanalizacją, w całym ratuszu pracuje kilkudziesięciu urzędników, wszyscy zajęci różnymi sprawami. Czemu Inkwizytor przyszedł akurat do mnie?
-
- Tu zostałem przyprowadzony. Mam nadzieję, że wyślesz mnie w bardziej odpowiednie miejsce, do bardziej odpowiedniego urzędnika - powiedziałem ostrzej.
-
Nawet bycie kimś, kto zajmuje się tak błahymi sprawami dawało mu tu sporą władzę, bądź co bądź był urzędnikiem, może nawet członkiem miejskiej rady. Teraz pewnie kilku barczystych strażników obiłby Ci mordę kilka razy i wywlokło tylnym wejściem z budynku, ale nie odważył się on podnieść ręki na Inkwizytora, więc jedynie machnął ręką.
- Nie mi decydować, kto jest odpowiedni dla kogoś takiego jak pan, Inkwizytorze. -
- Ktoś o wyższych kompetencjach? Burmistrz? - westchnąłem.
-
Skinął głową.
- Znajdzie go pan na ostatnim piętrze.