Sanktum Sanktorum [ZIEMIA]
-
A biorąc pod uwagę kto w tym miejscu mieszka na stałe, to śmiało można by stwierdzić, że dla jego mieszkańców takie rzeczy to najprawdopodobniej całkowita normalność jak poranny makijaż. Po dokładnym przyjrzeniu się wszędzie wszystkie zmysły Serpentyn jasno wskazują - nie ma żadnej drogi, która mogłaby ją pewnie odprowadzić od tego zwierciadła.
-
Czując zawód z takiego obrotu sytuacji (i mając przeczucie, że ten dom po prostu chce, by weszła interakcję z tym magicznym kawałkiem szkła), powoli i ostrożnie zaczęła pęłznąć w kierunku lustra, jednocześnie uważnie obserwując je oraz swoje najbliższe otoczenie, obawiając się magicznego zagrożenia wszelakiego autoramentu.
-
Właściwie… Biorąc pod uwagę okoliczności, nie ma niczego co by mogło przeczyć temu, że ten dom DOSŁOWNIE chce, żeby Serpentyn zbliżyła się z tym dziwacznym, dość niepokojącym zwierciadłem. Po krótkiej chwili dopełzła do lustra. Jednakże, ku jej zdziwieniu okazało się, że nie widać w nim jej odbicia. Zamiast tego, sprawia wrażenie, jakby po drugiej stronie była gładka tafla wody, nad którą unosi się niezwykle gęsta mgła. Mimo wielkiej nieprzeźroczystości tej mgły, Serpentyn wydaje się, że w oddali widzi zarys jakiejś… Bliżej nieokreślonej postaci w szacie, która jakby staje się coraz większa z każdą sekundą.
-
Dokladnie tak, jak sądziła i cały czas przewidywała. To zdecydowanie magiczne, niezrozumiałe i prawdopidobnie niebezpieczne lustro, do którego bajlepiej zachować dużą dozę ostrożności. Dlatego też odruchowo się od niego cofnęła, jednocześnie obserwując tajemniczą postać z lustra.
-Oby tylko nagle z niego nie wyszła - pomyślała zaniepokojona. -
NIestety, niezbyt wiele w tym przypadku daje wiedza o konieczności zachowania środków bezpieczeństwa, kiedy Serpentyn już teraz została uwięziona w jakiejś dziwnej pętli przestrzennej, która cały czas ją sprowadza do tego samego punktu. No cóż… Postać z lustra wciąż się zbliża, Serpentyn może coraz wyraźniej zauważyć takie szczegóły jak broda oraz dość specyficzna, wysoka czapka.
-
Pierwszym skojarzeniem, jakie jej teraz przyszło do głowy, to to, że ta tajemnicza postać może być jakimś czarodziejem. Albo kimś udającym czarodzieja dla własnych korzyści.
Mimo wszystko, dalej ją obserwuje, oczekując, co zrobi dalej. -
Postać jest już tak blisko, że Serpentyn prawie widzi rysy jej twarzy. Jest to brodaty człowiek, który sprawia wrażenie starca, ale mimo tego stoi prosto jak strzała i idzie w kierunku Serpentyn. Jego ubranie składa się z szaty, która ma długie pasy, które zwisają w dół z rękawów, nietypowa oraz wysoka czapka, spodnie, na które przypominają “dzwony”, a także pas metalowy oraz duży, błyszczący kołnierz…
-
Na pierwszy, a nawet drugi, trzeci i następne rzuty oka, ten tajemniczy człowiek zdecydowanie budzi u niej skojarzenia z obrazem doświadczonego, starożytnego czarnoksiężnika. Można rzecz, że wręcz bije od niego atmosfera magii i mistycyzmu. Mimo wszystko, sama Serpentyn dalej w milczeniu go obserwuje, czekając na to, jak sam pierwszy nawiąże z nią.
-Może to niegrzeczne, ale nie chciałabym wyjść na wariatkę rozmawiającą z lustrami - pomyślała, obserwując swojego potencjalnego interlokutora. -
Tuż po chwili, Serpentyn mogła być już stuprocentowo pewna, że ma do czynienia z jakimś czarodziejem… Który postanowił z bliżej nieznanego powodu skontaktować się z nią… Poprzez magiczne zwierciadło. Trochę to pokręcone, ale tak to wygląda w świecie czarodziejów. Teraz Serpentyn widzi już doskonale jak wygląda osoba z którą ma do czynienia.
-Witam, Zielona Serpentyn. - powiedział spokojnie starzec, lekko się kłaniając. -
Widząc swojego przyszłego, na pewno czarodziejskiego, interlokutora, a także spostrzegając, że nie odezwał się pierwszy, postanowiła, wbrew swemu postanowieniu, sama rozpocząć rozmowę.
