Moskwa
-
Nie wyskoczył pod koła podczas trasy, żeby ze sobą skończyć, a to już coś. Do bazy powróciliście szybko i sprawnie, kilkanaście Zombie, które mijaliście i odstrzeliwaliście ostatnimi nabojami dla sportu nie mogło stanowić problemu, jeśli wziąć pod uwagę, co wcześniej udało się Wam przeżyć. Zaś w samej bazie ledwo co opuściliście pojazdy, a zostaliście otoczeni przez innych żołnierzy i personel, którzy zaczęli wiwatować, jakby uznając Was za bohaterów. Może nie wiedzieli o tamtych, którzy przybyli Wam z odsieczą?
-
Może nie wiedzieli i lepiej, żeby się nie dowiedzieli. W końcu nie zaszkodzi niektórym poborowy usłyszeć pochwały lub dwóch, szczególnie po tak wyczerpującej batalii.
Zaś Potomkin stał, nieruchomy jak rzeźba i czekał na łaskwe odejście tłumu. -
Większości towarzyszących Ci ludzi jak najbardziej korzystała z blasku chwilowej chwały, poza kilkoma, którzy niezbyt mieli na to ochotę. Tacy tracili zainteresowanie tłumu, więc bez trudu udało Ci się odejść.
-
Wybornie. Młody był w tych kilku?
-
Tak jak pozostali, on również ruszył do kantyny, zapewne po to, aby topić smutki w wódce, której nikt mu dziś nie odmówi.
-
Postarał się go dogonić. Dzisiaj on stawia wódkę, niech ma Młody. W końcu on jeszcze wiele jej przepije w swoim życiu, a przynajmniej Potomkin miał taką nadzieję.
-
Wódka była dzisiaj na koszt przełożonych, tak przynajmniej wnioskowałeś po tym, jak barman co rusz sięgał pod ladę, wyjmując spod niej pełną butelkę i kieliszek, nie żądając widocznie nic w zamian.
-
Dzień dobroci dla zwierząt, kurwa mać. Ale na darmową wódkę, jeszcze po końcu świata, się nie narzeka. Nie, koniec świata to źle powiedziane; on nastąpi dopiero, gdy odmówi się przyjęcia tego jakże szlachetnego trunku.
Podniósł przyłbicę i wlał w siebie ognisty płyn. -
Paliło jak zawsze, ale miałeś wrażenie, że po tym, co dziś przeżyłeś, alkohol ten już zawsze będzie miał dla Ciebie o wiele bardziej cierpki smak.
-
Bzdura. Tyle razy sobie powtarzał, że wódka już nigdy nie będzie miała tego samego smaku i tyle razy się mylił. Po raz pierwszy w Afganie. Wódka zawsze będzie miała ten sam smak. Do końca. Wódki może być tylko za mało.
-
A więc pora się przekonać co do tych poglądów i znów zalać przyłbicę.
-
Nie inaczej. Nie inaczej, towarzyszu.
Chwycił kieliszek i jednym, wyćwiczonym ruchem podniósł go do ust i wypił. -
Zapiekła tak jak zawsze, jak to wódka piec potrafi, choć dla Ciebie było to jeszcze dużo za mało, żebyś mógł mówić o sobie jako o upitym.
-
No to raz jeszcze i jeszcze raz. Było zwycięstwo, musi być i picie. Nie wolno zaniedbywać pielęgnowania kultury narodowej, kurwa jej mać.
-
Kultura narodowa, kurwa jej mać, wjechała do baru z rozmachem już po kilku kieliszkach, gdy zaczęto nucić i śpiewać liczne piosenki, tak Międzynarodówkę, jak Kalinkę czy nowsze, powstałe na potrzeby walki z Nieumarłymi, utwory.
-
Pieśń, pieśń. Pieśń to jest potrzebna żołnierskiej duszy jak powietrze człowiekowi, a towarzysze i towarzyszki, pomnijcie na moje słowa, bez powietrza się nie obejdziecie!
Potomkin nie śpiewał, w ogóle nie często odzywał się. Za to nieustannie kiwał się w rytm muzyki i z każdym, wypitym kieliszkiem, amplituda jego wychyłu zwiększała się coraz bardziej. -
Za którymś razem pancerz wyjątkowo ściągnął Cię do tyłu i wyłożyłeś się na podłogę jak długi, ale nikt zdawał się tego nie zauważać, wszyscy mieli własne problemy ze stanem nadmiernego upojenia alkoholowego, żeby przejmować się Tobą.
-
Spróbował podźwignąć się z podłogi. Hej, jeszcze nie drogi kres!
-
Zbroja ciążyła Ci jak nigdy, ale pomoc kilku kolegów od kielicha, którzy dźwignęli Cię wspólnymi siłami, umożliwiła Ci kontynuowanie libacji w pozycji, która najbardziej przypomina siedzącą.
-
Wstawaj, narodzie uciśniony… Słowa pieśni zakołatały się w głowie Potomkina. O tak, szumiało mu, a to był nie lada wyczyn. Ale co za gbur chciałby zawstydzać kolegów swoimi umiejętnościami? Taaaaa, kuuuurła ich mać, mać…
Podniósł dłoń do góry i spróbował zejść z stołka, tak by, wylądować na dwóch nogach. Brygada rusz!