Wioska Uwitki
-
Miał nadzieję, że wedle starej zasady “to czego nie widzisz nie istnieje” problem Nagów także nie będzie go obchodzić przez długi czas. Choć nie wiedział czy za tym krzykiem rzeczywiście stali wężowaci, podskórnie czuł, że to właśnie ich wina. Wybiegł z domu, pędząc w kierunku w którym słyszał krzyki.
-
O ile część Nagów wciąż była zajęta swoimi sprawami, to pozostali otoczyli ich i swój okręt półkolem, sięgając po broń i sycząc groźnie. Naprzeciw nich ustawili się wieśniacy, uzbrojeni w widły, siekiery, młoty, harpuny i tym podobne narzędzia, które jednak można było wykorzystać do odbierania życia bliźnim. Lub wężowatym. A przyczyną zwady zdawało się dziecko, żywe, ale bardzo blade, tonące w objęciach zrozpaczonej matki.
-
No i fuch… pomyślał Morzywał, widząc, że dwa ledwie pół godziny wystarczyło na wywiązanie się konfliktu. Na razie nie miał zamiaru reagować, a jedynie przyglądał się z strachem tej sytuacji i temu, co z niej wyniknie.
-
Prawdopodobnie jeśli nie zareagujesz, równie wściekli co przerażeni wieśniacy spróbują wziąć odwet, a przeciwko dobrze uzbrojonym i zapewne wyszkolonym Nagom nawet ich przewaga liczebna na nic się nie zda.
-
Podszedł więc do zbieraniny, z nikłą nadzieją na to, że pozostali wieśniacy nie obarczą go winą za krzywdę dziecka.
— Co się dzieje?! —Wbiegł między Nagów, a swoich sąsiadów. -
- Ossssstrzegaliśśśśmy. - skomentował krótko dowódca Nagów, reszta jego podwładnych nie odezwała się na to ani nawet nie opuściła broni.
- Ten potwór zabił moje dziecko! - krzyknęła zrozpaczona kobieta, wskazując na jednego z wężowatych wojowników. - Mojego jedynaka!
- Zabić gada! - wyrwało się tu i ówdzie z tłumu chłopów, co tylko zaogniło sytuację. -
Po chwili napięcia i Morzywałowi puściły nerwy:
— Wyrżną nas co do nogi jak tylko do niego podejdziecie! — Stanął przed mieszkańcami wioski, rozkładając dłonie: — To są żołnierze, porywacie się z motyką na słońce, nie widzicie tego?! — Wrzeszczał wściekle. -
- I co? Mamy tak to zostawić? - zapytał jeden ze wzburzonych wieśniaków.
- Ta! Może oni tak będą co jakiś czas przypływać i zabijać po jednym z nas! I co wtedy? Też nic nie zrobimy, bo to żołnierze są? -
— A co teraz zrobicie?! Co takiego?! Zaatakujecie i będzie to ostatnie co zrobicie w życiu! Myślicie, że mamy tutaj coś do powiedzenia?! — Podniósł głos.
-
- Znalazł się, kurwa jego mać! To Ty żeś tu Nagów sprowadził!
- Ta! Właśnie! Ciekawe, za ile naszą wioskę sprzedał tym gadom?! -
— Co…? — Nie wierzył, że sąsiedzi, których znał od tylu lat, mogli posadzić go o coś takiego. Zaraz zawrzała w nim rozgrzana do czerwoności wściekłość: — Sprzedać?! Kurwa, sprzedać wioskę! Myślicie, że sprzedałbym was, ludzi i miejsce w którym żyję od lat nie tylko ja, ale i moja rodzina?! Do cholery! Czy wy naprawdę kurwa myślicie, że nie mam nic lepszego do roboty tylko narażać moich bliskich na krzywdę?! —
-
Trafiłeś w czuły punkt, jedną z podstawowych chłopskich wartości, jaką była rodzina. Widać, że przekonałeś tym tłum, niektórzy nawet wrócili do swoich chat i spraw, a reszta opuściła broń i przyjęła mniej wojownicze postawy, choć im nie było tak spieszno, aby odchodzić, jak pozostałym.
-
Po tym, jak doprowadził swoje struny głosowe do limitu, dalej hardo stał na miejscu. Nie miał zamiaru dopuścić do tego, by któryś z jego sąsiadów stracił życie przez ślepą zemstę - nawet jeżeli miałby przez to stracić w ich oczach.
// Ranczo vibes
-
Może i uspokoiłeś chłopów, ale wciąż pozostawała kwestia Nagów oraz zabitego przez nich dziecka i jego lamentującej matki.
-
Tylko lekko odwracając głowę w kierunku Nagów, zapytał półgłosem:
— Czego właściwie tutaj szukacie? Jak to znajdziecie, wyniesiecie się? — -
- Umowa nie była taka. Mieliśśśmy Cię tu ssssprowadzić, tak jak Twojego kompana i zrobiliśśśśmy to. Ressssszta niech Cię nie obchodzi. I zabierz stąd tę tłuszczę, zanim zginą kolejni.
-
Stężał na twarzy. Obrócił się na pięcie i groźnie spojrzał na Naga.
— To żadna tłuszcza, a porządni ludzie! — Co jak co, ale sąsiadów Morzywał nie pozwoli sobie obrażać, szczególnie, kiedy przybycie wężowatych nadszarpnęło jego dobrą reputację. -
Nag nie odezwał się, nie zmienił nawet wyrazu twarzy (bądź gadziego pyska), wyraźnie obchodziło go to tak, jak Ciebie mógłby obchodzić jakiś śmieć, który wpadł w Twoje sieci podczas połowu.
- Jakbyśśś ich nie nazwał, i tak zginą, gdy znów wejdą nam w drogę. Zrozumiałeśśśś? -
Ton głosu sprószył plecy Morzywała dreszczem. Odsunął się na krok.
— Zrozumiałem. — Odpowiedział, lekko zdławionym głosem i odwrócił się. Ile osób wciąż stało tu, żądając zemsty na wężowatych? -
Niemalże cała populacja wioski, nie licząc kilku starców i ludzi, którzy byli poza jej zabudową. Nawet dzieci usiłowały przyjrzeć się temu spektaklowi, choć bezskutecznie, zepchnięte na sam tył tłumu przez dorosłych.