W tym celu lekko się skłoniła i rzekła z kurtuazyjną uprzejmością godną arystokratki:
-Bądź pozdrowiony, czarnoksiężniku. Me imię brzmi Zielona Serpentyn. Jak brzmi twoje? -
Czarodziej odpowiedział lekko zamyślonym tonem:
-Moje imię zostało dawno zapomniane przez wszystkie pokolenia. Jestem znany jedynie jako Starożytny. Niegdyś piastowałem funkcję Najwyższego Czarodzieja i Obrońcy Wszechświata. Teraz moją rolę przejął Stephen Vincent Strange, tobie najlepiej znany jako Doktor Strange. I w jego kwestii mam prośbę. Wysłuchasz życzenia sędziwego starca? -
No, no… Trzeba przyznać, nie takiego spotkania spodziewała się sama Serpentyn. Spodziewała się maga, ale na pewno nie poprzednika Doktora Strange’a i prawdopodobnie najpotężniejszego ludzkiego czarnoksiężnika, jaki obecnie żyje.
-Jaka to prośba, o Starożytny? - zapytała z należnym szacunkuem, wciąż przyjmując postawę lekkiego ukłonu. -
Tak właściwie, prawdopodobnie najpotężniejszego ludzkiego czarownika jaki żył.
-Kiedy spotkasz mojego ucznia… Powiedz mu, że dawny mentor zaprasza go na filiżankę herbaty. - odpowiedział poważnie. -
Cóż… perspektywa, że tak naprawdę jest duchem czy innego rodzaju widmem, też jest nadzwyczaj prawdopodobna. W końcu, co już wiele razy przypominała samej sobie, jest w magicznym domu należącym do obecnego najpotężniejszego czarownika z Ziemi.
-Dobrze… tak zrobię. - odpowiedziała spokojnie. -
Tylko teraz najbardziej zastanawiającą kwestią jest to, co ten duch może mieć na myśli przez zaproszenie Doktora Strange’a na herbatę do niego… Bo można to interpretować różnie.
-A gdybyś potrzebowała pomocy w swoim magicznym szkoleniu, zwróć się do mnie. - odpowiedział kulturalnie. -
Patrząc na to, jakie to jest miejscami dziwaczne, pełne magicznych cudów, a zwłaszcza niezbyt logiczne miejsce, równie dobrze może się okazać, że faktycznie chodzi mu o najzwyczajniejsze w świecie picie naparu z ziół w towarzystwie dawnego ucznia. Kto tam wie?
-Czuję się zaszczycona. - odpowiedziała całkowicie szczerze, posyłając Starożytnemu lekki uśmiech - Na pewno skorzystam z tej możliwości. -
Dokładnie - kto tam wie? Serpentyn na pewno wie choć tyle, żeby lepiej nie zakrzątać sobie głowy niepotrzebnie dużymi ilościami prób interpretacji słów maga, które może nawet nie były w ogóle do interpretacji przeznaczone.
-Przyjemność leży po mojej stronie. Żegnaj, Zielona Serpentyn. - odpowiedział głosem niczym letnia bryza, po czym powoli zaczął się oddalać wgłąb lustra. -
Po tym nadzwyczaj specyficznym spotkaniu, Serpentyn mogła przed sobą przyznać, że nie tego się spodziewała. Wiedziona swoją charakterystyczną dla siebie ostrożnością, sądziła, że to oto lustro najprawdopodobniej uczyni jej jakąś krzywdę, ewentualnie doprowadzi do naterializacji magicznego, niebezpiecznego bytu. Jak widać, w jej życiu pojawiają się też dosyć pozytywne zaskoczenia, do tego związane z piznawanymi osobami…
-Żegnaj, Najwyższy Czarodzieju. - powiedziała spokojnie do nieaktywnego już lustra - Doktor Strange już szykuje się na herbatę.
Po chwili odeszła jednak od lustra, licząc na to, że w końcu dojdzie do mniej fantastycznego miejsca. -
Nie da się zaprzeczyć, to spotkanie to była naprawdę miła odmiana od tego całego szaleństwa, które w ostatnim czasie spotykało Serpentyn. Teraz jedyną dość interesującą kwestią do przemyślenia po tym wszystkim jest to, w jaki sposób duch Najwyższego Czarodzieja siedzący w zaklętym zwierciadle może napić się herbaty ze swoim uczniem, który wciąż należy do świata żywych…
Jej chęć tym razem się spełniła. Dosłownie po jednym zakręcie za wysoką, prawie sięgającą do sufitu szafką książek, zobaczyła wyjście z biblioteki. Wygląda na to, że na obecną chwilę koniec magii i czarodziejstwa. -
Serpentyn odetchnęła z ulgą, szczerze ciesząc się z takiego obrotu wypadków. Bądź co bądź, taka nierozważna eskapada po czarodziejskiej bibliotece mogłaby się skończyć czymś o wiele gorszym.
Jednak lepiej już o tym nie myśleć, tylko wyjść z biblioteki i dołączyć do Wonga, któremu warto byłoby przekazać wiadomość dla Strange’a, a przy okazji zwyczajnie zabić czas, w którym jej skarbeniek robi coś bardzo ważnego.