Moskwa
-
Tak, miotane ładunki mogą w pewnym stopniu przeważyć szalę zwycięstwa. Jednak nawet najlepsza broń czy jej wielka ilość nie zapewni wiktorii, jeżeli… no właśnie, spojrzał na twarze swoich towarzyszy. Jak prezentowało się ich morale?
-
Nijako, byli równie dalecy od euforii, jak i od paniki, doszli do tego momentu, gdy wszystko było im już raczej obojętne.
-
Hehe… Pomyślał Chłopaki, jeśli przeżyją, będą sto razy lepszymi żołdakami niż byli przed wejściem do tego budynku.
Szybko jednak oderwał się od przemyśleń, spodziewając się nadejścia kolejnej fali Nieumarłych. Wycelował karabin w klatkę schodową. -
A ci nie nadchodzili. Jako weteran wojenny pomyślałeś, że oni zwyczajnie obmyślają nową strategię, nie chcąc narażać się na straty w tak głupi sposób, że się przegrupowują, albo nawet zaczynają odwrót. Ale wtedy szybko zreflektowałeś się, że to nie są ludzie, ale tępe kupy mięcha, zwykłe żywe trupy, które przecież nie stały nawet obok strategii czy taktyki. Pewnie na drodze było zbyt wiele trupów, żeby mogły teraz przejść.
-
Lolek, borek, wpadł trup w korek.
To Ci dobre, nieumarły zator drogowy. Z samej myśli Potomkin zaśmiał się za przyłbicą. Może był to ciemniejszy rodzaj humoru, ale śmieszyły go momenty, w których całe wojskowe doświadczenie mógł odstawić do kąta z jednej, prostej przyczyny - jego wróg był pozbawiony mózgu. -
Śmiech był raczej nie na miejscu, kilku najbliższych żołnierzy spojrzało na Ciebie tak, jakbyś właśnie zapeszył. Ale większość i tak rozmawiała lub myślała o tym samym, co Ty.
-
Potomkin nigdy nie rozumiał sensu rozmowy podczas bitwy, a przecież ta się jeszcze nie skończyła. Rozmawiać można przed bitwą, licząc na jej przeżycie i po bitwie, jeżeli udało Ci się ją przeżyć. Podczas bitwy nie rozmawiało się za to dlatego, że gwałtowna śmierć może urwać w połowie wypowiedziane zdanie, a to przecież nie leży w kulturze. Mężczyzna pociągnął głęboki łyk z manierki. Woda o posmaku metalu znakomicie odświeżała umysł.
-
Tobie nic nie odświeżyła, po przełknięciu łyku płynu sytuacja wciąż wydawała Ci się równie dziwna, patowa i raczej beznadziejna, jak wcześniej.
-
Beznadziejna? Fakt, perspektywa zostania karmą dla zombie nie była najatrakcyjniejsza, ale także nie była nieuchronna. W końcu mogli się tutaj bronić przez długi, długi czas… Mieli dla siebie całe piętro i sporo zapasów. Ile dni w zupełnej samotności, na powierzchni wzburzonego oceanu, przetrwała załoga dryfującej barki T-36? Czterdzieści dziewięć. Jedli gumę, skórzane paski zegarków, ale się nie poddali. I tak samo będzie tu.
-
//Skąd wiesz, że macie jakiekolwiek zapasy?//
-
//Manierka z wodą to jest sporo zapasów. //
-
//Powiedzmy.//
Czas mijał, a Zombie nie atakowały, co najmniej pojedyncze sztuki, które normalnie było łatwo odstrzelić, teraz to było wręcz za proste, gdy przewracały się o resztki swoich pomordowanych kompanów. W końcu nadeszła noc, a dowodzący Wami oficer nakazał znaleźć miejsce na spoczynek i wystawić warty. -
Potomkin postanowił wykorzystać tę okazję do zyskania dwóch, może trzech godzin snu. Pamiętał, gdy w Afganistanie musiał odpierać Afganów przez bite dwie doby i nie mógł zmrużyć oka. Wtedy to nie było problemem. Teraz jednak się zestarzał, zgrzybiał i o ile mógł stać na warcie i bezcelowo gapić się na klatkę schodową, to byłby to jedynie bezsensowne gwiazdorzenie. O wiele rozsądniej było położyć się i złapać nieco odpoczynku, by później być w lepszej kondycji. Przed tym starannie wyczyścił karabin, ścierając każdy pyłek kurzu. Rozebrał go i naoliwił wszystkie części. Dopiero po tym zabezpieczył ukochaną broń, usunął taśmę amunicyjną z zamka i zaległ na ziemi, przyciągając ją do piersi.
-
W tej dziwnej pozycji, tuląc do siebie karabin jak ukochaną kobietę, zasnąłeś i przespałeś, o dziwo, całą noc, obudzono Cię dopiero o świcie, gdy wszyscy stawali już na nogi.
-
Zestarzał się, ot co, to i spał jak starzec. Również podniósł się z ziemii i zaczął dzień od wyczyszczenia karabinu. Po tym rozejrzał się - czy dowódcy rozstawili jakąś kuchnię polową czy jedzenie pozostawało w zakresie żołnierzy?
-
Na pewno by rozstawili, gdybyście mieli jakąśkolwiek. Nie mieliście nic poza ekwipunkiem indywidualnym, niektórzy żołnierze, ściągnięciu tu zapewne w pośpiechu, nie mieli nawet jedzenia, wody czy przepisowej dawki spirytusu, wręczanego takim jak Wy straceńcom. Bieda z nędzą, co tu dużo mówić? Dobrze, że do tego przywykłeś.
-
Да, bieda z nędzą. Kiedyś będzie lepiej. Musi być. Wyciągnął resztki swoich zapasów i na oko podzielił je na mniejsze cząstki. Jeżeli impas będzie się przedłużał, to podzieli je na jeszcze mniejsze części. Trzeba zacisnąć pasa. Zagryzł poranek tak okrojonymi kąskami.
-
Nie zjadłeś wiele, ledwie kilka takich małych porcji, gdy jeden z żołnierzy trącił Cię butem.
- Wstawaj, konserwo. Dowódca kazał nam iść na dół, żeby sprawdzić, co się tam dzieje. -
— Tajest. — Mruknął w odpowiedzi Potomkin i zerwał się na równe nogi, chodź nie z takim wigorem i sprężystością jak kiedyś. Załadował taśmę nabojową do zamka CKMu i zaciągnął dźwignię. Gotowy do walki, podążył za żołnierzem na domniemane miejsce zbiórki.
-
Zbiórki nie było, nikt o niej nie mówił. Była mowa tylko o tym, że masz iść na dół i sprawdzić, co dzieje się na dole. Jak zauważyłeś, wraz z Tobą kierowało się tam też czterech innych ludzi, z czego dwaj pierwsi ruszyli już naprzód.