Moskwa
-
Nie wydawali się szczególnie poruszeni tym, czego dokonali, ani co tu zastali. Widać było, że trzeba naprawdę wiele, żeby na ich ogorzałych twarzach dało się dostrzec jakiekolwiek emocje. Przypominali bardziej maszyny niż ludzi, ale działali, i to się ceniło. Wy zaś bez problemu wyszliście na zewnątrz, gdzie tamci zostawili garść żołnierzy i wszystkie swoje pojazdy.
-
Specnaz albo coś na jego wzór, pomyślał Potomkin tym razem bez przekąsu.
Ciekawe czy drogę do kwater będą musieli przebyć pieszo czy dadzą im nacieszyć się luksusem podróży pojazdami. Nie, żeby Konserwa narzekał, bo narzekać nie mógł, ale to już nie były te lata, by wszędzie grzać z buta. -
Wasze ciężarówki wciąż tu były, jeśli pośród ocalałych był ktoś, kto potrafił je prowadzić, to bez problemu nimi wrócicie, zwłaszcza, że nie ma co martwić się o przeładowanie, niedobitki zmieszczą się na dwóch, góra trzech pojazdach. Zanim się to jednak stanie macie chyba chwilę oddechu, bo dowódca najwidoczniej postanowił porozmawiać z tamtymi.
-
“Przerwa? Dobrze. Można pogadać z tamtym młodym, może już znosi to trochę lepiej. Tylko gdzie on jest?”
Rzucił wzrokiem za żołnierzem, wraz z którym udało mu się wyjść żywym z szponów skocznych kurw. -
Stał gdzieś na uboczu. Chyba tylko Ty, jak przystało na samotnika, nie straciłeś żadnego krewnego lub przyjaciela czy chociażby lubianego towarzysza broń w tej bitwie. On najwidoczniej stracił brata czy najlepszego kumpla, kto wie? Był przybity, ale o wiele bardziej, niż pozostali. Jednak nim zdołałeś do niego podejść, Twoją uwagę przykuły podniesione głosy, a właściwie to głos, Waszego dowódcy, wygrażającego kilku spośród odsieczy niekompetencję i tym podobne. Tamci nie mieli nawet zamiaru odpowiedzieć i może by się rozeszli, gdyby nie oficer, który nagle nabrał animuszu i poniósł rękę na jednego z nich. Nim zdążył zadać cios, dwa inni błyskawicznie go pochwycili, a ten, na którego się zamierzył bez słowa przystawił mu do głowy pistolet i wypalił. Porzuciwszy zwłoki, wszyscy rozeszli się do swoich spraw, jak gdyby nigdy nic, a Wam wypada spieprzać, jeśli nie chcecie podzielić losu tamtego.
-
“No i patrz! Specjalni jak z obrazka!”
Zabrał się razem z pozostałymi i zapakował na pakę Urala, mając na uwadze młodego, którego jakoś tak nawet bez wielu słów polubił.
-
Nie wyskoczył pod koła podczas trasy, żeby ze sobą skończyć, a to już coś. Do bazy powróciliście szybko i sprawnie, kilkanaście Zombie, które mijaliście i odstrzeliwaliście ostatnimi nabojami dla sportu nie mogło stanowić problemu, jeśli wziąć pod uwagę, co wcześniej udało się Wam przeżyć. Zaś w samej bazie ledwo co opuściliście pojazdy, a zostaliście otoczeni przez innych żołnierzy i personel, którzy zaczęli wiwatować, jakby uznając Was za bohaterów. Może nie wiedzieli o tamtych, którzy przybyli Wam z odsieczą?
-
Może nie wiedzieli i lepiej, żeby się nie dowiedzieli. W końcu nie zaszkodzi niektórym poborowy usłyszeć pochwały lub dwóch, szczególnie po tak wyczerpującej batalii.
Zaś Potomkin stał, nieruchomy jak rzeźba i czekał na łaskwe odejście tłumu. -
Większości towarzyszących Ci ludzi jak najbardziej korzystała z blasku chwilowej chwały, poza kilkoma, którzy niezbyt mieli na to ochotę. Tacy tracili zainteresowanie tłumu, więc bez trudu udało Ci się odejść.
-
Wybornie. Młody był w tych kilku?
-
Tak jak pozostali, on również ruszył do kantyny, zapewne po to, aby topić smutki w wódce, której nikt mu dziś nie odmówi.
-
Postarał się go dogonić. Dzisiaj on stawia wódkę, niech ma Młody. W końcu on jeszcze wiele jej przepije w swoim życiu, a przynajmniej Potomkin miał taką nadzieję.
-
Wódka była dzisiaj na koszt przełożonych, tak przynajmniej wnioskowałeś po tym, jak barman co rusz sięgał pod ladę, wyjmując spod niej pełną butelkę i kieliszek, nie żądając widocznie nic w zamian.
-
Dzień dobroci dla zwierząt, kurwa mać. Ale na darmową wódkę, jeszcze po końcu świata, się nie narzeka. Nie, koniec świata to źle powiedziane; on nastąpi dopiero, gdy odmówi się przyjęcia tego jakże szlachetnego trunku.
Podniósł przyłbicę i wlał w siebie ognisty płyn. -
Paliło jak zawsze, ale miałeś wrażenie, że po tym, co dziś przeżyłeś, alkohol ten już zawsze będzie miał dla Ciebie o wiele bardziej cierpki smak.
-
Bzdura. Tyle razy sobie powtarzał, że wódka już nigdy nie będzie miała tego samego smaku i tyle razy się mylił. Po raz pierwszy w Afganie. Wódka zawsze będzie miała ten sam smak. Do końca. Wódki może być tylko za mało.
-
A więc pora się przekonać co do tych poglądów i znów zalać przyłbicę.
-
Nie inaczej. Nie inaczej, towarzyszu.
Chwycił kieliszek i jednym, wyćwiczonym ruchem podniósł go do ust i wypił. -
Zapiekła tak jak zawsze, jak to wódka piec potrafi, choć dla Ciebie było to jeszcze dużo za mało, żebyś mógł mówić o sobie jako o upitym.
-
No to raz jeszcze i jeszcze raz. Było zwycięstwo, musi być i picie. Nie wolno zaniedbywać pielęgnowania kultury narodowej, kurwa jej mać.