Los Angeles
-
//A te trzy strzały to w kogo?//
-
//Tam gdzie stali Milcjanci//
-
Granat skutecznie rozproszył Milicjantów, a strzały, choć chybione, wywołały panikę pośród techników, co jeszcze bardziej ułatwiło Wam ucieczkę i ukrycie się za pierwszym budynkiem. Jednak wtedy Milicjanci otworzyli ogień, jak na razie z pistoletów, rewolwerów i kusz, ale cholera wie, co mogą jeszcze na Was ściągnąć.
-
Póki byli daleko i schowani za budynkiem nie obawiał się strzałów. Bardziej martwił się tym jak się stąd wydostać. Miejsce okalał płot, a ponowne przejście nad nim zajęłoby zbyt dużo czasu, dlatego potraktował to jako ostateczność. Czy w tym miejscu była jakaś brama lub furtka? Bo jakaś przecież musiała być.
-
Oczywiście, że była, to z niej skorzystał też drugi oddział, który miał Was wspierać. Przedarcie się tam, korzystając z obrony budynków, nie powinno być ciężkie, chyba że Milicja ma jeszcze coś w zanadrzu.
-
Hehe, mam dobre przeczucia co do tego. Ostatnia prosta i opuszczamy to pobojowisko. A na dodatek wciąż żyję. Dzięki ci Panie. - pomyślał, uważając w swym ograniczonym umyślę, że opuszczenie posterunku oznacza kres wszelkich problemów i ratunek. Poprawił zawiniątko z teczką i poszedł w kierunku bramy, nie zważając czy reszta idzie za nim.
-
Budynki zapewniały należytą ochronę, więc zdołaliście opuścić teren posterunku, choć to nie koniec zmartwień, musicie teraz jak najszybciej uciec i zgubić ewentualny pościg, aby odwetowa wyprawa Milicji czy Z-Com nie dotarła pod samą bazę, co mogłoby skończyć się dla Was katastrofą.
-
Przypomniało mu się coś innego. Pojazd którym przyjechali, miał ich stąd zabrać. Nie był pewien czy zdołali odjechać, nie było ich w pobliżu. Może zauważy ich w dalszej drodze. Szedł dalej, chaotycznie skręcając w uliczki, próbując przypomnieć sobie drogę do bazy.
-
Nie musiałeś, bo choć pojazdu ani jego załogi nie było w pobliżu, to pewnie mieli powód, żeby odjechać. Finalnie go odnaleźliście, wraz z resztą pomagających Wam żołnierzy, a przynajmniej częścią z nich, bo oddział był definitywnie przetrzebiony, a na dodatek kilku ludzi wciąż opatrywało rannych.
-
Podszedł bliżej.
- Jesteśmy. - było to jedyne słowo jakie wypowiedział. Owszem był zdołowany poniesionymi stratami, bo czuł wieź z każdym członkiem religijnej społeczności, ale nie był lekarzem więc nie miał jak pomóc w opatrywaniu rannych. Zamiast tego wyciągnął i zaczął ją przeglądać, Nie mógł się powstrzymać przed sprawdzeniem czy ta misja była warta tego zachodu.
-
O ile informacje zawarte tutaj były rzeczywiście prawdziwe, to jak najbardziej, masz w dłoniach życiorysy i najważniejsze informacje o przynajmniej kilkunastu ważniejszych postaciach należących do Z-Com, Milicji i Armii Światowej w mieście i jego okolicy oraz dane jeszcze większej liczby osób, już nie tak istotnych.
-
Poszukał informacji o jedynym człowieku jaki go w tej chwili interesował - niesławnym komandosie Bonaventurze Chrisie
-
Teczki większości osób były cienkie, liczyły kilka kartek maksimum, ale nie ta, tutaj doliczyłeś się ich łącznie kilkunastu, odliczając niemalże puste strony tytułowe. Miałeś przed sobą sporo lektury, a czasu niewiele, niedługo będziecie się zapewne zbierać, więc pozwolić sobie możesz tylko na przeczytanie suchych faktów i informacji na jego temat umieszczonych w tabeli bądź na przestudiowanie któregoś z etapów życia, od dzieciństwa do chwili obecnej, choć musisz mieć świadomość, że chwila obecna przedstawiona w dokumentach oznacza zapewne czas sprzed kilku miesięcy, a może i dłużej.
-
Tak, to nie była dobra chwila na skupianie się na lekturze. W końcu to on miał dowodzić całą tą akcją. Zdusił więc w sobie chęć poznania bliżej wroga i zamknął teczkę. Zwrócił się do kierowcy:
- Czy możemy już stąd odjechać? -
- Jakby to ode mnie zależało, to już dawno by mnie tu nie było. Ty tu dowodzisz, więc powiedz: Możemy?
-
Na usta już cisnęła mu kwestia, która miał okazać swoją dominacje nad człowiekiem, który wydał mu się trochę zbyt arogancki jak na pozycje jaką zajmował. Postanowił jednak odpuścić i powiedział jedynie:
- Tak, możemy. Wracajmy do domu. -
Niedbale zasalutował i wrócił za kierownicę swojego samochodu, czekając, aż wszyscy się załadują. Gdy tak się stało, jego pojazd popędził znanymi tylko Fanatykom ścieżkami pośród zrujnowanego miasta, wprost do Waszej bazy.
-
Skoro teraz na pewno byli już bezpieczni, nic nie stało na przeszkodzie przejrzenia teczki tak na poważnie. Nie wysiadając z auta, zaczął dokładnie studiować posiadany tekst.
-
@Kubeł1001 napisał w Los Angeles:
przeczytanie suchych faktów i informacji na jego temat umieszczonych w tabeli bądź na przestudiowanie któregoś z etapów życia, od dzieciństwa do chwili obecnej, choć musisz mieć świadomość, że chwila obecna przedstawiona w dokumentach oznacza zapewne czas sprzed kilku miesięcy, a może i dłużej.
//Nie odbierz tego tak, że celowo opóźniam Ci postęp, ale chcę odkrywać tajemnice tego NPC powoli, żeby zbudować napięcie i doprowadzić przy okazji do rozwiązania kilku wątków fabularnych, dlatego wolałbym, żebyś na razie przeczytał tylko jeden z podanych wyżej fragmentów całej teczki.//
-
Postanowił zacząć od początku, czyli od historii jego dzieciństwa. Na przeczytanie praktyczniejszych informacji jeszcze znajdzie czas, a poznanie życiorysu pozwoli lepiej mu poznać, zrozumieć, zżyć się z wrogiem i da jeszcze większą satysfakcję kiedy osobiście zatopi ostrze swej sztucznej ręki w jego pieprzonym, czarnym, grzesznym sercu! Hmm, chyba zaczynam odbierać tę sprawę zbyt osobiście. - pomyślał. W każdym razie zaczął czytać.