Gwieździsta Puszcza
-
-
-
-
-
-
-
-
-
Radio:
Po dość długiej podróży trafiłeś wreszcie na skraj Gwieździstej Puszczy, największego lasu w całej kolonii, jednego z ostatnich bastionów tubylców, w głównej mierze wciąż niezbadanego przez ludzi. -
Jutro przyjdzie mu zapuścić się w las, ale dzisiaj… Dzisiaj jeszcze wolał pozostać tu. Mimo, że połowa jego pochodzenia swoje korzenie miała właśnie tutaj, to ten świat był dla niego nieznany i niepokojący. Podjął decyzję, ale bał się jej realizacji. Odszukał miejsca, które, czy to przez teren, czy przez roślinność, było osłonięte przed otoczeniem i tutaj rozbił swój obóz, w którym miał zamiar spędzić noc.
-
Odnalazłeś polankę nieopodal małego strumyka, miejsce bardzo urokliwe, nawet gdy ma się świadomość, że w okolicy mogą czaić się żądni krwi tubylcy, dzikie zwierzęta czy istoty, o których Ci się nawet nie śniło.
-
Przybył tutaj właśnie dla tubylców, śmierć była czymś, z czym liczył się, wyruszając tutaj. Wodopój wbrew pozorom nie był aż tak dobrym miejscem, wspomniane zwierzęta mogły do niego ściągać. Dlatego też postanowił nie ryzykować aż tak obscenicznie. Wspiął się na któreś z pobliskich drzew o wystarczająco szerokich gałęziach, po czym zrzucił z siebie iluzję. Tam postanowił zasnąć.
-
Zasnąłeś, ale nie na długo, wokół nie było jeszcze kompletnie ciemno, gdy obudziłeś się, ale nie na gałęzi, tylko na ziemi, po dotkliwym i bolesnym upadku, choć nie skończy się na niczym poza siniakami. Przynajmniej już wiesz, że będziesz musiał następnym razem przywiązać się do drzewa, aby uniknąć takiej sytuacji.
-
W końcu uczymy się na błędach, prawda? Mniej czy bardziej bolesnych. Wyciągnął z juk linę i ponownie wspiął się na drzewo, tym razem pamiętając o tym, by przed zaśnięciem solidnie przywiązać samego siebie do drzewa.
-
Coraz bardziej zły rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu jakichś potencjalnych świadków
-
Radio:
I w ten sposób nie spadłeś już ani razu i nawet się wyspałeś, nie licząc kilku przebudzeń, za które odpowiadały dziwne dźwięki lasu lub stwory je wydające. Niemniej, doczekałeś żywy i w miarę wypoczęty do rana.
Bzdurek:
W pobliżu było kilku innych tubylców, zajętych swoimi sprawami, którzy starali się nie zwracać uwagi na to, co robisz. Byłeś Szamanem, miałeś więc olbrzymi autorytet, który niejako usprawiedliwiał to, że włamałeś się do chaty jednego z mieszkańców wioski. -
To można uznać za sukces, a po sukcesie mógł pozwolić sobie na nagrodę. Zlazł z drzewa, upewnił, że koń jest cały i na miejscu, a po tym rozejrzał się wokół za chrustem. Rozpalił małe ognisko, nic wielkiego.
-
Koń nie był tak wesół jak Ty, wręcz przeciwnie, jego odgłosy wydawane przez lokalną faunę musiały nastraszyć jeszcze bardziej niż Ciebie, ale mimo to został na miejscu, cały i zdrowy. Gałęzi w okolicy nie brakowało, więc udało Ci się rozpalić ognisko bez żadnych trudności.
-
Wstawił na nie (oczywiście nie tak, by do naczynia naleciało popiołu czy innego świństwa) cynowy kubek, zalany wodą i odrobiną suszonych liści herbaty. Lubił ciepłe napoje. Kiedy napar już był gotowy, ostrożnie zdjął go z płomieni i popijał, pogryzając do tego suchary i pasek suszonego mięsa.
-
I w ten sposób spożyłeś pierwszy, w miarę wartościowy, posiłek tego dnia, do tego na terytorium raczej nieprzyjaznym obcym. Choć Ty byłeś nim tylko w połowie.